- Mógłbym właściwie powiedzieć: przede wszystkim kardynałowie, gdyż kobiety, które oni zaszczycają, mogą mieć pewność, że ich potomstwu niczego nie będzie brakować. Dlatego też kardynał Cibo ma syna. Kardynał d'Estouteville także. Nazywa się Jeremiasz, a dała mu go bardzo ładna kobieta, Girolama Tosti. Jest teraz panem na Frascati, skąd wino właśnie piliśmy. Co do kardynała...
- Litości, Eminencjo! Nie mów nic więcej! Chciałabym zachować nieco wiary mego dzieciństwa!
- Wiara nie ma z tym nic wspólnego! Trzeba żyć z duchem swoich czasów, a Rzym, którego tylko najgorszą stronę poznałaś, jest jednak mimo wszystko bardzo przyjemnym miejscem do życia. Mieszkają tu i nie uskarżają się na to wysoko urodzone cudzoziemki, takie jak królowa Bośni, królowa Cypru i grecka księżniczka Zoe Paleolog.
- Ich położenie nie ma z pewnością nic wspólnego z moim. Skończmy z tymi pogawędkami, Eminencjo! Ja nie chcę tu zostać. Powiedziałeś przed chwilą, że nie mam już zakazu wstępu do Florencji, pomóż mi więc do niej wrócić!
- Jest na to za wcześnie! Cały czas ci to powtarzam.
- A poza tym nie pozwolisz mi wyjechać bez zapłacenia pewnej kontrybucji, prawda?
Roześmiał się cicho i nieco ochrypłe, przyglądając się złocistemu winu wypełniającemu kieliszek.
- Który mężczyzna pozwoliłby, by przeszło mu obok nosa najbardziej upajające z win bez próby skosztowania?
Oczy Borgii żarzyły się jak węgielki w popiele i Fiora naraz poczuła się bardzo znużona. Objęła spojrzeniem wspaniały zielono-złoty wystrój pokoju, którym była już zmęczona.
- Jestem zatem skazana na konanie tu z nudów? Kiedy chociaż będę mogła opuścić ten pokój?
- To byłoby nieostrożne. Pałac jest pełen służby, strażników i domowników; nie mogę być pewien wszystkich. Poza tym gdybym zamknął drzwi, dałbym do zrozumienia, że kryje się tu jakaś tajemnica. Wiadomo oczywiście, że w wieży mieszka jakaś ślicznotka, ale nie ma w tym niczego nadzwyczajnego!
- Wiem - zawołała Fiora, niemogąca dłużej się powstrzymać - ale zrozum, że nie mogę tkwić zamknięta w tych czterech ścianach nie mając żadnego zajęcia poza patrzeniem przed siebie! Odkąd porwano mnie z Francji, wciąż przebywam w zamknięciu! Dwa miesiące w kabinie na statku, dwa tygodnie w San Sisto, ale tam był chociaż ogród, a teraz tutaj. Wolę już umrzeć!
- Uspokój się i uzbrój w jeszcze trochę cierpliwości! Każę ci przynieść książki, jeśli lubisz czytać, i przyślę niewidomego śpiewaka o cudownym glosie. Będę cię często odwiedzać, a czasem, w nocy, zaprowadzę do ogrodu, na świeże powietrze...
Fiora musiała zadowolić się tymi obietnicami, choć wrażenie, że się dusi, rosło z każdym dniem. Wielkim wsparciem były dla niej książki. Borgia, który sam nigdy nie czytał, przez próżność zgromadził duży księgozbiór, zwłaszcza autorów greckich i łacińskich, ale dla niej wybierał najbardziej nieprzyzwoite, a Fiora wprawiła go w zdumienie, gdy oschle zażądała „poważnych" autorów, takich jak Arystoteles i Platon.
- Cóż za zasadnicza kobieta! - zawołał. - Rzymskie damy bardzo sobie cenią nieco swawolne historie. Znakomicie usposabiają do miłości...
- Ale ja nie mam najmniejszej ochoty być usposobiona do miłości! Zrozum wreszcie, Ekscelencjo! Opłakuję małżonka, którego kochałam z całego serca, i choć jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, wiedz, że dobrowolnie nigdy nie będę twoja!
Myślała, że to go rozzłości, ale zadowolił się uśmiechem tak zarozumiałym, że ją to rozdrażniło.
- Na pewno zdołam cię przekonać do zmiany zdania!
