Выбрать главу

– Niewiele. Podobno byli bardzo młodzi. Może dwudziesto-, trzydziestoletni. To oczywiście nam nic nie pomoże. Szli szybko, ale chyba się nie przejmowali tym, że ich ktoś zobaczył. To wszystko, Alex – westchnął Kyle. – Świadek ma już osiemdziesiąt sześć lat i jest mocno przejęty tym całym zamieszaniem wokół jego osoby.

– Za to sprawcom nie można odmówić zuchwałości – zauważyłem. – Albo głupoty. Ciekawe, czy to ci sami, których ścigaliśmy w Nevadzie i Kalifornii?

Kyle uniósł głowę. Coś jeszcze miał mi do powiedzenia.

– Moi ludzie w Quantico tyrali przez pół nocy. Znaleźli kilkanaście podobnych przypadków. Tu, na wschodnim wybrzeżu. Wcale nie w Kalifornii.

– Znasz jakieś daty? – zapytałem.

– To właśnie najciekawsze. Morderstwa trwają już od dawna, lecz nikt przed nami nie wpadł na to, żeby połączyć je ze sobą. Najstarsza zbrodnia miała miejsce przed jedenastoma laty.

Rozdział 43

Podczas kolacji dołączyła do nas stara przyjaciółka. Prawdę mówiąc, był to pomysł Kyle’a, który nawet zarezerwował stolik w Grille na North Tyron.

Kate McTiernan praktycznie nie zmieniła się od czasu polowania na psychopatę, zwanego Casanovą, w Durham i Chapel Hill, w Karolinie Północnej. Przeżyła wtedy napad i porwanie, bo przestępca uznał ją za najpiękniejszą dziewczynę w całych południowych stanach.

Poza tym, była nieprzeciętnie inteligentna. Ukończyła studia medyczne i podjęła praktykę pediatryczną, ale ciągle myślała o chirurgii.

Kiedy podeszła do naszego stolika, zastała nas przy rozmowie. Właśnie się kłóciliśmy o to, jak pokierować dalszym śledztwem.

– Cześć, chłopcy.

Jej piękną twarz okalały długie ciemne włosy. Dłuższe, niż miała przedtem. W ciemnych oczach czaił się błysk rozbawienia. Wprost tryskała energią i urodą, ale wiedziałem, że gdzieś w duszy chowa niezatarty ślad.

– Dajcie już spokój – powiedziała. – Za bardzo przejmujecie się pracą. Wyłuzujcie się trochę, przynajmniej na dziś wieczór.

Popatrzyliśmy na nią ze zdumieniem, szczerząc zęby jak idioci. Wiele przeszliśmy razem złego i dobrego, by teraz móc się spotkać na kolacji w Charleston.

– Co za przypadek! – zawołała. – Właśnie przyjechałam na sympozjum medyczne. – Usiadła.

– Alex nie wierzy w przypadki – zauważył Kyle.

– Nie szkodzi. Najważniejsze, że jesteśmy razem, złączeni bożą pomocą, za co chwalmy Pana.

– Widzę, że masz znakomity humor – rzekł Kyle. Sam też w tej chwili nie wyglądał na ponuraka.

– A czym mam się martwić? Przede wszystkim, bardzo się cieszę, że was znów widzę. A poza tym, na wiosnę wychodzę za mąż! Mój kochany Thomas oświadczył mi się dwa dni temu.

Kyle wymamrotał jakieś gratulacje, a ja natychmiast skinąłem na kelnera i zamówiłem butelkę szampana. W ciągu następnych paru minut Kate opowiedziała nam niemal wszystko o Thomasie. Dowiedzieliśmy się, że prowadzi niewielką księgarnię w Karolinie Północnej, że maluje pejzaże i że – zdaniem Kate – w obu tych dziedzinach jest wyjątkowo dobry.

– Pewnie, że w tym, co mówię, nie jestem obiektywna, ale z drugiej strony lubię pogrymasić. Thomas ma talent. To świetny facet. Jak tam Nana i twoje dzieci, Alex? Co słychać u Louise, Kyle? – spytała. – Powiedzcie mi jak najwięcej. Ogromnie się za wami stęskniłam.

Pod koniec kolacji już wszyscy byliśmy w szampańskich nastrojach. Po raz kolejny przyznawałem w duchu, że Kate to prawdziwa dusza towarzystwa. Potrafiła rozruszać nawet Kyle, który na ogół nie przepadał za zabawą. Przez cały czas nie odrywał od niej wzroku.

