Выбрать главу

Odpowiedź była przecząca. Fiora wysunęła hipotezę, że nazywa się może Maria? Nie, Maria również nie.

- Wróćmy do księżniczek - podjęła Leonarda - To dość proste: matka, babka i małżonka księcia Karola zostały polecone tej samej patronce: Małgorzacie.

Leonarda trafiła celnie. Młoda kobieta zaklaskała w dłonie, a twarz rozjaśnił jej uśmiech:

- Małgorzata*5... - powtórzyła Fiora - To bardzo ładny kwiatek, biały ze złotym środkiem. Pasuje do ciebie, pani: jesteś cała biała i masz włosy w kolorze słońca.

Demetrios powinszował młodej kobiecie inicjatywy i dodał, że można być może spróbować posunąć się dalej. Kiedy nadszedł wieczór wszyscy zebrali się w pokoju Małgorzaty. Okna i okiennice, mimo upału, starannie zamknięto. Pomieszczenie było oświetlone jedynie przez świecznik stojący na kufrze dość daleko od łóżka i postawioną u jego wezgłowia świecę.

Grek wziął Fiorę za rękę i podprowadził do łóżka, aby Małgorzata poczuła się pewniej. Następnie pochylił się nad leżącą:

- Chciałbym, żebyś najpierw odpowiedziała na moje pytanie, pani. Muszę wiedzieć czy w mojej mocy jest pomóc ci. Czy zawsze byłaś niema?

Małgorzata pokręciła przecząco głową.

Z uspokojonego spojrzenia, jakie jej posłała Małgorzata, Fiora zrozumiała, że wzbudziła jej zaufanie. Demetrios

* Małgorzata- franc. Marguerite, tzn. margerytka- kwiat (przyp. tłum).

- Tak więc był w twoim życiu okres, kiedy mówiłaś?

- Tak.

- Czy straciłaś mowę w wyniku wypadku?

- Nie.

- W wyniku silnego strachu lub gwałtownego wzburzenia?

- Tak.

- Dobrze. Możliwe jest więc, że zdołam ci ją przywrócić, pani. Pod warunkiem jednak, że będziesz miała do mnie zaufanie, że będziesz mi posłuszna. Zapewniam cię, że pragnę tylko twojego dobra; nie musisz się niczego obawiać. Nie zrobię ci nic złego a nawet cię nie dotknę.

- Musisz robić to, co on mówi, Małgorzato - szepnęła Fiora, biorąc ją za rękę - Spróbuje odkryć przyczynę twego cierpienia.

- Z uspokojonego spojrzenia, jakie jej posłała Małgorzata, Fiora zrozumiała, że wzbudziła jej zaufanie. Demetrios zgasił jedną po drugiej świece w lichtarzu zachowując tylko tę przy łóżku, którą wziął do ręki i uniósł nieco nad głową leżącej, tak aby Małgorzacie wystarczyło mieć oczy otwarte, by je widzieć.

- Musisz uważnie patrzeć na płomień - powiedział lekarz z łagodną stanowczością. Usłuchała go: jej jasne oczy odbiły złociste światło i przyglądały mu się z całkowitym spokojem. Małgorzata puściła rękę Fiory, skrzyżowała ramiona na piersi i czekała nie okazując najmniejszej obawy.

- Dobrze! - pochwalił Demetrios i natychmiast polecił. - Patrz dokładnie na światło i nie spuszczaj go z oczu... z oczu... z oczu...

Głęboki, śpiewny głos Demetriosa niósł ze sobą ukojenie, odczuwalne dla trojga widzów. Tymczasem powieki Małgorzaty zadrżały, jakby chciały się zamknąć i wstrzymywała je tylko siłą woli.

- Jesteś śpiąca, bardzo śpiąca... Twoje powieki są takie ciężkie... Nie walcz z ogarniającą cię sennością. Ulegnij jej... Śpij, śpij! Jesteś odprężona, twoje ciało jest nieskończenie zmęczone, domaga się odpoczynku... Pozwól mu odpocząć... śpij... śpij... śpij!...

Powieki Małgorzaty były teraz całkowicie zamknięte. Ręce bezwładnie opadły wzdłuż ciała. Oddech się wyrównał. Przez chwilę w pokoju panowała cisza.

Wszyscy zamarli. Wreszcie Demetrios powiedział:

- Wiem, że śpisz, Małgorzato, ale czy mnie słyszysz? Powoli skinęła głową.

- Dobrze... Twój umysł wyzwolił się z ciała, a złe wpływy zostały odsunięte. Wspólnie sięgnijmy pamięcią w przeszłość, aż do twojego dzieciństwa. Spójrz na siebie, Małgorzato. Masz dziesięć lat. Czy potrafisz mówić?

