Выбрать главу

Pomyślałem o Supermózgu. Jak działał w przeszłości? Wyśmiewał się i dręczył, groził… i zabijał, kiedy najmniej się tego spodziewałem. Zadawał cios prosto w serce.

Kiedy najmniej się tego spodziewałem.

Czyny, nie słowa.

Potworne morderstwa.

Wiedział, że nie wróciłem od razu do Waszyngtonu. Skąd miał pewność, że nadal jestem w San Francisco?

Nie mogłem się skoncentrować. Może był tutaj, na tej ulicy? Może mnie obserwował? Już raz dał dowód, że potrafi mnie śledzić, sam pozostając w ukryciu. Wyzywał mnie na pojedynek?

Zapiszczała komórka. Serce skoczyło mi do gardła. Niezgrabnie chwyciłem słuchawkę.

– Cross.

– Wszystko w porządku, Alex. Jestem w twoim domu, razem z Naną i dziećmi. Nic im się nie stało. Stoją przy mnie.

Zamknąłem oczy i westchnąłem z ulgą.

– Daj mi Nanę do telefonu – powiedziałem do Sampsona. – I niech się nie wykręca. Muszę jej wyjaśnić, co ma robić dalej.

Rozdział 96

Sampson obiecał zostać z Naną i dziećmi do czasu, aż wrócę. Tylko jemu mogłem całkowicie zaufać. Z nim były na pewno bezpieczne. Mimo to, ciągle dręczyła mnie niepewność. Za nic w świecie nie chciałem wyjeżdżać z Kalifornii, póki nie dowiem się, co z Jamillą.

Przemogłem się i zadzwoniłem do Tima Bradleya, do redakcji Examinera. Nie wiedział, gdzie jej szukać. Nie miał pojęcia, że wzięła wolne. Może po prostu chciała uciec z miasta i na chwilę zapomnieć, że jest detektywem?

W końcu doszedłem do wniosku, że całkiem niepotrzebnie zostałem w San Francisco. Im dłużej tkwiłem na ulicy, tym bardziej byłem o tym przekonany. To chyba skutek przemęczenia pracą. Dałem się ponieść wyobraźni.

Za każdym razem, gdy chciałem odjechać, stawał mi przed oczami widok bestialsko okaleczonych zwłok Betsey Cavalierre.

Nie osiągnąłbym w pracy niczego, gdybym nie słuchał przeczuć.

Przeczucia, gniecenie w dołku, minione doświadczenia.

A może przede wszystkim upór?

Trwałem więc nadal na posterunku. Parę razy wysiadłem z samochodu i przeszedłem się po ulicy. Wsiadałem znowu.

Znów czekałem. Czułem się trochę głupio, ale nie zamierzałem zrezygnować. Pogadałem chwilę z Sampsonem. W domu nadal było wszystko w porządku. Sampson sprowadził do pomocy jeszcze jednego detektywa z wydziału zabójstw, Jerome’a Thurmana. Znałem go. Podwójna garda przed domniemanym atakiem Supermózgu. To wystarczy?

A potem zobaczyłem Jamillę. Przyjechała swoim starym saabem. Z radości klasnąłem w dłonie. Walnąłem w deskę rozdzielczą. Tak! Była bezpieczna! Dzięki Ci, Boże w Niebiosach.

Zatrzymała się opodal domu i wysiadła. Miała ze sobą sportową torbę z emblematem Uniwersytetu San Francisco. Krótka granatowa koszulka, szare spodnie od dresu, włosy związane w kucyk. Z trudem się powstrzymałem, żeby nie podbiec do niej i jej serdecznie nie uściskać. Zostałem jednak w samochodzie. Jak dobrze, że ją widzę. Nie zginęła z rąk Supermózgu.

Rozejrzałem się po ulicy, żeby sprawdzić, czy nikt jej nie śledził. Coś mi podpowiadało, że w zasadzie mogę już wracać do Waszyngtonu. I wówczas znowu przypomniała mi się Betsey. Zabito ją dopiero po zakończeniu śledztwa.

Dlaczego wtedy? Dlaczego właśnie ona? Niemal nie chciałem poznać na to odpowiedzi.

Odczekałem, żeby Jamilla weszła do mieszkania, i zadzwoniłem do niej z komórki.

– Tu Jamilla Hughes. Nie rozłączaj się. Po usłyszeniu sygnału zostaw dla mnie wiadomość.

Cholera jasna! Jak ja nie cierpię tych maszyn! W domu nie miałem sekretarki.

– Jamillo, mówi Alex Cross. Odezwij się do mnie. To bardzo ważne. Będę…

– Cześć, Alex. Gdzie jesteś? Jak się czujesz? – zapytała wesoło, co tym razem było zupełnie nie na miejscu, jeśli wziąć pod uwagę obecny stan moich nerwów.

