Выбрать главу

- Nieprawda, że nie chcę jej zatrzymać - powiedziała Magdalena z nagłym smutkiem - przeciwnie! To ona nie ma ochoty tu zostać. Jest zbyt piękna i żywa jak na nasz surowy dom, ale mam gorącą nadzieję, że nie zapomni o babce, która zachowa dla niej część swego serca. Otwarła ramiona, a Fiora padła w nie ze łzami w oczach.

- Ja też cię nie zapomnę! Przed chwilą... zazdrościłam Małgorzacie.

- Wzruszająca scena rodzinna! - zgrzytnął Brevailles. -Uroczy obrazek! A ja? czyżby zapomniano o mnie? Nikt mnie nie uściska? Zawsze ceniłem sobie pieszczoty ładnej dziewczyny i żałowałem czasem, że nie spróbowałem nigdy szczęścia u tej dziwki Marii, której nie przeszkadzało sypianie z własnym bratem. Dlaczego więc nie miałaby tego zrobić ze mną?

Demetrios pochwycił Fiorę, która porwana dzikim gniewem, z uniesionym sztyletem zamierzała rzucić się na kalekę. Wyrwał jej broń, po czym zwracając się do starca i nie puszczając młodej kobiety, powiedział twardo:

- Nie uda ci się to, panie! Fiora musi pogodzić się z faktem, że jeśli o ciebie chodzi, to zemsta należy do Pana. Dokonuje się już teraz i jest straszna, ale w pełni na to zasłużyłeś. Niech imię Pana będzie błogosławione! Chodźmy teraz, czas jechać.

Opuścili kolejno komnatę, w której stary Albert ponownie objął wierną i pozorną straż u boku kaleki. Ostatnim obrazem, jaki zapamiętała Fiora był widok brodatej twarzy o oczach błyszczących z bezsilnego gniewu, z których jednał spływały łzy.

Wyjechali tego samego popołudnia, w upale wciąż trudnym do zniesienia, choć pora była już późna. Powietrze drżało nad powierzchnią wody. Panowała głęboka cisza, gdy nagle białe niebo przeciął zygzak błyskawicy.

- Ach, przydałaby się burza! - westchnęła Leonarda wachlując si chusteczką. - Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności niż porządna ulewa.

- Tobie, pani, może tak, ale nie wieśniakom! to mogłoby im popsuć sianokosy - wykrzyknął Demetrios przyglądając się Fiorze kątem oka.

Od czasu pożegnania z panią de Brévailles nie odezwała się słowem. Jechała prosto przed siebie z nieobecnym spojrzeniem. Kiedy dotarli do zakrętu drogi, skąd można było jeszcze dostrzec czuwający nad brzegiem rzeki zamek, zatrzymała konia i stała nieruchomo.

Demetrios przez kilka chwil uszanował jej zamyślenie, ale ponieważ zdawało się, że będzie ono trwać w nieskończoność, zbliżył się:

- Czy czegoś żałujesz?

- Może... ale nie tego, o czym myślisz. Żałuję, że tu przyjechałam.

- Czyż nie musieliśmy odprowadził Małgorzaty?

- Mogłam pozostawić to tobie i poczekać, na przykład w Beaune, aż wrócisz.

- Chciałaś dokonać zemsty za wszelką cenę. Przypomnij sobie, jak próbowałem się od tego odwieść!

- Wiem... I przyznaję, że miałeś rację, ponieważ Bóg wziął to na siebie! Jest On zresztą bardzo nielogiczny! Uderzył tutaj, ale pozwalał prosperować temu potwornemu du Hamelowi.

- Czy to wszystko znaczy, że żałujesz iż opuszczasz to miejsce? W końcu tu jest twoja prawdziwa rodzina i byłoby rzeczą naturalną, gdybyś pragnęła tu żyć. W takim razie możesz wrócić w towarzystwie Leonardy. Zwalniam cię z twojej przysięgi i mimo to pozostanę na zawsze twoim przyjacielem.

- Nie rozumiesz mnie, Demetriosie! To prawda, że moje serce było bliskie oddania się Magdalenie de Brévailles.

Ramiona babki są nieskończenie słodkie, ale zostać tu? Nie. Nigdy! Sądzę zresztą, że Małgorzata nie pochwaliłaby tego - dodała z półuśmiechem.

Twarz Małgorzaty posmutniała bowiem nagle, gdy pani Magdalena w chwili rozstania uściskała Fiorę z czułą wylewnością, a pożegnalne pocałunki dziewczyny nie były zbyt serdeczne. Najwyraźniej czuła ulgę rozstając się z tą piękną, młodą kobietą, której zawdzięczała życie.