Do oczu śpiącej natychmiast napłynęły łzy. Dała znak, że tak, ale zaraz odruchowo zasłoniła głowę przed niewidocznymi uderzeniami. Fiora zacisnęła dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły się jej w skórę.

- Byłaś nieszczęśliwym dzieckiem, ale jednak mówiłaś. Co się stało później? Spójrz na swoje życie w taki sposób, aby wrócić do tragedii, która odebrała ci głos. Przyjrzyj mu się rok po roku.

Nagle ciało Małgorzaty zaczęło się niespokojnie poruszać. Prześcieradła zostały odrzucone a śpiąca usiłowała odepchnąć coś, co ją przerażało. Czyniła straszliwe wysiłki, by utrzymać nogi razem, ale mimo to coś je nieodparcie rozsuwało.

Płakała, jęczała. Wszystko było oczywiste:

- Dios! - szepnął Esteban - została zgwałcona.

Później wszystko się uspokoiło i Małgorzata leżała nieruchomo, jakby bez życia. Demetrios dał jej chwilę wytchnienia i rozpoczął dalsze zabiegi.

- Czy to w wyniku tego straszliwego przeżycia utraciłaś mowę?

Małgorzata wolno pokręciła głową.

- A więc było to później. Przypomnij sobie co stało się potem. Musisz wrócić do momentu, w którym twój głos zamarł. Czy to takie bolesne?

Małgorzata skręcała się na łóżku. Trzymała ręce nad sobą jakby przytrzymywała brzuch, który stał się o wiele za duży i wydawała okropne jęki.

- Wygląda na to - powiedziała Leonarda głucho, - że ona rodzi?

I opadłszy na kolana poczęła się modlić.

- Czy nie można by - szepnęła Fiora - uchronić jej od przeżywania tych mąk?

Demetrios położył dłonie na rękach młodej kobiety naciskając je łagodnie.

- Teraz dziecko się już urodziło - powiedział - już po wszystkim.

Małgorzata natychmiast się uspokoiła. Pełen zachwytu uśmiech rozjaśnił jej twarz. Zobaczyli jak wyciąga ręce do urojonego dziecka, jak przyciska je do piersi, łagodnie kołysze, całuje. Spokojne szczęście wymalowane na jej wymizerowanej twarzyczce miało w sobie coś przejmującego. Ale nagle wydarzyła się tragedia. Przerażeni widzowie ujrzeli Małgorzatę przyciskającą ramiona do piersi z wyrazem lęku i zaciekłości, jakby zawisła nad nią straszliwa groźba. Zobaczyli jak walczy ze wszystkich sił, nie mając jednak żadnych szans. Nagle krzyknęła zachrypniętym, jakby zgrzytającym głosem:

- Mój synek! Oddajcie mi mojego synka! Nie możecie mi go zabrać! To moje dziecko... miejcie litość!

Otworzyła usta, by wydać okrzyk, który byłby zapewne nieludzki, ale Demetrios przyłożył już swe ręce do głowy biedaczki i rozkazał:

- Nie krzycz, Małgorzato! To już koniec. Nie myśl już o tej chwili, gdy osiągnęłaś szczyt ludzkiego cierpienia. Nie krzyknęłaś. Możesz jeszcze mówić.

Prawda, że możesz jeszcze mówić?

Wciąż dysząca i pokryta potem dziewczyna przypominała rozbitka, który wydostał się na brzeg po wyczerpującej walce. Fiora chciała ją wziąć w ramiona, ale Demetrios gestem przykuł ją do miejsca.

- Odpowiedz mi, Małgorzato! Czy możesz mówić? Powiedz: Mogę.

- Mo... mogę.

Głos był słaby, zachrypnięty, ale jednak wyraźny.

- To dobrze - powiedział Demetrios. - Teraz odpocznij, pani! Dokonałaś straszliwego wysiłku, lecz twa choroba została przezwyciężona. Za chwilę obudzę cię. Nie będziesz pamiętać, że ponownie przeżyłaś te cierpienia i będziesz mogła swobodnie rozmawiać z tymi, którzy cię otaczają i którzy cię kochają.

Słyszałaś, co powiedziałem?

- Tak... słyszałam.

- Przywołam cię więc do nas. Obudzisz się, kiedy wymówię twoje imię. Uwaga! Małgorzato, otwórz oczy!

Oczy jej istotnie otworzyły się ukazując nieco błędne spojrzenie, które zwróciło się najpierw ku uważnemu obliczu lekarza, później w stronę zachwyconych twarzy Fiory i Leonardy. Nieco dalej Esteban drżącą ręką zapalał świecę w kandelabrze. Fiora zbliżyła się do Małgorzaty i pocałowała ją: