Выбрать главу

- Fioro! - zaprotestowała Leonarda. - Zwariowałaś? Znowu chcesz wyjeżdżać na koniec świata?

- Awinion nie jest na końcu świata, pani, i nie bardzo wiem, na jakie niebezpieczeństwa narażona byłaby donna Fiora pod moją ochroną. Mogę nawet zaoferować jej wygodny powóz...

Fiora zdawała się odżywać. Odzyskała rumieńce, a jej oczy pod wpływem nadziei rozbłysły jak gwiazdy. Wstała z ławy.

- Nie mogę nie wykorzystać takiej szansy, droga Leonardo, a moja nieobecność nie potrwa długo. Jeśli to rzeczywiście Filip, przywiozę go tutaj, a potem doprowadzę do jego zgody z królem. Och, Ekscelencjo, nie wyobrażasz sobie, jaką radość mi dajesz!

Kardynał zaczął się śmiać, co ogromnie go odmłodziło. Zdawał się równie szczęśliwy, jak młoda kobieta.

- Dobrze, więc ustalone. Jutro wieczorem przyślę po ciebie powóz, o którym mówiłem. Służba otrzyma rozkazy, a ty dołączysz do mnie przed południem w bazylice Świętego Marcina, gdzie chcę wygłosić kazanie przed wyjazdem. Myślę, że starczy ci czasu na przygotowania.

Wraz z Fiorą wyszedł do ogrodu, gdzie czekał na niego powóz, i dał sekretarzowi list, który przekazała mu młoda kobieta. Żegnając się, ściszył głos i dodał:

- Dla moich ludzi będziesz damą odbywającą pielgrzymkę do Compostelo lub do Rzymu.

- Nie miej mi za złe, Ekscelencjo, ale wolę Compostelo. Rzym wspominam nie najlepiej...

- Dodam - powiedziała Leonarda, która nie opuściła Fiory - że Wasza Ekscelencja będzie miał pod opieką dwie pielgrzymujące damy. Ja również zamierzam dać wyraz mojej pobożności. I mam nadzieję, że nikt nie będzie widział w tym nic złego!

Jej oczy, których łagodny błękit zachował całą świeżość, rzucały wyzwanie każdemu, kto usiłowałby przeciwstawić się jej projektowi. Nikt jednak nawet o tym nie myślał. Della Rovere uśmiechnął się, a Fiora wzięła ją za rękę i wsunęła pod swoje ramię.

- Skoro będziemy podróżować powozem, będę szczęśliwa, mając cię przy sobie.

Trudniej było wytłumaczyć Khatoun, że nie mogło być mowy o zabraniu także jej. Obecność Azjatki w orszaku księcia Kościoła, wraz z innymi kobietami, mogłaby wywołać wrażenie nie tyle pielgrzymki, co haremu.

- To nie potrwa długo - pocieszyła ją Fiora - a potrzebuję kogoś, kto zaopiekuje się moim małym Filipem...

Marcelina bowiem opuszczała Rabaudiere. Miała coraz mniej pokarmu, a w dodatku mąż domagał się jej powrotu do domu. Tegoż ranka wyjechała do swojej wsi, głęboko wzdychając i lejąc łzy, gdyż zamieniała przyjemne i nieskomplikowane życie na ciężką egzystencję na farmie, ale Fiora umiała ją pocieszyć. Mamka wracała do domu bogatsza nie tylko o ubrania, które jej ofiarowano w ciągu tego roku, lecz także o bieliznę domową, zapasy jedzenia, złoty krzyżyk, który dumnie nosiła na szyi i o okrągłą sumkę, która miała uczynić ją najbogatszą chłopką we wsi.

Khatoun przywitała ten wyjazd z ulgą. Ona i mamka znienawidziły się od pierwszego wejrzenia, a walka o opiekę nad dzieckiem była zażarta. Natura decydowała na korzyść młodej Tatarki, ale Marcelina natychmiast oświadczyła, że to właśnie „żółta wiedźma" sprawiła, że straciła pokarm. Fiora z całą mocą przeciwstawiła się temu oskarżeniu.

- Jeśli do moich uszu dotrą podobne pogłoski, to będę wiedziała, skąd pochodzą, a w twoim interesie jest, by nie robić sobie ze mnie wroga. Khatoun była niewolnicą, to prawda, ale nigdy jej tak nie traktowałam. Wychowywałyśmy się razem i dwukrotnie mnie uratowała. Tak więc wiele jej zawdzięczam, a o swoich długach nie zapominam nigdy. Poza tym kocham ją jak siostrę...

