Выбрать главу

- Dostałem polecenie szybkiego zawarcia znajomości z jednym ze stajennych lub woźniców kardynała i umówienia się z nim, co zrobiłem. Perspektywa zapłaty od razu bardzo mu się spodobała. Tym bardziej, że nie wiązało się to z żadnym niebezpieczeństwem... Wystarczyło nieco zboczyć z drogi, a potem wrócić do konwoju. Po zapadnięciu zmroku nikt niczego by nie zauważył...

- Przestań się z nas naigrawać, przyjacielu - wtrącił Mortimer. - Legat miałby nie uznać za dziwne, że po przybyciu do Loches powóz dam jest pusty?

Dobył miecza i przytknął jego czubek do szyi Pompea, który widząc w oczach olbrzyma zapowiedź swojej śmierci, w końcu niechętnie odpowiedział:

- To proste. Miałem powiedzieć, że damy, spotkawszy przyjaciół w Cormery, postanowiły nie wyjeżdżać. Miałem gorąco podziękować i...

- I zatrzymać zawartość powozu? Albo twój pan jest wspólnikiem w tym łajdactwie, albo jest idiotą. A w to trudno mi uwierzyć...

- Przysięgam, że nic o tym nie wie - odpowiedział tamten krótko. - To osoba duchowna, prawdziwy książę Kościoła...

- I to właśnie trzeba by wyjaśnić - stwierdził Szkot, odsuwając miecz i dając znak, by zabrano więźnia. - O tej porze kardynał jest już w Loches. Warto by pojechać i zadać mu kilka pytań...

- Taki mam zamiar - powiedział THermite. - Odwieziesz damy do domu, jak sądzę?

- Jeśli czują się na siłach. W przeciwnym razie mogą poprosić o schronienie na jedną noc w opactwie w Comery. Król jest dla niego wystarczająco hojny, by godnie podejmowano w nim jego sługi i przyjaciół.

- Sądzę - powiedziała Fiora - że wybierzemy Comery. Moja droga Leonarda jest wykończona, a i ja przyznam, że chętnie bym trochę odpoczęła.

Podszedłszy do Wielkiego Prewota, wyciągnęła do niego rękę, która wciąż jeszcze trochę drżała.

- Wielkie dzięki, messirel Nie mam pojęcia, jakim cudem zdołałeś nas uratować, ale bądź pewien, że nigdy tego nie zapomnę i powiem królowi...

- Nic nie powiesz, pani!

Z niespodziewaną u osoby w tym wieku szybkością i zwinnością Tristan I'Hermite zeskoczył z konia i ukłonił się młodej kobiecie:

- Jak to? - zapytała Fiora.

- Jeśli zyskałem prawo do twej wdzięczności, pani, to proszę, byś w zamian, i to bardziej w twoim niż moim interesie, nic nie mówiła naszemu Sire o tym, co zdarzyło się dziś wieczorem.

- Ale... dlaczego?

Zamiast niego odpowiedział Mortimer:

- Co racja, to racja. Nie zawsze trzeba wszystko mówić. Jeżeli inicjatorem tej zbrodniczej intrygi jest ten, którego podejrzewamy, to król nawet nie będzie chciał nas wysłuchać, nie uwierzy...

- Tak - przerwał Tristan I'Hermite - musielibyśmy mieć dowody...

- Dowody? - powiedziała Fiora ze ściśniętym gardłem. - Mało ich na tej polanie? Są ci dwaj mężczyźni! Jest to, co może powie kardynał. W końcu, są moje słowa i słowa pani Leonardy.

- Słusznie, że o tym powiedziałaś na końcu - powiedział Mortimer zgryźliwie. - To będzie się najmniej liczyć. Ludwik XI uważa kobiety za nieuleczalne gaduły obdarzone diaboliczną wyobraźnią... a osoba, o którą chodzi, należy do jego najbliższego otoczenia.

- Myślisz, że to... - zaczęła Fiora, której coś przyszło do głowy. Ale Wielki Prewot ją uciszył:

- Żadnych nazwisk, pani! Pozwól, że poprowadzę tę sprawę po swojemu, i pozwól, że cię pożegnam. Czy chcesz, by jeden z moich ludzi was odprowadził?

- To zbędne! - rzekł Mortimer. - Biorę to na siebie... i dziękuję, że mi uwierzyłeś, panie! Oraz za to, że mi pomogłeś.

Cień uśmiechu na chwilę rozjaśnił surową twarz Tristana I'Hermite.

- Wykonałem tylko obowiązki związane z moim stanowiskiem, młody człowieku, ale przyznaję, iż jestem wrażliwy na przejawy przyjaźni. Niegdyś...

dawno temu, poświęciłem się, jak ty, służbie pewnej damie... bardzo pięknej!

