* Herb mówiący zawiera w sobie nazwisko rodu: le Daim - fr. daniel (przyp. tłum.).
Obaj byli przeraźliwie bladzi.
W tej chwili krata się podniosła, umożliwiając wkroczenie na dziedziniec małemu orszakowi towarzyszącemu księdzu niosącemu Przenajświętszy Sakrament, przed którym kolejno przyklękali obecni. Jednak kilka kroków za księżmi szła, modląc się, młoda kobieta. Jej wysoki czepiec spowity lazurowym woalem i suknia w takie same stylizowane lilie, jak tuniki Szkotów, kontrastowały z żałobnymi strojami otoczenia króla.
Fiora rozpoznała ją z bijącym sercem: była to druga córka króla, Joanna Francuska, księżna Orleanu. Jej przybycie najwyraźniej nie podobało się jej ojcu.
- Na Boga, moja córko, po cóż tu przyjechałaś? - zawołał, kiedy monstrancja została umieszczona na przenośnym, udrapowanym złotem ołtarzu rozstawionym przez dwóch mnichów.
Młoda księżniczka z pokorą przyklękła i mężnie uniosła ku ojcu swą nieurodziwą twarz i swe wspaniałe oczy, które miały taki kolor, jak piękne błękitne niebo tego poranka.
- Jeszcze nie wiem, mój ojcze, ale wydało mi się, że muszę przybyć do ciebie, jak tylko dowiedziałam się, że zamierzasz odwołać się do Boga, aby pomógł ci w wydaniu wyroku.
- Jak, do diaska, dowiedziałaś się o tym w swoim zamku?
- Otrzymałam list, Sire - powiedziała Joanna, która nie umiała kłamać.
- Od kogo był ten list?
- Pozwól, żebym odłożyła odpowiedź do czasu zakończenia pojedynku...
- Jak sobie życzysz! Zresztą domyślam się tego. No cóż, skoro tu jesteś, zajmij miejsce obok mnie i przejdźmy do tego, czym mieliśmy się dziś zająć.
Jego mroczne spojrzenie spoczęło na dwóch, nadal klęczących mężczyznach.
- Czy podtrzymujecie oskarżenia przeciwko tu obecnej pani de Selongey?
Tylko Tornabuoni dosyć pewnym głosem odpowiedział „tak". Jego towarzysz, który dzwonił zębami, mimo iż poranek był ciepły, zadowolił się skinieniem głowy, niezdolny wykrztusić ani słowa.
- Wyspowiadaliście się, wysłuchaliście mszy i przyjęliście komunię świętą? A mimo to podtrzymujecie swoje oświadczenia?
Odpowiedzieli w ten sam sposób. W oczach króla pojawiły się błyskawice, ale pozwolił, by kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Chyba wiemy, dlaczego okazujecie taką pewność siebie i odwagę, bardzo zresztą ryzykowną - powiedział drwiąco. - Myślicie, że skoro pan Mortimer i pan de Commynes zostali odrzuceni jako przedstawiciele tej, którą oskarżacie, nikt inny nie zechce narażać życia dla tak wątpliwej sprawy? A więc spójrzcie! A wy, trębacze, zadmijcie! Sądzę, że przybywa do nas jakiś rycerz!
Rzeczywiście, krata podniosła się ponownie i pojawiło się trzech jeźdźców: jeden w stroju podróżnym, dwóch innych w zbrojach... i serce Fiory zalała ogromna radość, bowiem pierwszym był wprawdzie Commynes, ale tym z dwóch pozostałych, który na tunice miał srebrne orły, był Filip de Selongey...
Trzej mężczyźni zsiedli z koni zaraz po przekroczeniu bramy i razem podeszli do trybuny, przed którą Luca Tornabuoni i Oliwer le Daim stali, patrząc na nich z wyraźnym przerażeniem, przekonani pewnie, że zasady pojedynku zostaną zmienione i że będą musieli zmierzyć się z dwoma wojownikami. Podszedłszy do króla, wszyscy traej jednocześnie się skłonili i Commynes przemówił:
- Sire, pan Mortimer i ja wykonaliśmy postawione nam przez króla zaszczytne zadanie. Zechciej łaskawie pozwolić, Sire, że mu przedstawię hrabiego Filipa de Selongeya, kawalera wielce zaszczytnego orderu Złotego Runa, który stawia się przed tobą z własnej i nieprzymuszonej woli, by bronić sprawy i życia swojej niesłusznie oskarżonej małżonki. Zgadza się oczywiście na walkę do ostatniej kropli krwi.