Tuż po jedenastej wyszliśmy z restauracji i uściskaliśmy się na pożegnanie.

– Macie być na weselu – oznajmiła Kate, energicznie przytupując nogą. – Kyle przyjedzie z Louise, a ty, Alex, przywieziesz swoją nową dziewczynę. Przyrzekacie?

Przyrzekliśmy. Nie zostawiła nam wyboru. Przez chwilę spoglądaliśmy za nią, jak szła do samochodu. Na domowe wizyty jeździła starym niebieskim volvo.

– Bardzo ją lubię – powiedziałem, choć było to oczywiste.

– Ja też – dorzucił Kyle, wciąż patrząc za odjeżdżającym samochodem. – To wspaniała dziewczyna.

Rozdział 44

Wreszcie udało się ułożyć fragment łamigłówki. Miałem nadzieję, że to pomoże nam w walce z wampirami. Pod wieczór następnego dnia agenci FBI przedstawili listę dwunastu miast na wschodzie Stanów Zjednoczonych, w których od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego dziewiątego roku zanotowano serię morderstw połączonych z pogryzieniami. Przepisałem ją do notatnika i zamyśliłem się głęboko. Co łączyło te wszystkie miasta?

Atlanta

Birmingham

Charleston

Charlotte

Charlottesville

Gainesville

Jacksonville

Nowy Orlean

Orlando

Richmond

Savannah

Waszyngton

Długa Usta. To poważny problem. Poza tym, pasmo zbrodni ciągnęło się przez dekadę. W tym tkwiła jeszcze większa, groźniejsza tajemnica.

Lista miast, z których donoszono o podobnych napadach, nie zakończonych jednak morderstwem, okazała się jeszcze dłuższa. Popatrzyłem na nią z zakłopotaniem. Wydawało mi się, że mam do czynienia z jakimś niewiarygodnym spiskiem.

Nowy Jork

Boston

Filadelfia

Pittsburgh

Virginia Beach

White Plains

Newburgh

Trenton

Atlanta

Newark

Atlantic City

Tom’s River

Baltimore

Princeton

Miami

Gainesville

Memphis

College Park

Charlottesville

Rochester

Buffalo

Albany

Wydział zabójstw w Quantico pracował przez całą dobę. Kyle był przekonany, że w najbliższym czasie na obu listach pojawią się kolejne miasta i nowe, wcześniejsze daty.

W Atlancie, Gainesville, Nowym Orleanie i Savannah, w różnych latach zdarzyły się po dwie zbrodnie. Najgorsza sytuacja była w Charlotte, w Karolinie Pomocnej. Trzy tajemnicze morderstwa, począwszy od osiemdziesiątego dziewiątego roku. Może to właśnie tam wszystko się zaczęło?

FBI rozesłało agentów do wszystkich dwunastu miast z pierwszej listy. Siły specjalne skierowano do Charlotte, Atlanty i Nowego Orleanu.

Skończyłem robotę w Charleston. Niewiele się dowiedziałem. Nie podano wiadomości do prasy, żeby nie budzić niepotrzebnej paniki. Chcieliśmy tę sytuację utrzymać jak najdłużej.

Wieczorem wybrałem się do Spooky Tooth. Było to jedyne miejsce w Charleston, w którym zbierali się miłośnicy horrorów i wampirów. Odkryłem tam niewielkie grono młodych ludzi, przeważnie nastolatków – gimnazjalistów i licealistów. Porozmawiałem z właścicielem. Wypytałem go o klientów. Przyznał, że to zbuntowana młodzież, lecz zaprzeczył, żeby ktoś z nich był zdolny do morderstwa.

Następnego dnia wróciłem do Waszyngtonu. Wieczorem, o wpół do ósmej, wybrałem się wraz z Naną, Jannie i Alexem na występ chóru chłopięcego.

Koncert przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Damon znalazł się w gronie śpiewaków, których oddzielnie wymieniono w programie, z imienia i nazwiska. Cudnie wykonał solową partię, pod tytułem The Ash Grove.

– Widzisz, co tracisz? – szeptem spytała Nana, pochylając się w moją stronę.

Rozdział 45

William i Michael bardzo lubili południową część Stanów Zjednoczonych. Dzikie przestrzenie, powiew wolności… Czuli się tu jak u siebie. A najważniejsze, że wszystko szło zgodnie z planem.