Выбрать главу

- W nadziei że papież odda ci znacznie więcej, niż odebrała ci śmierć tego nieszczęsnego Beltramiego. Zobacz sama!

Z szerokiego rękawa wyciągnął duży arkusz papieru, który musiał przebyć długą drogę - jego załamania były zabrudzone, a pieczęć z zielonego wosku złamana. Podał go Fiorze:

- Czy to list od ciebie? To twoje pismo, prawda? A także twoja pieczęć: zielony wosk z odciśniętymi trzema barwinkami, twoje osobiste godło?

List rzeczywiście w najdrobniejszym szczególe przypominał ten, który przekazała Giulianowi delia Rovere. Było to istotnie jej pismo, jej mała, zielona pieczęć, ale tekst był zupełnie inny i czytając go, Fiora poczuła, jak blednie, gdyż trzymała w dłoniach własną zgubę. Przeczytała wiele razy straszliwe zdania, aby przekonać się, czy wzrok jej nie myli i czy przypadkiem nie ogarnia jej szaleństwo.

...i mogę zapewnić Jego Świątobliwość i Waszą Ekscelencję o oddaniu, na które mogą całkowicie liczyć. Za kilka miesięcy - muszę bowiem nawiązać kontakt ze środowiskiem zbuntowanym przeciwko francuskiej okupacji na ziemiach Burgundii - zrobię, co trzeba, by stary diabeł zasługujący na ogień piekielny zaprzestał szkodzenia reputacji Ojca Świętego. Wówczas Francja znajdzie się w rękach dziecka i przestanie stanowićproblem dla książąt, których ten nędzny król jest jedynie groteskową kopią...

Tu następowała oczywiście prośba o rekompensatę za tak wielką przysługę. Fiora podniosła na króla pełne przerażenia, lecz szczere spojrzenie i podała mu list dłonią, która nie drżała.

- Czy król naprawdę uważa, że jestem zdolna do napisania podobnej niegodziwości? Ja, która nienawidzę papieża i jego otoczenia, z wyjątkiem donny Catariny?

- Jesteś kobietą, i to kobietą bardzo piękną. Takie jak ty są zdolne do wszystkiego, by uzyskać majątek pozwalający im na pielęgnowanie tej urody, tak przecież ulotnej, i zapewnienie jej godnej oprawy.

- Jestem bogata i nie potrzebuję darów papieża. Monsignore Lorenzo zwrócił mi niemal całość mojego majątku. I miałabym teraz paktować z tymi, którzy chcą jego zguby?

- Wojna między papieżem i Florencją nieprędko się skończy. Wiele w niej drobnych potyczek, to prawda, ale miasto Czerwonej Lilii traci w nich siły, gdy tymczasem Rzym je zyskuje. Zresztą od początku nie było równowagi sił i bardzo się obawiam...

- Na co więc czekasz, by bardziej jej pomóc? - zawołała Fiora porwana nagłym gniewem. - Wyślij wojska, wyślij jeszcze więcej złota, ale nie pozwól Florencji zginąć!

Na grubych ustach Ludwika XI pojawił się krzywy uśmieszek. Jednocześnie zaczął energicznie klaskać.

- Brawo! Ale z ciebie komediantka, donno Fioro! Naprawdę mógłbym się na to nabrać. To bardzo kuszące!

Ta okraszona uśmiechem wzgarda załamała Fiorę bardziej, niż zrobiłby to gwałtowny gniew. Padła na kolana

- A więc zabij mnie, Sirel Zabij mnie od razu... ale nie znieważaj mnie! Na głowę tego dziecka, które tak pragnę odzyskać, przysięgam, że nie ja pisałam ten list!

- Zapominasz, że już wcześniej do mnie pisałaś? Łatwo porównać...

- A czy trudno sfałszować list? Papież i jego klika są zdolni do wszystkiego, a zręcznych kopistów nie brakuje... W jaki sposób... jakimi słowami, w jakim języku mogłabym przysiąc, że nie napisałam tej... tego śmiecia?

Nagle przyszła jej do głowy myśl, która wyłoniła się z głębin pamięci:

- Sirel Kiedy pisałam list, o który mnie poproszono, ktoś przy mnie był...

- Kto taki?

- Pani Leonarda, która mnie wychowała, lecz której nie widziałam od wielu tygodni i nie wiem nawet, co się z nią dzieje. Wyznam, że miałam wiele problemów ze zredagowaniem tej epistoły, nie z powodu uczucia przyjaźni i wdzięczności, które chciałam w niej wyrazić, lecz dlatego, iż wiedziałam, że próba zachęcania cię do zakończenia wojny jest poza moimi możliwościami. Jak odebrałbyś moje usiłowanie mieszania się do twojej polityki?

