- Nie zapomnę twojego nazwiska - powiedziała serdecznie - i mam nadzieję, że pewnego dnia znów cię zobaczę.
- Może kiedyś mnie odwiedzisz? - zaproponował Borgia. - Nie jesteś takim dzikusem, za jakiego się podajesz. Wiem, że bywasz w niektórych domach.
- A więc zapomnij o nich, gdyż są to domy osób, które miały, mają lub będą miały na pieńku z Watykanem. Infessura u wicekanclerza Kościoła? Stałbyś się być może podejrzany, a ja byłbym podejrzany na pewno, przynajmniej we własnych oczach.
- Zachowaj jednak w pamięci, wolny człowieku, iż domostwo to jest miejscem azylu. Kiedyś może ci się to przydać.
- Ty także zachowaj to w pamięci, Eminencjo! Mam nadzieję, że twój dom będzie prawdziwie bezpiecznym miejscem dla twej młodej towarzyszki... i niczym więcej! Co zaś do mnie, to jeśli papież pewnego dnia postanowi się mnie pozbyć, nie będę na niego czekać i umrę jak rzymianin. Śmierć Petroniusza zawsze wydawała mi się nęcąca, choć nie miał w sobie nic z republikanina! Niech bogowie nad tobą czuwają, młoda kobieto!
- Chciałbyś może poznać moje imię? - powiedziała z ożywieniem. - Nazywam się Fiora.
- Dziękuję ci za zaufanie, ale za kilka godzin będę o tobie wiedział wszystko. Niezależnie od miejsca, z którego uciekłaś, ulica będzie o tym mówić...
Rozpłynął się w mroku wraz ze swoimi psami, a Fiora pozwoliła się wprowadzić do wnętrza pałacu, nie bez pewnego żalu. Ten „wolny człowiek" był niepodobny do nikogo innego...
Domostwo Rodriga Borgii także było niepodobne do żadnego innego. Fiorze zdało się, że wchodzi do jednego z tych bajecznych pałaców Orientu opisywanych niegdyś przez weneckiego podróżnika Marco Polo i innych bardziej współczesnych gawędziarzy, mających okazję zobaczyć z bliska przepych na dworze sułtana, których opowieści słuchała w domu ojca. Ze swej ojczystej Hiszpanii naznaczonej przez świetność mauretańskich władców, kardynał wyniósł upodobanie do kunsztownych posadzek, sufitów złoconych i malowanych na jaskrawe kolory, jak ewangeliarze. Jego herb - żółty byk na czerwonym polu - zwieńczony kapeluszem kardynalskim, byl wybity nad każdymi drzwiami i na skórze krzeseł. Wszędzie widać było kosztowne kobierce, ogromne poduchy, brokatowe obicia i łoża obleczone w najzbytkowniejsze materie, zastawę złotą, srebrną lub z pozłacanego srebra, a pod dzbanami i kielichami zdobionymi drogimi kamieniami uginały się serwantki i kredensy. Fiora, która miała okazję podziwiać wojenny pawilon Zuchwałego i jego pełen dostojeństwa przepych, uznała, że ten pałac, tak odległy od florenckiej elegancji, robi wrażenie nieco nowobogackiego.
Prawdę mówiąc, w chwili przybycia niewiele dostrzegała ze wszystkich tych wspaniałości. Mignął jej tylko purpurowozłoty świat, w którym było cudownie ciepło i gdzie wysoka kobieta o żółtawej cerze rozebrała ją z mokrej, poplamionej błotem odzieży, zawinęła w nieco szorstkie płótno i nacierała nim tak długo, aż Fiora przestała dzwonić zębami. Później, unosząc ją w ramionach z taką łatwością, jakby była dzieckiem, zaniosła do łoża tak miękkiego, że miała wrażenie, iż zanurza się w puchu, gdzie nakryła ją jedwabnymi prześcieradłami, napoiła naparem z ziół stojącym w cieple przy kominku, zapaliła nocną lampkę przy wezgłowiu, zdmuchnęła świecę i wyszła z pokoju, nie robiąc najmniejszego hałasu. Fiora zdążyła już zasnąć i szybowała do tego ostatniego schronienia ludzi nieszczęśliwych: do krainy marzeń sennych.
Kiedy z niej wróciła, około południa, w pełni objawiła jej się gorycz rzeczywistości, czuła się bowiem znacznie gorzej: jej ciało przebiegały dreszcze, bolało ją gardło i zaczęła kichać seriami, co przyciągnęło kobietę, którą widziała poprzedniego dnia, lecz ostatecznie uznała za część swoich snów. Poza tym miała migrenę.