Mimo uśmiechu w jego oczach była groźba i Fiora wywnioskowała z tego, że musi mieć się na ostrożności jeszcze bardziej niż zazwyczaj. W tym mężczyźnie było nagromadzone zbyt wiele gwałtowności, by jeszcze długo akceptował czekanie. Był przeświadczony o tym, że jest wyjątkowym kochankiem i któregoś dnia na pewno narzuci jej swe karesy. Wyobraża sobie, że potem będzie mu wiekuiście oddana. Było to szczytem śmieszności, ale nie wróżyło niczego dobrego na przyszłość. Nie miała gwarancji, że gdy raz jeden ulegnie jego żądzom, następnego dnia Borgia otworzy drzwi i pomoże jej wrócić do Florencji. Fiora pomyślała, że nadszedł czas, by wzięła los w swoje ręce. Przekonała się o tym do reszty po absurdalnej scenie, która miała miejsce w pokoju kąpielowym.
Tego ranka Fiora właśnie weszła do ciepłej i pachnącej wody. To była jej jedyna przyjemność w ciągu dnia i lubiła trochę ją przeciągać. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu Juana zniknęła pod jakimś mętnym pretekstem zaraz po tym, jak pomogła jej wejść do kąpieli, a czarna niewolnica, która zazwyczaj ją myła, jeszcze nie przyszła. Niespecjalnie się tym przejęła, szczęśliwa, że przez chwilę będzie sama. Wyciągnęła się rozkosznie z zamkniętymi oczami, kiedy usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi. Myśląc, że to któraś ze służących nawet się nie poruszyła, ale zaalarmowało ją uczucie, że dzieje się coś anormalnego i otworzyła oczy. Stojąc przed nią, Borgia pożerał ją wzrokiem i nagle, zrzucając złocistą szatę, która go spowijała, pojawił się przed nią całkiem nago. Przez chwilę zatkało ją ze zdumienia. Nie żeby jego ciało, brązowe i silne, było odrażające, ale jego znaczną część pokrywało czarne owłosienie. Kręcone włosy porastały podbrzusze, wspinały się na pierś i atakowały pachy i ramiona. Fiora miała wrażenie, że ma przed sobą monstrualne zwierzę, tym bardziej że bez skrępowania ukazywał męskość tłumaczącą przydomek nadany mu przez rzymskie kurtyzany.
Patrzył na nią z łakomą miną wilka szykującego się do pożarcia owieczki, od czasu do czasu oblizując końcem języka grube, ciemnoczerwone wargi. Przerażona Fiora skuliła się w wannie, a kiedy włożył nogę do wody z oczywistym zamiarem dołączenia do niej, wydała krzyk tak przeraźliwy, że gołębie siedzące na zwieńczeniu wieży zerwały się do lotu. Wyskoczyła z kąpieli, odpychając napastnika, który upadł, i uciekła do swego pokoju. Tam, zerwawszy prześcieradło z łoża, owinęła się nim, drżąc jak osika, po czym schroniła się na jednej z kamiennych ławek umieszczonych w każdej niszy okiennej. Otworzyła okno, przed którym się znajdowała, zdecydowana rzucić się z niego, jeśli Borgia zrobi choćby krok w jej kierunku.
Jednak kiedy chwilę później się pojawił ubrany w złocistą szatę i fioletowy z wściekłości, ograniczył się do posłania młodej kobiecie ciskającego błyskawice spojrzenia, wielkimi krokami przemierzył komnatę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Ten odgłos jakby przebudził Juanę, która w chwili wejścia Fiory zajęta była przygotowywaniem sukni. Kobieta stała jak słup soli i śledziła scenę ze zdumieniem.
- Mój Boże! - wykrztusiła wreszcie. - Nie powiesz chyba, że go odtrąciłaś? - Rzuciłabym się z okna, gdyby spróbował jeszcze raz się do mnie zbliżyć!
- Ale dlaczego? Dlaczego? Czy nie jest nadzwyczajnie piękny?
- Możliwe, ale ten rodzaj urody na mnie nie działa! To nie mężczyzna, wygląda jak małpa!
- Jak możesz tak mówić? Jego ciało jest miękkie w dotyku jak wełna nowo narodzonego jagnięcia. Jest bogiem miłości - dodała Juana z drżeniem w głosie - a kiedy do niego należysz, otwiera się nad tobą siódme niebo.
Fiora patrzyła na duenię ze szczerym zdumieniem.
- A co ty o tym wiesz?
Duenia Juana poczerwieniała jak cegła i zaczęła potrząsać wiszącymi u pasa kluczami, wstydliwie spuszczając oczy.
- Wiem! - potwierdziła. - Dwadzieścia lat temu... kochaliśmy się... pod drzewami pomarańczowymi w moim ogrodzie, w Jativie. Nie mogłam tego zapomnieć i kiedy pięć lat temu poprosił, bym przyjechała do Rzymu i prowadziła mu dom, nie wahałam się ani chwili.