Выбрать главу

- Dla kogo pracujesz? - rzuciła Fiora. - Tylko nie mów, że dla króla. Myślę, że raczej drogo zapłacisz, kiedy się dowie...

- Ale się nie dowie. Znikniesz, nie pozostawiając śladów.

- Zanim umrę, chciałabym jednak dowiedzieć się, kto mnie zabija. Papież? To kardynał cię opłacił?

- On? On nic nie wie. Pomyślał tylko, że długa podróż wystarczy, by się ciebie pozbyć z kraju na jakiś czas. Wszystko, o co go prosiliśmy, to by zabrał cię ze sobą.

- Kto „my"?

- A dlaczego cię to interesuje? Powinnaś raczej zrobić to, co twoja towarzyszka, i pomyśleć o pojednaniu się z Bogiem. Dam ci chwilę na zmówienie modlitwy.

Jeden z bandytów podszedł bliżej i zaproponował:

- A może byśmy w tym czasie załatwili tę drugą?

- Dobry pomysł! Pewnie jest gotowa. Namodliła się wystarczająco.

- Pozwólcie mi chociaż ją uściskać! - zawołała Fiora z rozpaczą.

- Wydaje mi się to zupełnie zbędne. W tym dole będziecie mogły się ściskać do woli...

Rozdział szósty

Ślad cienia

Leonardo! - zawyła Fiora. Wybacz mi! Odpowiedział jej okrzyk bólu. Mężczyzna, który zaproponował, żeby zabić starą pannę, zerwał jej czepiec, chwycił za włosy i szarpnął brutalnie, aby ją zmusić do podniesienia głowy i odsłonięcia szyi, do której przyłożył nóż. Nie zdążył jednak zrobić nic więcej. Z mroku wystrzeliła strzała i mężczyzna z przebitą szyją runął na Leonardę. Jednocześnie polankę otoczyła grupa jeźdźców. Migotliwe światło pochodni odbiło się w oczkach kolczug, zbrojach i żelaznych hełmach. Rozległ się chrapliwy okrzyk:

- W imieniu króla! Pojmać tych ludzi i niezwłocznie powiesić tu, na tym drzewie!

- Zachowaj przy życiu choć dwóch, Wielki Prewocie*! Dobrze byłoby posłuchać, co mają do powiedzenia.

* Prewot - urzędnik o uprawnieniach policyjno-sądowych, który zajmował się sprawami wymagającymi niezwłocznego osądzenia (grabieże na drodze, dezercja, włóczęgostwo). Wielki Prewot sprawował takie funkcje na dworze w obecności króla. Czuwał nad bezpieczeństwem władcy i utrzymaniem dworu. Przewodniczył dworskiemu trybunałowi i miał kilkudziesięciu gwardzistów pod swym dowództwem (przyp. tłum.).

Nie czekając na odpowiedź, Douglas Mortimer zeskoczył z konia i podbiegł do Fiory, której nogi odmówiły posłuszeństwa i osunęła się na kolana, kiedy puściły trzymające ją ramiona. Podniósł ją jednym energicznym ruchem bez jakiejkolwiek pomocy z jej strony. Szeroko otwartymi szarymi oczami patrzyła na niego z rodzajem zachwytu, jakby nie był potężnym Szkotem, lecz świetlistym przedstawicielem jakiegoś anielskiego zastępu...

- Wszystko w porządku? - zapytał po prostu, postawiwszy ją na nogach

- Chyba... tak. Och, Douglasie! Zaczynam wierzyć, że jesteś dla mnie prawdziwym Aniołem Stróżem... ale co właściwie to wszystko znaczy?

- Wyjaśnię ci, ale muszę powiedzieć, że nigdy jeszcze tak się nie bałem! Już myślałem, że nie zdążymy na czas...

Po czym, więcej się nią nie zajmując, odwrócił się do Leonardy, której jeden z gwardzistów pomógł wydobyć się spod przygniatającego ją ciała rzezimieszka, spychając je od razu do dołu. Fiora natychmiast dołączyła do niego i nie mogła powstrzymać krzyku przerażenia. Biedna kobieta pokryta krwią przedstawiała straszny widok. Jednak już opanowała emocje i parskała jak rozgniewany kot:

- Gdzie jest woda? Nie mogę tak zostać, cała w tej obrzydliwej krwi...

- Ale chyba lepiej, że to nie twoja - zauważył Mortimer. - Chodź, niedaleko stąd jest strumień.

Gwardziści zapalili pochodnie i polanka była teraz wystarczająco oświetlona, by nikt nic nie stracił z dramatycznego spektaklu, który się na niej odbywał. Bandyci, kolejno pozbawieni masek, zostali rzuceni na kolana przed mężczyzną, którego Szkot nazwał Wielkim Prewotem.