- Ty, panie? Damie? - zdumiał się Mortimer.

- Jesteś zaskoczony, prawda? Wielki sędzia, zwierzchnik dozorców więziennych, ludzi policji, katów? Nazywała się Catherine... ale spokojnie, nie mnie kochała. A teraz jedźcie! Zobaczymy się w Plessis!

Douglas Mortimer pomógł Leonardzie i Fiorze zająć miejsce w powozie, po czym przywiązał swego konia z tyłu i wskoczył na miejsce woźnicy. Kiedy zawracał ciężki pojazd, by ruszyć ponownie raz już przebytą drogą, Fiora rzuciła ostatnie spojrzenie na ponurą polanę, gdzie nadal otwarty wykop przypominał o koszmarze, który tu przeżyły. Dwóch gwardzistów właśnie zabrało się do zakopywania dołu. Tristan I'Hermite, ponownie siedząc w siodle, otoczony podwójnym pierścieniem ludzi z pochodniami, przyglądał się kopiącym, nieruchomy jak pomnik konny. Leżący na ziemi Pompeo i drugi bandyta trzęśli się i płakali, ale Fiora nie poczuła najmniejszej litości. Jej umysł i serce były jak z lodu. Nie odczuwała nawet strachu na myśl o tym, co mogło się stać. Jedyne, co czuła, to było ogromne rozczarowanie. Marzenie, które hołubiła od trzech dni, ta nadzieja na odnalezienie Filipa, choćby chorego, choćby nieświadomego, i przywiezienie go do domu, do syna, zmieniło się w ponure szyderstwo. Zakpiono sobie z niej, a teraz wracała do siebie z duszą pełną goryczy i z pustymi rękami...

- Czy naprawdę jestem tak ograniczona umysłowo, że bez trudu można mnie oszukać? - szepnęła, nie zdając sobie sprawy, że myśli na głos.

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała Leonarda, której dłoń odszukała jej rękę - ale wszystko, co skierowane jest do twego serca, niechybnie trafia do celu. A ty tak bardzo pragniesz odnaleźć pana Filipa!

- Czyżbyś mi to wyrzucała?

- Ja? Niech mnie Bóg uchowa! Dobrze wiesz, że moim najgorętszym pragnieniem jest ujrzeć cię wreszcie szczęśliwą. Nie mogę jednak zrozumieć, jak ten człowiek mógł się dowiedzieć, że twój małżonek zbiegł z Lyonu.

- Ten człowiek? Masz na myśli kardynała?

- Niestety, tak! - westchnęła stara panna. - Nie potrafię pojąć, jaką rolę odegrał w tym haniebnym podstępie.

- Według tych bandytów nie ma z nim nic wspólnego, albo prawie nic. Chociaż naprawdę trudno w to uwierzyć...

- Tak czy inaczej nie znamy sensownej odpowiedzi na to pytanie, podobnie jak zresztą na kilka innych. Może młody Mortimer znajdzie jakieś wskazówki, a ten Tristan l'Hermite zdoła wyspowiadać kardynała? - Tak myślisz?

- To chyba możliwe, jest przerażającym człowiekiem. Poza tym w Loches musi dysponować wszelkimi właściwymi środkami, by zmusić go do mówienia.

- Tracisz rozum, Leonardo? - szepnęła osłupiała Fiora. - Chyba nie myślisz, że mógłby grozić księciu Kościoła więzieniem, a nawet...

Twarz Leonardy rozjaśniła się w szerokim uśmiechu:

- Torturami? Dlaczego nie? Relacje między królem i papieżem, już i tak zle, wiele na tym nie ucierpią. A nawet podejrzewam - dodała z pełnym zadowolenia uśmiechem - że jest do tego jak najbardziej zdolny.

- I... to sprawia ci przyjemność?

- Nie wyobrażasz sobie, do jakiego stopnia.

Nie przeszkodziło to Leonardzie, gdy tylko rozlokowała się w pokoju gościnnym udostępnionym im przez mnichów w Comery, paść na kolana u stóp wąskiego posłania i pogrążyć się w długiej, żarliwej modlitwie. W prostocie swego serca dopuszczała myśl, że w świętym stadzie Kościoła mogą zdarzać się parszywe owce, ale Bóg nie mógł ponosić winy za zbrodnie swych sług.

* * *

Jedyne pocieszenie w tej smutnej historii: powrót do dworu został powitany z entuzjazmem, który rozgrzał serce Fiory, a następnie ze szczerym oburzeniem, kiedy poznano prawdę, co z kolei ucieszyło Leonardę. Prawda jednak objawiła się w całej pełni dopiero następnego dnia, kiedy Douglas Mortimer przybył do Rabaudiere na obiad.