- Nie wiem, czy trzeba tak bardzo żałować, że Khatoun wylała jej zawartość - zaburczała Leonarda. - W końcu kot zdechł!
- Chyba nie uważasz, że Demetrios chciałby mnie otruć? - zaprotestowała Fiora. - Uprzedził mnie, że będę okropnie chora przez dwa dni, ale że potem wszystko wróci do normy...
- To on tak mówi! Ten stary czarownik mógł się pomylić i sądzę, że lepiej podziękować Bogu, że stało się tak a nie inaczej. Zresztą nie wiadomo jeszcze, czy wszystko nie wróci do normy samo z siebie.
- A niby jak?
- Sądząc po tym, ile czasu cię nie było, musiałaś zrobić konno jakieś czterysta mil, i to w szybkim tempie. Jeśli nadal jesteś w ciąży, to znaczy, że to dziecko jest porządnie zagnieżdżone. Poczekajmy kilka dni!
Minął jednak tydzień, a w stanie Fiory nic się nie zmieniło. Co rano miała nudności, a przez resztę dnia umierała z głodu, do tego stopnia, że Leonarda musiała jej pilnować. Gdyby zbyt szybko utyła, jej stan stałby się widoczny przed ustalonym przez naturę czasem. Gdyż oczywiście, stara panna, nawet słyszeć nie chciała o zastosowaniu innych działań poronnych i skłonna nawet była widzieć palec boży w fakcie, że Khatoun opróżniła buteleczkę. Skoro dziecko przetrwało wariacką galopadę matki, to przetrwa wszystko. Gdyby starały się je usunąć, ryzykowałyby, że jedynie je uszkodzą, zrobią z niego potwora... Co byłoby naprawdę wielką szkodą w przypadku dziecka posiadającego prześwietną krew Medyceuszy...
- Jestem zupełnie pewna - dodała Leonarda - że jego ojciec będzie umiał się nim zająć, gdy przyjdzie pora, i zapewnić mu przyszłość...
- Toteż nie martwię się przyszłością, lecz teraźniejszością. Nie będę mogła długo ukrywać mojego stanu, zwłaszcza przed domownikami. Wróćmy może do tego, co mnie dręczy: co się stanie, jeśli Filip postanowi wreszcie do mnie wrócić i zastanie mnie grubą jak ciężarna klacz? Może mnie zabije, a na pewno odejdzie na zawsze.
Problem wymagał głębokiego zastanowienia. Chodziło tylko o rozwiązanie na kilka miesięcy, gdyż w kwestii porodu Leonarda od razu znalazła rozwiązanie: Agnelle i Agnolo Nardi na pewno nie odmówią przyjęcia Fiory w swoim domu w tak trudnym momencie, a może nawet zgodzą się zatrzymać dziecko, skoro nie mają własnych.
- Tylko im powiemy prawdę na temat ojca tego dziecka, ale trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie na wypadek, gdyby pokazał się tutaj pan Filip.
- Ale jakie?
- Pozwól mi pomyśleć. To powinno być raczej jakieś nieszczęście niż powód do wstydu...
Khatoun stwierdziła, że znalazła rozwiązanie.
- Wziąwszy pod uwagę wszystko, co wycierpiałaś w Italii - powiedziała do Fiory - cudem jest, to, że nie zostałaś sto razy zgwałcona i...
- Właśnie! - zawołała Leonarda triumfalnie. - Podczas tych zamieszek we Florencji, tego szaleństwa, które opanowało miasto, zostałaś uwięziona przez jakiegoś mężczyznę, który cię zniewolił i...
Fiora nie zaakceptowała tej propozycji.
- Jakbyś nie wiedziała, jak szybko roznoszą się plotki! Nie było mnie przez rok, ale niedawno znów wyjechałam na trzy tygodnie. Jeśli się okaże, że jestem w ciąży, wszyscy pomyślą, że ojcem dziecka jest Douglas Mortimer... Nie zapominaj, że to w jego towarzystwie wróciłam z Italii, a żywię dla niego zbyt wiele przyjaźni, by pozwolić, aby spoczął na nim ciężar tego oskarżenia. Filip natychmiast wyzwałby go na pojedynek do ostatniej kropli krwi... a jego śmierć lub śmierć mojego męża ciążyłaby na moim sumieniu.
- Co więc proponujesz? - powiedziała Leonarda zrezygnowanym tonem.
- Żeby wyjechać przed zimą i udać się do Paryża pod pretekstem dopilnowania moich interesów i podjęcia pewnych decyzji z Agnolem Nardim.
A jak już będę w Paryżu, to mogę zachorować. Zimy tam są surowe...
- A jeśli przyjedzie pan Filip?
- No cóż... powie się mu, gdzie jestem, i zdamy się na łaskę Boga. Jednakże chciałabym, żeby ktoś szybko przyjechał mnie powiadomić. Na przykład Florent, jeśli dobrze wykorzystał lekcje swego szkockiego nauczyciela...