Zrozumiawszy, że upieranie się jest sprzeczne z jej interesem, Marcelina przysięgła, że nie będzie więcej powtarzać swego oskarżenia, kładąc dłoń na wizerunku Ukrzyżowanego w książeczce do nabożeństwa, którą bez słowa, lecz z wielce wymownym spojrzeniem, podsunęła jej Leonarda. Rozstały się więc w jak najbardziej przyjacielskiej atmosferze.

- Mam nadzieję, że kiedy pani hrabina obdarzy panicza Filipa siostrzyczką, to po mnie pośle! - powiedziała Marcelina na koniec.

- Masz zatem zamiar mieć więcej dzieci? Jeśli dobrze pamiętam, masz ich troje?

- Tak, ale moja matka urodziła dwanaścioro, a mój mąż chce wielu synów do pomocy na roli.

Zostawszy panią sytuacji, Khatoun zrozumiała w końcu, że powierzając jej synka, Fiora dawała dowód swego zaufania. Zaprzestała protestów.

Później przyszła kolej na Florenta. Myśl, że jego droga pani znowu wyjedzie gdzieś daleko, była dla niego nieznośna. Upierał się, że będzie ją eskortował w charakterze stajennego. Tym razem interweniowała Leonarda:

- Po co jej stajenny, skoro będzie podróżować powozem?

- Ale mógłbym ją bronić w razie niebezpiecznych spotkań.

- Niebezpiecznych spotkań? Gdy będziemy w towarzystwie legata papieskiego? Nie wymyślaj, przyjacielu! Poza tym ja jadę tylko po to, żeby czuwać nad donną Fiorą. A ty dobrze wiesz, że Stefan będzie cię bardzo potrzebować przy winobraniu, czyli już wkrótce.

- Jakoś sobie radził, kiedy mnie nie było! - burknął chłopak.

Leonarda posłała mu swój najbardziej sardoniczny uśmiech.

- Tak to jest, jak ktoś staje się niezastąpiony! - oświadczyła wesoło.

Rankiem we wtorek 8 września, w dniu święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, Fiora i Leonarda opuściły Dom w Barwinkach w obszernym powozie wyposażonym w poduszki, zasłonki, materace i skórzane osłony, co pozwalało na w miarę wygodne pokonanie najdłuższych tras i przetrwanie największej niepogody. Zaprzężono do niego dwa silne konie, którymi powoziło wielkie, wąsate chłopisko imieniem Pompeo. Powietrze było nieco chłodne, ale zapowiadał się słoneczny dzień, sprzyjający podróży. Mimo to, kiedy ciężki pojazd ruszył, Leonarda lekko się skrzywiła i wymamrotała:

- Zastanawiam się, czy nie robimy głupstwa.

- Głupstwa? - zaprotestowała Fiora. - Chcąc pomóc Filipowi w krytycznej sytuacji? Wyobrażasz go sobie zamkniętego w tym klasztorze, niewiedzącego, kim jest i skąd pochodzi? Skazanego na dobrą wolę mnichów, z których może nie wszyscy są tacy święci?

- Nie jesteśmy pewne, że to on...

- Zgadzam się, ale przyznaj, że istnieje mnóstwo niepokojących zbiegów okoliczności. Obawiasz się, żebym się nie rozczarowała?

- Być może...

- A więc bądź spokojna. Jestem na to przygotowana i sądzę, że lepiej odbyć tę podróż na darmo, niż zostać tu i pozostawić Filipa na pastwę losu, bez szansy na ratunek.

Pogoda ducha młodej kobiety była pokrzepiająca i Leonarda nie powiedziała nic więcej. Nie udawało jej się jednak uspokoić. Główną przyczyną jej niepewności był kardynał delia Rovere: nie umiała obdarzyć go pełnym zaufaniem. Leonarda robiła sobie z tego powodu wyrzuty, bo przecież chodziło o bratanka Ojca Świętego, ale opowiadanie Fiory o przeżyciach w wiecznym mieście głęboko nią wstrząsnęło. Jej głęboka pobożność, bezwarunkowa wiara i szczere umiłowanie Boga, Matki Boskiej i Chrystusa nie zostały naruszone, jednakże w głębi serca miała wielki żal, że Rzym i następca świętego Piotra nie są zdolni wzbudzić choćby szacunku.

Oczywiście wiedziała, że nie brakowało na przestrzeni wieków papieży bardziej czy mniej dyskusyjnych, lecz ten były zakonnik, który zakładając na głowę tiarę*, widział w tym jedynie okazję do przysporzenia bogactwa swej licznej rodzinie i nie zawahał się wypowiedzieć wojny, by ograbić Medyceuszy po próbie ich zamordowania, nie miał żadnego prawa do szacunku wiernych, a zwłaszcza do jej szacunku.