- Bardzo źle. Poprosiłbym cię, żebyś zajęła się swoimi sprawami... Pani Leonarda, mówisz? - Tak, Sirel

Zaklaskał w dłonie, co obudziło wszystkie psy i spowodowało pojawienie się tego lokaja, który wprowadził Fiorę. Przywołał go do siebie władczym gestem i szepnął mu kilka słów na ucho. Mężczyzna skinął głową, że zrozumiał, i wyszedł równie spiesznie, jak nadszedł. Król zdawał się nieco spokojniejszy, ale przygryzał dolną wargę, przyglądając się młodej kobiecie, nadal klęczącej między płowym spanielem i białym chartem, które tworzyły wraz z nią figurę heraldyczną o zaskakującej urodzie.

- W każdym razie - powiedział po chwili - zdarzyło ci się już kiedyś wysłać do mnie kłamliwy list. Pamiętasz, co napisałaś, zanim wyjechałaś do Paryża? Jeśli nie był to stek kłamstw, to niech mnie kule biją!

Fiora opuściła głowę, nie odpowiadając, przypomniawszy sobie słowa Oliwera le Daim. Skoro cyrulik wiedział, że urodziła córeczkę, to król z pewnością także o tym wiedział.

- Przyznaję, Sire. Skłamałam.

- Ach! - powiedział tryumfalnym tonem. - Zdarza się zatem czasem, że się do tego przyznajesz? Powiedz mi zatem teraz, gdzie byłaś w czasie tej długiej zimy.

Fiora podniosła głowę: nie zamierzała wypierać się teraz niczego, nawet gdyby miało ją to kosztować życie.

- Początkowo w Paryżu, i w tym nie kłamałam. Później w Suresnes, w niewielkiej posiadłości należącej do mojego starego przyjaciela Agnola Nardiego, mlecznego brata mego ojca... Wydałam tam na świat dziewczynkę, którą opiekują się Agnolo i jego żona Agnelle.

- No proszę! Wszystko jasne! - zawołał król, który zerwał się z tronu tak gwałtownie, jakby ukryta w nim była sprężyna i zaczął chodzić tam i z powrotem przed kominkiem. - Dziewczynka! A czyje to dziecko? Nie trudź się odpowiedzią, sam to powiem: ojcem jest twój małżonek, Filip de Selongey, z którym, wbrew temu, co twierdzisz, spotkałaś się potajemnie. I w tym miejscu ten przeklęty list nie kłamie! Nawiązałaś kontakt z, jak to określasz, „środowiskiem zbuntowanym", innymi słowy ze swoim drogim małżonkiem, ale oczywiście trudno było ci poinformować mnie, że jesteś w ciąży, skoro nie miałem pojęcia, gdzie przebywa ten czart Selongey. To dlatego się ukryłaś...

Jak widzisz, wiem wszystko!

Ogłuszona Fiora usiadła na piętach, nie przejmując się protokołem.

- Co to za brednie?! - zawołała bez owijania w bawełnę, acz niezbyt grzecznie. - Ja miałabym zadać sobie trud ukrywania narodzin córki mego małżonka? Córki, którą nazwałam Lorenza-Maria?

- Lorenza?

- Oczywiście. Wszyscy z mojego najbliższego otoczenia mogą to potwierdzić: to dziecko nie tylko nie jest owocem mojego związku z ukrywającym się buntownikiem, ale w dodatku to przed nim najbardziej staram się ukryć jego istnienie... gdyż urodziło się w wyniku mojego romansu z Lorenzem Medyceuszem. Przecież nie taiłam przed tobą, że byłam jego kochanką?

- Istotnie, ale...

- Obecnie mój mąż wie już wszystko o moich relacjach z Lorenzem, a ponieważ jest dla mnie na zawsze stracony, nie ma żadnego powodu, bym pozbawiała się miłości mojej córeczki i zamierzam ją odzyskać.

- A więc prawdą jest, że spotkałaś się z hrabią de Selongey? Gdzie? Kiedy?

- Około trzech tygodni temu, w Nancy, w klasztorze Matki Boskiej.

- Na Boga! A więc to tam się ukrywa?

W jednej chwili Fiora była na nogach, poderwana przypływem dumy.

- Powiedziałam królowi o tym, bo on się wcale nie ukrywa! Postanowił tam zamieszkać, by móc codziennie modlić się na grobie księcia Karola, ostatniego władcy Burgundii i jedynego pana, jakiego kiedykolwiek uznawał. Pewnego dnia, może już nieodległego, złoży śluby wieczyste.