Выбрать главу

- Jesteś wariatką! - rzuciła z pogardą.

- Bynajmniej! Ojciec Święty, który jest wielkim przyjacielem naszej rodziny i którego bankierem został Francesco Pazzi, mój szwagier, po długim zastanowieniu nad twoim przyszłym losem, zechciał zdać się na nasze zdanie. Zabicie cię byłoby rozwiązaniem zbyt prostym, nawet jeśli dałoby się sprawę nieco urozmaicić, a przede wszystkim niczemu by nie służyło. Podczas gdy poślubiona Carlo Pazziemu, mojemu siostrzeńcowi, będziesz jeszcze pożyteczna dla naszego rodu. - Jestem już mężatką.

- Wiem. Przy okazji gratuluję! Hrabia de Selongey, czarujący ambasador księcia Burgundii we Florencji! Nieźle ci się trafiło! Niestety, on też nie żyje, a ty jesteś wdową... jak ja.

- I zamierzam nią pozostać! Tak więc po tym, jak ogłosiłaś całej Florencji, że jestem niegodna najnędzniejszego z mężczyzn, jak chciałaś mnie sprowadzić do rangi dziewki ulicznej, masz czelność oddawać mnie za żonę swemu siostrzeńcowi? Co ci strzeliło do głowy? Zapomniałaś, że mnie zrujnowałaś?

- Zrujnowałam? Tak sądzisz? Wydaje mi się, że nie jest tak źle, jak utrzymujesz. Medyceusze o to zadbali. Agnolo Nardi gromadzi dla ciebie w Paryżu ładny mająteczek, nie licząc tego, co Medyceusze wzięli w zarząd, na przykład willi w Fiesole, a co mogłabyś odzyskać, nie licząc prezentu od króla Francji, nie licząc...

- Za dużo liczysz! - warknęła Fiora, której zbierało się na mdłości. - Wstyd mi, że jako panna nosiłaś nazwisko Beltrami, i żałuję, że porzuciłaś nazwisko Pazzich, które doskonale do ciebie pasowało, gdyż jest to rodzina łajdaków. Nigdy nie skażę mojego syna na hańbę posiadania matki noszącej to nazwisko! Daremne mrzonki!

- Być może będziesz zmuszona pogodzić się z tym, że moje mrzonki to po prostu rzeczywistość. Oferowany ci wybór jest ograniczony: albo poślubisz Carla, albo zostaniesz skazana na śmierć.

- Nie czekając na odpowiedź króla Francji? Byłabym zdziwiona.

- Biedne niewiniątko! Decyzja o twojej śmierci już zapadła. Jeśli król uzna żądania Ojca Świętego, otrzyma w odpowiedzi wyrazy głębokiego ubolewania Watykanu. Klimat Rzymu jest niezdrowy, wszyscy o tym wiedzą. Zostaniesz uznana za ofiarę gorączki bagiennej. Jedyna nadzieja na to, byś mogła żyć, to przyjęcie mojej propozycji, oczywiście za zgodą papieża.

- Nigdy! Wolę umrzeć.

- A życie twojego syna też cię nie obchodzi? Wiemy, gdzie jest. Jakże łatwo byłoby się go pozbyć. Zastanów się, kuzynko, ale niezbyt długo! Jutro ktoś po ciebie przyjdzie.

Gdyby spojrzenie Fiory mogło zabijać, Hieronima padłaby trupem na miejscu. Wściekłość, która opanowała młodą kobietę, była tak gwałtowna, że unicestwiła trwogę i rozpacz, i utrzymała ją na nogach, wyprostowaną i dumną naprzeciwko tej demonicznej kreatury, która z kobiety miała jedynie zewnętrzne atrybuty. Fiora domyślała się, że za żadną cenę nie może okazać, że te groźby ją poruszyły, gdyż wtedy przeciwniczka nie przestałaby wykorzystywać władzy, którą, jak sądziła, nad nią uzyskała. Przyszła jej do głowy myśl, że Hieronima wyolbrzymia swoje możliwości, zwłaszcza jeśli chodzi o małego Filipa. Osoby z jego otoczenia musiały go dobrze strzec, zresztą Leonarda na pewno, gdy tylko się oswobodziła z więzów, pobiegła do Plessis na skargę. Dziecko z pewnością było dobrze pilnowane. Jeszcze raz odwróciła się bez słowa i przekroczyła próg rozmównicy. Ścigał ją pełen nienawiści głos Hieronimy:

- Nie licz na to, że uda ci się uciec! Bramy klasztoru będą tej nocy strzeżone.

