- Masz rację! Porozmawiamy później!
I przytulając mocno do siebie gaworzące niemowlę, Fiora przekroczyła wreszcie próg Domu w Barwinkach, po którym rozchodził się zapach pieczonego kurczaka. * * *
Tego wieczora Fiora postanowiła, że wszyscy razem zjedzą w kuchni, mimo pełnych zgorszenia protestów Petroneli, która uważała, że pani na włościach to nie przystoi. Fiora nie chciała o niczym słyszeć.
- Od miesięcy marzyłam o powrocie do domu - powiedziała - ale bez was wszystkich byłby on tylko pustą skorupką. Potrzebuję was tuż obok. Poza tym znam sale pałacowe, które nie umywają się do twojej kuchni, Petronelo.
I w ten oto sposób wszyscy spotkali się przy długim stole z woskowanego dębu, na którym Leonarda rozpostarła cienki, płócienny obrus, a Florent na cześć Fiory porozstawia! bukieciki drobnych różowych różyczek i barwinków. Domownicy radośnie zasiedli wokół specjałów Petroneli, począwszy od pasztetów z łososia, z węgorza i z jarząbka, cienkich kiełbasek i soczystej pieczeni z warchlaka z czerwonymi porzeczkami, a skończywszy na smakowitych pączkach z kwiatem akacji, różnorodnych konfiturach i galaretce z karmelem i migdałami, poprzez świeże serki podane na liściach winorośli z przyprawami. Naturalnie Stefan wydobył z piwnicy kilka butli swoich najlepszych win z Orleanu i Vouvray.
Fiora oczywiście mówiła znacznie więcej niż pozostali biesiadnicy, choć nie omieszkała zadawać pytań o to, co działo się w trakcie jej nieobecności. Wszyscy chciwie słuchali relacji o jej losach od chwili, gdy Montesecco porwał ją na rozkaz papieża, by zawieźć do Rzymu. Jednakże opowiadanie sprawiało narratorce pewne problemy. Nie mogła przecież urazić uczuć religijnych tych dobrych ludzi ani opowiedzieć im o szczegółach swego życia w tym okresie. Trzeba było jedno przyciąć i ociosać, a co innego upiększyć, na przykład bardziej szczegółowo opowiedzieć o pobycie w klasztorze San Sisto niż w pałacu Borgii oraz przemilczeć małżeństwo z Carlem, a zwłaszcza namiętny romans z Lorenzem. Oczywiście nie można było pominąć zabójstwa Giuliana w katedrze we Florencji - Fiora dostrzegła wówczas, że twarze słuchaczy spochmurniały, a ręce pospiesznie nakreśliły znak krzyża.
- To naszemu królowi - zakończyła - zawdzięczam, że mogłam do was wrócić bez przeszkód. Spotkanie z jego posłem we Florencji umożliwiło mi wreszcie podróż do Francji.
Wzniesiono zatem toast za zdrowie króla Ludwika, po czym Fiora, Leonarda i Khatoun, której posłano obok pokoju młodej pani, wróciły do swych komnat, gdzie pod opieką niańki spał już mały Filip.
Przybywając do Turenii Fiora żywiła pewne obawy, co domownicy pomyślą o Khatoun, ale szybko się uspokoiła. Układność i wesołość młodej Tatarki sprawiła, że zapomniano o jej nieco egzotycznym wyglądzie. Petronela dostrzegła nawet pewne jej podobieństwo do posążka świętej Cecylii z opactwa Świętego Kośmy. Jednakże dobrej kobiecie zależało na wyjaśnieniu pewnego drobiazgu, który bardzo leżał jej na sercu.
- Czy ona... jest chrześcijanką?
- Oczywiście - odpowiedziała Fiora. - Została ochrzczona w kościele Świętej Trójcy we Florencji i nadano jej imię Donaty, świętej patronki szóstego dnia lutego... ale zawsze mówiliśmy na nią Khatoun. Mój ojciec uważał, że to imię do niej pasuje, gdyż podobna jest do kotka.
- To prawda - przytaknął Florent. - Do bardzo ładnego małego kotka!
W ten oto sposób Khatoun wkroczyła do Domu w Barwinkach, gdzie zainstalowała się w sposób tak bezproblemowy i naturalny, jakby zawsze tam żyła: zadziwiające zdolności adaptacyjne znacznie ułatwiały jej życie, odkąd została rozdzielona z Fiorą i wyrwana z błogiej krainy dzieciństwa.
Tego wieczora Leonarda odesłała ją do łóżka, gdyż nikogo nie dopuściłaby do pomocy swojemu „jagniątku" w wieczornej toalecie.