- Och, bardzo dobrze! - zawołała Khatoun, najwyraźniej zachwycona. - Wspaniały z niego jeździec. Ale czy tutejsi ludzie nie uznają, że ta kolejna podróż jest dziwna? Jak na kobietę tak długo pozostającą z dala od domu...
- Za jeszcze dziwniejszy uznaliby mój rosnący obwód brzucha. Zostanę tu jeszcze przez miesiąc, a potem pojadę do Paryża. Czy ktoś jeszcze chce coś dodać?
- Nie - powiedziała Leonarda. - Poza tym, że wydaje mi się to wszystko całkiem zręcznie wymyślone. Jeszcze tylko jeden drobiazg...
Jaki?
- Pojadę z tobą. Nie ma mowy, byś w czasie porodu była sama! A poza tym wydaje mi się, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebować będziesz przyzwoitki. W tej roli jestem bezkonkurencyjna!
- A ja? - spytała Khatoun ze smutkiem, który zirytował Fiorę. - Czy zostanę tutaj?
- Wydawało mi się, że mały Filip wystarczająco wypełnia ci czas? Już nie chcesz się nim opiekować? - powiedziała Fiora raczej oschle. - Nie mogę zabrać wszystkich, żeby asystowali przy tym, co ma się wydarzyć w kwietniu. A to, że towarzyszyć mi będzie Leonarda, jest normalne.
Jak w czasach, gdy była niewolnicą, Khatoun podeszła do Fiory i padła jej do stóp.
- Wybacz mi! Popełniłam poważny błąd, który stawia cię w trudnej sytuacji. Nie mam prawa prosić cię o wyrozumiałość. Ale wiesz, jak bardzo jestem do ciebie przywiązana...
- Wiem - powiedziała Fiora łagodniej i podniosła ją - ale zrozum, że nie jest możliwe, bym zabrała ze sobą do Nardich pół tuzina osób. Oficjalnie wyjeżdżam w interesach, a w takich wypadkach nie zabiera się ze sobą wszystkich domowników. Jeśli naprawdę już nie chcesz opiekować się moim synem, poślę po Marcelinę... ale naprawdę w niczym mi nie będziesz pomocna!
Khatoun podniosła na nią oczy pełne łez.
- Masz oczywiście rację. Ale ja tak bardzo chciałabym zobaczyć to dziecko, które się urodzi!
- No tak! - rzekła Leonarda. - Jej obsesja na punkcie dzieci wpędzi w nas w nieliche kłopoty! Czy nie możesz, ty wariatko, zadowolić się Filipem?
- Tylko że - westchnęła młoda Tatarka - to już mały mężczyzna i niełatwo go upilnować. A takie zupełne maleństwo...
Fiora chwyciła Khatoun za ramiona i zmusiła ją, by spojrzała jej prosto w oczy.
- Zrozum i zapamiętaj jedno! Nie może być mowy o kolejnym dziecku, bo inaczej po co miałabym wyjeżdżać! Musisz przestać o nim myśleć! Rozumiesz? Jeśli wszystko pójdzie tak, jak się spodziewam, to nigdy go nie zobaczysz.
- Nigdy?
- Nie. A to dlatego, że będę musiała wybierać między nim a moim małżonkiem, a nigdy nie zrezygnuję z Filipa. Tak więc jeśli nie jesteś w stanie wypełnić roli, jaką ci wyznaczam, powiedz to od razu!
- I co zrobisz? - chlipała Khatoun.
- Wyślę cię do Demetriosa. Wrócisz do willi we Fiesole, a Petronela zajmie się moim synem. Zresztą to może byłoby najlepsze rozwiązanie. Jesteś teraz wolna, możesz wyjść za mąż i mieć własne dzieci. Czy chcesz wrócić do Florencji?
Coś zbliżonego do przerażenia pojawiło się w czarnych oczach młodej Tatarki.
- Nie! Nie! Nie chcę cię opuścić! Zostanę tutaj, nie obawiaj się. Ale, błagam, nie bądź nieobecna zbyt długo!
- Nigdy nie przestanie być dzieckiem! - westchnęła Leonarda chwilę później.
- Zycie ją rozpieszczało i nie jest przygotowana na przeciwności losu...
- Nie przesadzajmy! Przeżyła trudne chwile.
- Ale było to przejściowe! Szczęście nie opuszcza jej od urodzenia, a ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Najpierw szesnaście lat w pałacu Beltrami, a z niego prawie od razu w ramiona męża, którego kochała. Po jego śmierci została sprzedana, zgoda, ale komu? Wielkiej damie, która zapewniła jej niemal taką egzystencję, jaką wiodła u nas. A potem udało jej się odnaleźć ciebie i wrócić tutaj. A tu Petronela ją rozpieszcza i psuje jak własną córkę, a żyje jej się jak w rodzinie. Słyszałaś? Nasz Filipek, o którym według ciebie tak marzyła, teraz wydaje jej się zbyt uciążliwy. Chce kolejnego dziecka. Niemowlaki i kocięta - to jej odpowiada! Jest zdolna stracić głowę dla tego przyszłego dziecka i zburzyć całą naszą konstrukcję.