- Ona jest przecież córką du Hamela - zauważyła Leonarda zbliżywszy się. - I dobrze zrobiłaś, zalecając pani Magdalenie całkowite milczenie na temat waszego pokrewieństwa. Sądzę, że Małgorzata znienawidziłaby cię, gdyby wiedziała, że jesteś jej siostrą. Tobie zaś, mój aniołku, ten żal przejdzie szybciej niż myślisz! Nie jest twoim przeznaczeniem pozostawać tutaj.

- Wiem! Ale chciałam spojrzeć jeszcze raz na tę okolicę, której pewnie nigdy więcej nie zobaczę. Nawet jeśli kiedyś zamieszkam w Burgundii... Co zawsze może się zdarzyć.

Teraz, kiedy wywiązała się z obowiązku spełnienia zemsty, który wyznaczyła sobie w Burgundii, Fiora mogła pozwolić swej duszy i sercu błądzić śladem innego Bur-gundczyka - męża. Mogła pamiętać, że jest w jego kraju. Robiła to nie bez łagodnej nostalgii, gdyż wciąż nie uzyskała odpowiedzi: czy Filip, mimo porozumienia zawartego z Francesko Beltramim, wrócił w przebraniu do miasta Medyceuszy po to, by ją zobaczyć? Było to dużo ważniejsze od zazdrości przyrodniej siostry, kobiety prawie jej obcej.

Zdecydowanie zawróciła konia i ruszyła w dalszą drogę, nie pozwalając już sobie na rozmyślania o Brevailles. Pragnęła, by jej babka zaznała wreszcie prawdziwego szczęścia u boku wnuczki.

Była piękna pogoda. Fiora nie miała jeszcze osiemnastu lat i namiętnie kochała mężczyznę, którego pierścień, osłonięty suknią, wisiał na jej piersiach. Nawet obraz bezlitosnego księcia Burgundii, odległy i mglisty, nie zdołał zakłócić tej chwili szczęśliwego spokoju, na jaką sobie pozwoliła. Dlaczego niebo nie miałoby zadecydować o jego losie, jak to zrobiło z Piotrem de Brévailles? Pogłoski, które słyszała od przyjazdu do Burgundii, dawały jej pewną nadziej , gdyż wrogowie zażarcie dążący do zguby Zuchwałego byli coraz liczniejsi: Szwajcarzy, książęta niemieccy, książę Lotaryngii i - przede wszystkim - król Francji, o którym słusznie szeptano, że jest najzręczniejszym z dyplomatów. Ludzie chętnie ryzykowali stwierdzenie, że nienawiść między nim, Ludwikiem Francuskim, a Zuchwałym wygaśnie dopiero wraz ze śmiercią jednego z nich. W stronę tego zagadkowego władcy - jego wizerunek był bowiem różny w zależności od tego, kto go kreślił - zmierzała z Demetrio-sem... Ale przedtem mieli zboczyć nieco z drogi, a w każdym razie Fiora zdecydowana była to uczynić.

Zatrzymali się na odpoczynek w Beaune, w oberży sąsiadującej z cudownym Hótel-Dieu. Choć pozbawiona była architektonicznej wspaniałości sąsiada, oberża Grand Saint Vincent, łóżkami o starannie wymaglowanych prześcieradłach, obfitymi i urozmaiconymi posiłkami oraz świeżością winorośli, pokrywającej mury, dostarczyła im wytchnienia dla ciała i ducha. Po kolacji podanej w obszernym pokoju dzielonym przez Fiorę i Leonardę, którego otwarte okna ukazywały wysokie, brunatne dachy, Demetrios zasięgnął u gospodarza informacji o drodze do Paryża.

Aby uśpić podejrzenie tego dobrego człowieka, który jako wierny poddany księcia Karola niechętnie spoglądał na ludzi pragnących udać się do stolicy, jak mówił, niesławnego króla Ludwika XI. Demetrios skwapliwie wyjaśnił, że jadą do kuzyna, kupca sukiennego z ulicy des Lombards. Usatysfakcjonowany oberżysta wyjaśnił, że bezsprzecznie najlepsza droga wiedzie przez Dijon i Troyes w Szampanii. Droga, która prowadzi przez Morvan i Auxois, dochodząc do Yonne, nie jest przejezdna.

- Mówią - zauważył mistrz Baudot - że oddziały króla Ludwika po zerwaniu rozejmu rzuciły się na nasze ziemie i dotarły aż do Auxerre, gdzie niszczą, pustoszą, rabują i palą wszystko, co im wpadnie w ręce. Zły to uczynek -dodał - bo król dobrze wie, że książę Karol - niech Bóg go zachowa w zdrowiu! - właśnie zakończył oblężenie Neuss.

- Czy miasto wreszcie padło? - spytała Fiora, która doskonale wiedziała, jak się sprawy mają. Zamierzała jednak dalej grać rolę niedawno przybyłej cudzoziemki.