Poczuła dotyk chłodnej dłoni na czole i usłyszała niezadowolony głos kobiety:
- Właśnie tego się obawiałam! Przeziębiłaś się mimo moich starań i masz gorączkę. Rodrigo nie będzie zadowolony!
- Jak on się czuje? - zapytała Fiora, kończąc to zdanie kolejnym kichnięciem.
- Czuje się wspaniale, jak zawsze. Kilka kropel wody nie mogłoby nadwyrężyć jego wyśmienitego zdrowia. Ma siłę jak byk z naszego herbu! - dodała kobieta z nagłą egzaltacją, która zaskoczyła Fiorę.
Osoba ta zresztą była wystarczająco zaskakująca sama w sobie, by Fiora zainteresowała się nią mimo swego nieco niewyraźnego stanu. Wysoka i być może równie silna jak Borgia, ale koścista, miała podłużną oliwkową twarz, której uroku nie dodawał bynajmniej czarny strój hiszpańskiej duenii lekko tylko ozdobiony wąską białą riuszką wykańczającą wysoki, stojący kołnierz przytrzymany piękną złotą zapinką z perłami. Do uczesanych w wysoki kok włosów przypięty był czarny welon. Przy skórzanym pasku wisiał pęk kluczy.
- Chciałabym mu podziękować - kontynuowała Fiora. - Myślisz, że będę dziś miała ku temu okazję?
- Zapowiedział, że przyjdzie się z tobą zobaczyć dziś wieczorem - odrzekła kobieta z niezadowoleniem. - Rozkazał nawet, by nakryto do kolacji w tym pokoju, i będzie bardzo rozczarowany, widząc cię w takim stanie.
- Po takiej nocy nie ma w tym nic dziwnego. Poza tym nie jestem „w takim stanie". Mam solidny katar, po którym, mam nadzieję, za dwa czy trzy dni nie będzie śladu.
- Nie znasz go. Nie cierpi chorób i chorych. Spójrz tylko na siebie! - dodała, podając jej ręczne lusterko. - Masz czerwony nos, rozpaloną twarz... Nie nadajesz się do pokazywania ludziom.
- No to mnie nie pokazuj! - mruknęła z niezadowoleniem Fiora, którą ta kobieta zaczynała drażnić. - Powiedz jego eminencji, jak sprawy stoją, i poproś, by dał mi kilka dni na... doprowadzenie się do porządku.
- Zobaczymy! Na razie trzeba zrobić wszystko, co możliwe, żeby cię wyleczyć.
Natychmiast zabrała się do dzieła i przystąpiła do intensywnego pojenia chorej naparami, miodem i mlekiem z żółtkami, kazała połknąć mnóstwo pigułek, zmusiła do poddania się dwóm okadzeniom, po których nieszczęśnica była jeszcze bardziej czerwona niż przedtem, chciała nawet zrobić jej lewatywę, ale Fiora przeciwstawiła się temu ostatkiem sił. Nie miała pojęcia, jak to wpłynęło na jej gorączkę, ale czuła się po tym wszystkim kompletnie otumaniona, a ponadto było jej niedobrze.
- Zostaw mnie w spokoju! - zawołała. - Wykończysz mnie tymi lekarstwami! Wiedz, że ja nigdy nie biorę leków!
- Kiedy się jest chorym, trzeba się leczyć! - zaskrzeczała kobieta. - Musisz jeszcze wypić ten syrop, który pomaga na ból gardła, i...
- Nic nie wypiję! Potrzebuję tylko jednej rzeczy: żeby pozwolono mi się spokojnie wyspać!
Naciągając na siebie prześcieradła i kołdry, zamierzała się pod nimi schować, kiedy wejście kardynała zakończyło scenę. Fiora nie od razu go rozpoznała. Miał bowiem na sobie elegancki kaftan z czarnego aksamitu haftowanego złotem, oraz pludry pozwalające stwierdzić, że ma bardzo zgrabne nogi, a przede wszystkim był z gołą głową, co umożliwiało konstatację, że zaczyna tracić włosy.
Dostrzegając obie kobiety mierzące się wzrokiem jak rozzłoszczone kwoki, jedną czerwoną, rozczochraną i owiniętą w prześcieradła, drugą wymachującą butelką i łyżką, wybuchnął śmiechem.
- Nie możecie ciszej krzyczeć? - powiedział, łapiąc oddech. - Słychać was aż na końcu galerii. Chciałbym, żeby chociaż przez kilka dni obecność donny Fiory w tym domu pozostała tajemnicą dla większości służby.
Wciąż wymachując butelką i łyżką, duenia rzuciła się w jego stronę, jakby chciała go rozłupać na pół.