Był to starszy już mężczyzna o surowej twarzy ozdobionej wąsami i krótką siwą brodą. Robił wrażenie, jakby lata nie ujęły krzepkości jego szczupłemu ciału - ze swobodą dźwiga! ciężką zbroję. Na głowie zamiast hełmu nosił czarną czapkę, przy której błyszczał pokaźny srebrny medalion. Jak wszyscy wysocy mężczyźni nieco się garbił, siedząc na koniu, którego zresztą prowadził zręczną ręką. Tristan Hermite w służbie u Ludwika XI znajdował się od czasu jego wczesnej młodości, kiedy ten był jeszcze następcą tronu. W oczach poddanych króla uosabiał sprawiedliwość surową, często szybką, jednak rzadko bezzasadną, która budziła we wszelkiej maści rzezimieszkach zbawienny strach. Oddany królowi jak najwierniejszy pies, ten milczek, wręcz mruk, nie znał uczucia zmęczenia podobnie jak litości i każdy przestępca mógł być pewien, że będzie ścigany tak długo, aż przyzna się do winy. Jego głęboko osadzone oczy spoglądały na ludzi spod krzaczastych brwi twardo i surowo.

Gwardziści wypełniali jego rozkazy z ogromną skwapliwością i po chwili pół tuzina bandytów, których zresztą rozpoznali i nazywali po imieniu, kołysało się na gałęziach starego dębu. Niewzruszony sędzia nawet nie mrugnął, słysząc ich krzyki i błagania. Przy życiu pozostał jeszcze tylko szef bandy o poetyckim przydomku Krzywomordy, który w samej koszuli klęczał przy koniu Tristana I'Hermite. Jeden z żołnierzy, stojąc obok niego, trzymał w dłoni koniec liny tworzącej pętlę na szyi bandyty...

Pomagając Leonardzie obmyć się z grubsza w strumyku, Fiora nie mogła powstrzymać się od obserwowania - z pewną obawą - tego posągowego mężczyzny, który poza początkowym rozkazem nie wypowiedział ani słowa.

Jednak kiedy ostatnie ciało zawisło na gałęzi, Wielki Prewot powoli odwróci! wierzchowca, by mieć przed oczami Krzywomordego.

- Teraz twoja kolej! Kto zlecił ci zabicie tych dwóch kobiet?

- Nie wiem, wielmożny panie! Nie znam go, przysięgam!

- Doprawdy?

Na skinienie Wielkiego Prewota jeden z jego ludzi podszedł z pochodnią, a dwaj inni schwytali złoczyńcę i przycisnęli go do trawy. Ogień przybliżył się do jego stóp wystarczająco, by wywołać rozpaczliwe wycie:

- Nieeeeeeeeee!

- To mów!

- Przysięgam... na wieczne... zbawienie... że mówię prawdę... Jakiś zamaskowany mężczyzna przyszedł do mnie... przedwczoraj... do tawerny...

obok rzeźni w Arcis...

Kolejny wrzask rozdarł ciszę nocy i Fiora zatkała sobie uszy.

- Czy naprawdę trzeba to robić? - zapytała.

- Ten człowiek chciał zamordować ciebie i panią Leonardę - powiedział Mortimer z nieco pogardliwym wzruszeniem ramion. - Uważam, że jesteś trochę przewrażliwiona.

Torturowany mężczyzna, próbując rozmiękczyć swego oprawcę, wzywał na świadków wszystkich świętych i przysięgał, że nie może nic dodać do tego, co już ujawnił: zamaskowany osobnik wręczył mu okrągłą sumkę w złocie i obiecał taką samą po wykonaniu zadania. Mieli czekać na tej polance na powóz z dwiema kobietami, który miał się tu pojawić pod wieczór. Ponadto mieli wykopać dół wystarczająco obszerny, by pomieścił dwa ciała, i pochować w nim kobiety, o których mowa. Krzywomordy miał wręczyć woźnicy sakiewkę, a potem wrócić do Tours po resztę uzgodnionej kwoty.

Gwałtowny szelest liści i galop dobiegający z lasu przerwały urywaną spowiedź mężczyzny: gwardziści Wielkiego Prewota sprowadzili z powrotem powóz, który dopadli, zanim dotarł do drogi do Loches i dołączył do orszaku legata. Jeden z żołnierzy powoził, a solidnie skrępowany Pompeo został bez ceregieli wywleczony z powozu i rzucony na ziemię przed Wielkim Prewotem. Mieszek, który dostał chwilę wcześniej, dołączył do leżących w trawie sakiewek bandytów.

Ponieważ udawał, że nie rozumie zadawanych przez l'Hermite'a pytań, Krzywomordy podjął się tłumaczenia, zanim poproszono o to którąś z dam.