Może nadal mnie obserwował? Może wraz ze mną przyleciał do Waszyngtonu? Nie powinienem o tym myśleć. Rzecz w tym, że nie potrafiłem.
Może spoglądał na mnie przez lornetkę, kiedy szedłem do domu ciotki Tii, w Chapel Gate, w stanie Maryland, niecałe dwadzieścia pięć kilometrów na pomoc od Baltimore? Skąd mógłby wiedzieć, że tam jestem? No, w gruncie rzeczy to był jego zawód. Jak miał ominąć mnie i Sampsona? To chyba raczej niemożliwe. Chociaż w jego przypadku nikt nie mógł być niczego pewny.
Dzieciom nawet spodobały się te niezwykłe wakacje. Nie musiały chodzić do szkoły. Ciotka Tia zawsze je rozpieszczała, podobnie jak mnie, kiedy byłem mały.
– Tak jak dawniej, tak jak dawniej – mruczała, dając nam w środku dnia po kawałku gorącego ciasta lub wręczając niespodziewany prezent. Nana też była w milszym nastroju niż zwykle. Chyba lubiła „małą siostrzyczkę”. Tia miała „zaledwie siedemdziesiąt osiem” lat, więc była młodsza od Nany. Żywa i bardzo nowoczesna jak na swoje lata, uwielbiała pichcić przeróżne potrawy. Pierwszego dnia zrobiły z Naną spaghetti z serem gorgonzola, sałatkę z brokułów i przepyszny piernik. Jadłem tak, jakby to miał być mój ostatni posiłek w życiu.
A potem dokazywałem z dziećmi aż do jedenastej. Nieprzyzwoita pora – już dawno powinny być w łóżkach. Bawiliśmy się znakomicie. Zdecydowanie wolę mówić właśnie o takich sprawach, a nie o morderstwach. Więc jeszcze trochę: jestem ojcem i ponad życie kocham Damona, Jannie i Alexa. To chyba coś tłumaczy.
Następnego dnia pojechałem do Waszyngtonu. Nad bezpieczeństwem mojej rodziny czuwali agenci FBI. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że kiedyś będę musiał sam korzystać z tej formy ich pomocy. Prawdę mówiąc, bałem się jak cholera.
Po południu zjawiłem się w kwaterze głównej FBI i dowiedziałem się, że ponad czterystu federalnych otrzymało rozkaz znalezienia i schwytania Kyle’a Craiga. Jak dotąd, żaden przeciek nie trafił do prasy. Burns chciał, żeby tak zostało. Ja również. A najbardziej czekałem na to, że Kyle wpadnie w nasze ręce, zanim znów kogoś zabije.
Na przykład kogo? Gdzie szukał następnej ofiary?
Rozdział 103
– Christine? Tu Alex – powiedziałem. Coś mnie ściskało w dołku. – Przepraszam, że cię niepokoję. To bardzo ważne, inaczej bym nie dzwonił. – Nie kłamałem. Ten telefon kosztował mnie wiele nerwów.
– Co z małym Alexem? – zapytała zaniepokojonym tonem. – A z Naną?
– Nie, nie. U nich wszystko w porządku – napomknąłem ostrożnie.
Zapadło niezręczne milczenie. Kiedyś byliśmy zaręczeni i planowaliśmy ślub. Potem Christine ze mną zerwała, bo nie mogła na co dzień wytrzymać z detektywem z wydziału zabójstw. Zbyt często miewaliśmy podobne rozmowy.
– Niedobrze, Alex – westchnęła. – Co się stało? Znów się pojawił Geoffrey Shafer? – spytała. Wyczuwałem drżenie w jej głosie. Nic dziwnego. Shafer ją kiedyś porwał i uwięził.
– Nie, to nie on.
Opowiedziałem jej o Kyle’u. Znała go, nawet lubiła, więc spadło to na nią jak grom z jasnego nieba. Przed kilku laty skrzywdziło ją podobne monstrum. Nigdy mi w pełni nie wybaczyła, że wciągnąłem ją w tamtą aferę. Nie mogłem jej za to winić. Bywały chwile, że sam miałem żal do siebie. Teraz z kolei przypomniałem sobie, jak bardzo ją kiedyś kochałem. A może nadal kocham?
– Znasz jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogłabyś przeczekać? – spytałem. – Jedź tam. To bardzo ważne. Kyle jest potwornie groźny, Christine.
– Och, Alex. Przecież dlatego przyjechałam tutaj, żeby czuć się zupełnie bezpieczna. Po co na nowo wkraczasz w moje życie?
Zapewniła mnie, że najbliższe dni spędzi u przyjaciela. Ostrzegłem ją, żeby nie wymieniała przez telefon żadnych adresów ani nazwisk. Rozpłakała się i odłożyła słuchawkę. Czułem się jak zbity pies; było mi potwornie głupio. Krótka rozmowa przywołała wszystkie najgorsze chwile z naszej znajomości.