– Wysłuchaj uważnie tego, co ci powiem. – Wyjaśniłem jej sytuację w krótkich, rzeczowych słowach, jakbym nadal mówił do automatu. W końcu przyznałem się do najgorszego – że siedzę w samochodzie niemal tuż pod jej drzwiami.

– Na miłość boską, wejdź do środka! – powiedziała. W jej głosie nie było śladu nagany ani nawet zdziwienia. – Chyba trochę przesadzasz. Chodź, pogadamy o tym. Przemyślimy to razem.

– Nie, lepiej będzie, jak jednak tu zostanę. Mam nadzieję, że nie weźmiesz mnie za wariata. Morderca Betsey skontaktował się ze mną po jej śmierci. Z tego co wiem, Supermózg może być teraz w San Francisco. Zabił ją zaraz po zakończeniu śledztwa. Maureen Cooke też zginęła w Nowym Orleanie już po zabójstwie Charlesa i Daniela.

To ją zastanowiło.

– Wiesz co, Alex? Faktycznie jesteś trochę kopnięty, ale podzielam twoje obawy. Rozumiem, do czego zmierzasz… i dziękuję, że się o mnie troszczysz. To, co spotkało Betsey, było naprawdę straszne.

Cieszyłem się, że przynajmniej mogę z nią porozmawiać. Gdy skończyliśmy, wygodniej rozsiadłem się w samochodzie i nadal patrzyłem na ulicę. Przez lata nauczyłem się ufać instynktowi, nawet wbrew logice i radom znajomych. Sam nie wiem, ile razy myślałem o Betsey. Ile razy zastanawiałem się, kto ją zabił? Teraz też właśnie nad tym łamałem sobie głowę.

Siedziałem tak przez kilka godzin. Parę razy rozmawiałem z Jamilla. Namawiała mnie, żebym do niej przyszedł. Twardo odpowiadałem „nie”.

– Pozwól, że zrobię to po swojemu, Jam.

Było już późno i z wolna zacząłem przysypiać. Zauważyłem, że zgasiła światło. Bardzo dobrze. Przynajmniej jedno z nas zachowywało się normalnie.

Wciąż czekałem. Miałem przeczucie, że zaraz coś się zdarzy. Coś wielkiego, wstrętnego i bolesnego zarazem. Coś, czego bym wolał raczej nie oglądać. Trzymałem w ręku koniec sznura i bałem się zań pociągnąć. Już wolałem polegać na „słynnym instynkcie”. No i proszę, gdzie mnie zaprowadził. To już trwało zbyt długo.

Nagle go zobaczyłem – i wszystko się ułożyło. Fragmenty łamigłówki wskoczyły na swoje miejsca, tworząc czytelny obraz. Tu już nie tylko chodziło o śmierć Betsey, ale także o Casanovę i Kate McTiernan. O to, że zawsze był o krok przede mną.

Morderca przyszedł do Jamilli.

Supermózg był w San Francisco.

Pociemniało mi w oczach ze strachu. Poczułem nagle straszne rozczarowanie, smutek i niechęć. Zachciało mi się wymiotować.

To był Kyle Craig. Obserwował mieszkanie Jamilli. Skradał się jak psychopata. Cholerny Supermózg. Przyszedł, żeby ją zabić.

Jak miałem go powstrzymać?

Rozdział 97

– Nie śpisz, Jamillo? – zapytałem cichym, pełnym napięcia głosem. Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Nie mogło być gorzej. Jednym okiem spoglądałem na Kyle’a. Obserwował mieszkanie JamillL A żeby go szlag trafił!

– Teraz już nie. Nieprawda, i tak nie mogłam zasnąć. Gdzie jesteś, Alex? Tylko mi nie mów, że wciąż na dole. Co się dzieje?

– Słuchaj uważnie. Supermózg stoi na ulicy. Widzę go. Podejrzewam, że za jakiś czas spróbuje wejść do budynku. Muszę to zrobić przed nim, a nie chcę, żeby mnie zobaczył. Jest tu gdzieś jakieś tylne wyjście?

A potem jej zdradziłem nazwisko mordercy. Rozzłościła się nie na żarty. Posłała zgrabną wiązankę pod adresem Kyle’a.

– Wiedziałam, że z nim coś nie tak! Ale żeby tyle… Dorwiemy sukinsyna. Nie będzie aż tak cwany.

Powiedziała mi, gdzie znaleźć wyjście awaryjne i schody pożarowe. Pobiegłem tam, korzystając z osłony każdego cienia. Miałem nadzieję, ze Kyle mnie nie zauważył. Musiałem jednak pamiętać, że był Supermózgiem.

Był bardziej cwany i mądrzejszy od wszystkich moich poprzednich przeciwników.

O wiele lepiej ode mnie znał sztukę inwigilacji.

I nie popełniał błędów. Przynajmniej do dzisiaj.