- Od tak dawna nie miałam okazji tego robić! - oświadczyła z mocą, wlewając wodę z wiadra do miednicy.
Zmywszy dokładnie gąbką z ciała Fiory kurz wielodniowej podróży, wytarła ją miękkim ręcznikiem, po czym posadziła młodą kobietę przed toaletką i rozpuściwszy jej włosy, zaczęła je energicznie szczotkować.
- Khatoun, twój syn i Marcelina śpią jak zabici - oświadczyła spokojnie. - Jesteśmy teraz same, więc może mogłabyś powiedzieć mi prawdę?
- Prawdę?
- Tak. No wiesz, przeciwieństwo nieścisłości i fikcji... czyli tego, co zaprezentowałaś domownikom w trakcie dzisiejszej kolacji. Ja chciałabym wiedzieć, co zdarzyło się naprawdę.
- Myślisz, że kłamałam?
- Nie myślę, jestem tego pewna.
- Co mogło sprawić, że tak sądzisz? - spytała Fiora z rozbawieniem.
- Zawsze na swoje nieszczęście czerwieniłaś się, kłamiąc, a dziś wieczorem byłaś nieustannie czerwona. Być może wino odegrało tu pewną rolę, ale głowę bym dała, że między pobytem w klasztorze, długą walką z tym niesamowitym papieżem, przyjaźnią z hrabiną Catariną i podróżą do Florencji na ratunek Medyceuszom zdarzyło się... to i owo. Zresztą zdaje mi się, że twój pobyt we Florencji nieco się przeciągnął?
- Przyznam, że tak. Widząc, że mogę tam normalnie żyć, aż do przybycia Commynes'a żywiłam zamiar, by posłać po ciebie i małego Filipa i wieść tam egzystencję taką, jak niegdyś, ponieważ... Lorenzo ocalił większość mego majątku.
Niedostrzegalne wahanie przed wymówieniem imienia Wspaniałego nie umknęło uwagi Leonardy. Fiora zauważyła to, napotykając w lustrze jej spojrzenie... i stwierdzając z odrobiną rozdrażnienia, że znowu się zaczerwieniła.
- Lorenzo? - szepnęła stara panna, zaczesując do góry masę czarnych jedwabistych włosów. - Czy mi się wydaje, czy twój głos trochę drży, gdy wymawiasz jego imię?
Fiora zerwała się i ściskając przy piersiach spowijającą ją materię, zaczęła przemierzać nerwowo komnatę. Leonarda pozwoliła jej na to, nie odzywając się ani słowem. Po dłuższej chwili młoda kobieta zatrzymała się przed nią.
- Tak czy inaczej zamierzałam wszystko ci powiedzieć. Zwlekałam z powrotem i ma to duży związek z Lorenzem. Tego wieczora, gdy miało miejsce morderstwo w katedrze, został moim kochankiem... i nawet, gdy dowiedziałam się, że Filip żyje, niełatwo było mi się z nim rozstać. Podaj mi coś wygodniejszego do ubrania, Leonardo, i usiądź przy mnie na łóżku: o wszystkim dokładnie ci opowiem.
- A nie jesteś zbyt zmęczona?
- Ależ z ciebie hipokrytka! - powiedziała Fiora ze śmiechem. - Od godziny próbujesz coś ze mnie wyciągnąć. Nie mów, że nagle zmieniłaś zdanie.
- Przyznaję, że nie - odrzekła Leonarda pogodnie. - Obiecuję jednak, że zaraz przygotuję ci napar z lipy, żeby ci się dobrze spało.
Była prawie północ, kiedy Fiora otrzymała obiecane ziółka i wślizgnęła się do pachnącej miętą i sosną pościeli.
Kiedy piła, jej oczy znad filiżanki śledziły wyraz twarzy Leonardy, która stała przy łóżku z założonymi rękami.
- Nie wzbudziłam w tobie wstrętu?
- Dlaczego? Bo uważając się za wdowę, posłuchałaś głosu natury i znalazłaś się w ramionach mężczyzny... o którym marzyć może niejedna kobieta? Zresztą ten stary wariat Demetrios pewnie ci powiedział, co o tym myśli?
- Oczywiście. Zdawał się rozumieć, że mogę być szczęśliwa z Lorenzem, nie kochając go...
- Zdziwiłabym się, gdyby wzywał cię do umartwiania się i pokuty w klasztorze! Grecy mają specyficzną moralność, ale w tym wypadku miał rację: wykazałaś się odwagą godną mężczyzny i zasługiwałaś na nagrodę. Śpij teraz i nie myśl o tym więcej. Jutro będzie nowy dzień... i początek nowego życia. I tak trzeba do tego podchodzić.