Następnie zatelefonowałem do Jamilli. Wmawiałem sobie, że chcę sprawdzić, czy nic jej się nie stało, lecz w gruncie rzeczy chciałem z nią porozmawiać. Na równi ze mną po uszy tkwiła w tej sprawie. Niestety, nie zastałem jej w domu. Nagrałem się na sekretarkę. Powiedziałem, że się bardzo martwię i że ostrożność nie zawadzi.
Zadzwoniłem niemal do wszystkich, na których mi zależało. Do wszystkich, którzy mogli mieć jakiś kontakt z Kyle’em.
Ostrzegłem parę przyjaciół-detektywów, Rakeema Powella i Jerome’a Thurmana, z waszyngtońskiej policji. Wątpliwe było, żeby to właśnie ich Kyle próbował zabić, ale wolałem nie zostawiać żadnej otwartej furtki.
Porozmawiałem także z moją główną wtyczką w Washington Post, czyli z Zacharym Scottem Taylorem. Od lat żyliśmy w ogromnej przyjaźni. Usiłował naciągnąć mnie na wywiad, ale odpowiedziałem mu, że nic z tego. Kyle był zazdrosny o artykuły, jakie Zach wypisywał o mnie. Sam mi to kiedyś powiedział. To stwarzało dodatkową groźbę.
– Mówię poważnie – upomniałem Zacha. – Nie próbuj go nie docenić. Jesteś na jego czarnej liście, więc musisz mieć się na baczności.
Następni byli Scorse i Reilly z FBI, z którymi pracowałem w czasie śledztwa w związku z porwaniem Maggie Rosę Dunne i Michaela Goldberga. Już słyszeli o łowach na Kyle’a, lecz nie martwili się o własne bezpieczeństwo. Aż do teraz.
Zadzwoniłem do mojej siostrzenicy Naomi, uprowadzonej kiedyś przez Casanovę. Była prawnikiem w Jacksoiwille, na Florydzie. Miała całkiem fajnego chłopaka, Setha Samuela Taylora. Zamierzali się pobrać gdzieś pod koniec roku.
– Kyle lubi niszczyć ludziom szczęście – powiedziałem. – Bądź ostrożna. Wiem, że na pewno będziesz.
Zadzwoniłem do Kate McTiernan, do Karoliny Pomocnej. Przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie podczas wspólnej kolacji z Kyle’em. Czy to miało głębsze znaczenie? A kto to mógł teraz wiedzieć? Kate obiecała, że będzie uważać. Przy okazji mi przypomniała, że ma trzeci dan w karate. Lecz Kyle ją lubił – i to chyba niepokoiło mnie najbardziej. Moje obawy rosły z minuty na minutę.
– Pilnuj się, Kate. Kyle to najgorszy wariat, jaki mi się trafił.
Skontaktowałem się z Sandy Greenberg z Interpolu, która już nieraz pracowała z Kyle’em. Wręcz była zszokowana, że okazał się mordercą. Przyrzekła, że będzie czujna, dopóki go nie złapiemy, i zaoferowała wszelką pomoc, gdyby zaszła potrzeba.
Kyle Craig był zimnym, bezlitosnym zabójcą.
Moim współpracownikiem i przyjacielem, pomyślałem.
Ciągle nie mogłem w to uwierzyć. Próbowałem ułożyć listę potencjalnych ofiar.
1. Ja
2. Nana i dzieci
3. Sampson
4. Jamilla
Potem jednak przyszło mi do głowy, że podchodzę do tego z własnego punktu widzenia, niekoniecznie spójnego z zamiarami Kyle’a. Spróbowałem więc znowu:
1. Rodzina Kyle’a – wszyscy
2. Ja – i moja rodzina
3. Dyrektor Burns z FBI
4. Jamilla
5. Kate McTiernan
Siedziałem sam w pustym domu przy Fifth Street i zastanawiałem się, co mam robić. Doprowadzało mnie to do szału. Czułem, że kręcę się w kółko.
Kyle był zdolny do wszystkiego.
Rozdział 104
Wreszcie zadzwonił.
– Zabiłem ich i nic nie poczułem. Zupełnie nic. Lecz ty poczujesz, Alex. W pewnym sensie, to ty jesteś winny. Nikt inny, tylko ty. Nawet nie chciałem ich zabijać. Ale musiałem. Tak zwykle dzieje się w thrillerach. Przyznaję, że wymknęło się to spod kontroli.
Słuchałem tych okropnych wyznań kwadrans po piątej rano. Spałem zaledwie trzy godziny, kiedy obudził mnie terkot telefonu. Wpadłem w panikę. Serce waliło mi tak głośno, że słyszałem każde uderzenie.