Zamykające się ciężkie skrzydło drzwi ucięło ten ostatni wybuch złości. Wyczerpana opanowaniem, które sobie narzuciła, Fiora oparła się o drzwi i zamknęła oczy, czekając, aż jej serce odzyska normalny rytm. Otworzyła je, czując, że ktoś kładzie jej dłoń na ramieniu.

- Nie ma chwili do stracenia - usłyszała łagodny głos siostry Serafiny. - Trzeba przygotować się do ucieczki. Ta kobieta jest wstrętna.

- Słyszałaś?

- Nie mogłam powściągnąć ciekawości, proszę o wybaczenie. Wiem, mury są grube i drzwi także, ale jeśli je uchylić... Nie można dopuścić, byś wpadła w ręce tej kreatury.

- Znasz ją?

- Moja matka ją zna i powiedzieć mogę, że ta pani nie cieszy się dobrą opinią. Mieszka w pałacu w Borgo, który papież dał Francesco Pazziemu, i mówią, że to ona wszystkim rządzi. Ale nie traćmy czasu! Idę do ogrodu przerzucić biały welon przez mur. Lepiej, żebyś sama tam nie szła.

Już miała wybiec, gdy Fiora zatrzymała ją, chwytając za rękaw.

- Chwileczkę! Jestem ci ogromnie wdzięczna, ale widziałaś, jaka jest pogoda? Na pewno niewłaściwa na łowienie ryb i z pewnością nikt nie czeka na nasz sygnał.

- Tak samo brzydko było wczoraj. I przedwczoraj, a jednak wysłannik kardynała był na posterunku. Tam na końcu, między murami miasta i stawem, jest taka ruina, przy której się usadowił.

- Byłaś tam?

- A jak sądzisz, gdzie podarłam habit przedwczoraj?

Siostra Serafina istotnie dostała tego dnia upomnienie od przełożonej nowicjuszek z powodu poważnego rozdarcia swojej sukni. Utrzymywała, że zaczepiła nią o ławkę w refektarzu, ale na brzegach rozdarcia widoczne były zielonobrązowe smugi, które trudno byłoby uznać za ślady pozostawione przez mebel, nawet świeżo woskowany. Sprawa została zamknięta wyznaczeniem kary leżenia krzyżem w kaplicy i odmówienia serii „Zdrowaś Maria", z której to próby nowicjuszka wyszła dosyć wyczerpana, co teraz wzbudziło u Fiory wyrzuty sumienia.

- Sama pójdę - postanowiła. - Nie chcę, żebyś znowu została ukarana.

- Tym razem możesz się nie obawiać: znam na pamięć możliwe pułapki.

Lepiej też, by nie widziano cię dziś w ogrodzie.

- Tak czy inaczej, to na nic. Słyszałaś: klasztor będzie tej nocy pilnowany.

- Na pewno nie od strony bagna. To zbyt duża przestrzeń. Poza tym każdy, kto by się tam zapuścił bez pomocy, niechybnie by się pogrążył i skonał straszną śmiercią. Nawet tak przewidująca osoba, jak signora Boscoli, nie umiałaby sobie wszystkiego wyobrazić.

Chwilę później Antonia wróciła, by poinformować przyjaciółkę, że przekazała sygnał i że wysłannik Borgii nadal jest na posterunku.

- Tej nocy - wyszeptała - odprowadzę cię do muru, żeby pokazać ci miejsce, w którym przerzuciłam welon. Odwagi! Tym bardziej że przestało padać...

Była to tylko przejściowa poprawa. Podczas wieczornego posiłku, który zakonnice spożywały, zawsze słuchając pobożnej lektury, burza rozpętała się na nowo i Fiora, niezdolna do zainteresowania się Miastem Boga świętego Augustyna, z pewnym niepokojem słuchała uderzeń deszczu o szyby i gwizdania wiatru pod drzwiami refektarza. Od czasu do czasu szukała wzrokiem siostry Serafiny, lecz twarz młodej zakonnicy była tak pogodna, że Fiora się w końcu uspokoiła. Właściwie ucieczka miała większe szanse udać się w czasie takiej pogody, że psa byś z domu nie wyrzucił, niż w trakcie pięknej ciepłej nocy, jasnej i rozświetlonej niedyskretnymi gwiazdami.

Po ostatnim nabożeństwie i skłonieniu się matce przełożonej Fiora wróciła do swojej celi, by czekać tam, aż przyjaciółka po nią przyjdzie. Nie rozebrała się, a tylko wyciągnęła na posłaniu, zdmuchnąwszy uprzednio świecę. Ponieważ było zimno, bowiem pogrążona w smutku Cherubina zapomniała rozpalić w koszu żarowym, przykryła się peleryną. Nagle usłyszała dźwięk, który zmroził ją do szpiku kości: ktoś próbował od zewnątrz przekręcić klucz w zamku jej drzwi.