Siedząc na swoim miejscu i patrząc na surowy profil Filipa, Fiora czuła, jak jej serce topnieje z miłości. Nigdy jeszcze nie wydawał jej się wspanialszy i bardziej dumny! Ludwik XI pochylił się ku niemu, oparłszy łokieć na kolanie.
- Z przyjemnością witamy cię tutaj, hrabio de Selongey. Uważaliśmy bowiem, że powinieneś dowiedzieć się o poważnym niebezpieczeństwie grożącym hrabinie... z powodu jej nieostrożności.
- Jeśli to, co mi powiedziano, jest prawdą, Sire, a nie mam żadnego powodu, by w to wątpić, nie widzę tu żadnej nieostrożności, lecz wykorzystaną niewinność. Z radością zatem, jeśli król pozwoli, będę walczyć - i to jednocześnie - z tymi dwoma mężczyznami, którzy ośmielili się ją oskarżyć z najniższych pobudek: z zazdrości i chciwości...
- Chwileczkę! Zanim wkroczysz w szranki, dobrze byłoby, żebyśmy wyjaśnili twój stosunek względem nas. Po raz pierwszy zostałeś skazany na śmierć za zastawienie na nas pułapki i próbę pozbawienia nas życia.
- To surowe słowa, Sire - zaprotestował Filip. - Znajdowaliśmy się w stanie wojny, a ty byłeś najzagorzalszym wrogiem mego pana, księcia Karola Burgundzkiego, niech Bóg ma w opiece jego duszę!
- Przyjmijmy, że tak było! Hrabina uzyskała nie tylko twoje ułaskawienie, ale i wolność, zwróconą ci bezwarunkowo. Za drugim razem, w Dijon, nasz gubernator wydał na ciebie wyrok śmierci za próbę zachęcenia ludu do buntu... Bądź łaskaw nam nie przerywać, bardzo proszę! - warknął, jako że Filip już otwierał usta. - Tym razem ocaliłeś życie wyłącznie dzięki naszemu pragnieniu, by nie zmuszać do płaczu tak pięknych oczu, ale zostałeś uwięziony w naszym zamku w Pierre-Seize... skąd uciekłeś. Zgadza się?
Selongey skłonił się lekko, by pokazać, że się zgadza.
- A więc - podjął król - jesteś w naszych oczach zbiegłym więźniem i jako takiego mamy prawo cię ukarać, jeśli zdarzy się, że odniesiesz tu zwycięstwo.
Mamy nadzieję, że nasi wysłannicy jasno przedstawili ci sytuację...
Na wyniosłej twarzy Filipa pojawił się słaby uśmiech.
- Wiem, co mnie czeka. Zwłaszcza pan de Commynes... którego nie miałem przyjemności spotkać, odkąd porzucił, nieco pospiesznie, służbę u księcia Karola, powiedział mi o tym tak wyraźnie, że już bardziej nie można. Dziś liczy się dla mnie tylko jedno: wyrwać stojącemu tu katu kobietę, która nosi moje nazwisko i dała mi syna...
- Syna, którego jakoś nieszczególnie spieszno ci zobaczyć? Nie tylko jesteś dziwnym mężem, panie hrabio, lecz jesteś także dziwnym ojcem...
- Ci, którzy zamierzali zachować wierność swej feudalnej przysiędze i pamięci zmarłego księcia, przeżywają ogromnie trudne czasy, Sirel Ja sam, zmęczony kulawymi kompromisami i zbyt łatwymi ustępstwami, zdecydowałem się na służbę Bogu! Tylko On wydawał mi się wystarczająco wielki...
- By zasłużyć na twój hołd? Choć nie jest to wcale uprzejme względem naszej osoby, dalecy jesteśmy od wypominania ci tak wielkiego pana, pana, którego my, królowie i książęta, zawsze będziemy tylko pokornymi sługami. Nie mamy jednak pewności, czy ten tak szlachetny wybór zaciera przysięgę złożoną przed ołtarzem pewnej pannie, która miała prawa oczekiwać od ciebie miłości i opieki.
- Nie zapomniałem o tym i dlatego właśnie będę walczyć dla niej...
- Z dwoma przeciwnikami jednocześnie, zdajesz sobie sprawę? Wiemy, że nie jest to bynajmniej zgodne z regułami rycerskimi, ale nie wątpiąc w twoje przybycie i znając twoje walory, pomyśleliśmy, że dzięki temu siły będą bardziej równe...
Filip spojrzał na swoich przeciwników, a w jego uśmiechu pojawiła się nieopisana pogarda.