Выбрать главу

- Skoro mowa o panu de Commynes, to on również zniknął jak kamfora! Zupełnie się nie pokazuje.

Przyszedł trzeciego dnia. To on przybył powiadomić dwoje cudzoziemców, by udali się na zamek, na królewskie posiedzenie. Co do Estebana, to przylgnął on do brata Ignacio, dzięki czemu nie stracił ani jednego nabożeństwa. Jedynym wydarzeniem, które dostarczyło mu nieco rozrywki, była wyprawa mnicha do opactwa Victoire, zakończona przepędzeniem go przez straże miejskie. Mimo poparcia prałata, on również musiał czekać, aż król będzie łaskaw go przyjąć. Ale obecność zakonnika irytowała Fiorę, która z obawy, że go spotka, nie wychodziła z oberży.

Ludwik XI zdawał się być tego ranka w doskonałym nastroju. Fiora mogła ze swego miejsca dojrzeć, jak śmieje się i przyjacielsko gawędzi z panem de Lude. Rozpatrzył pozytywnie kilka próśb mieszczan przybyłych, aby odwołać się do jego sprawiedliwości, dał hojną jałmużnę przeoryszy jakiegoś klasztoru, który ucierpiał w wyniku ruchów wojsk. Następnie król wstał:

- Panowie - powiedział zacierając długie, chude dłonie -mamy dla was wieści, które ucieszą serca wszystkich dobrych poddanych, jak ucieszyły nasze. Groźba wisząca nad naszym królestwem, a wynikająca z niepohamowanej ambicji naszego kuzyna z Burgundii, który przekonał Anglika, aby przybył i podbił nasz kraj, groźba ta oddaliła się. Między królem Edwardem a Karolem Zuchwałym doszło do gwałtownej kłótni. Nasz burgundzki kuzyn, który wrócił do Péronne, wyjechał wczoraj do Luksemburga, gdzie stacjonująjego wojska; nie zamierza powracać. Jutro złożymy dziękczynienie Bogu, naszemu Panu, i przenajświętszej Pannie, naszej opiekunce. Prosić ich będziemy, aby oszczędzili naszemu dobremu ludowi bólu i strapienia, gdyż wojna to niedobra rzecz.

Salę wypełniły pochwalne okrzyki. Fiora i Demetrios przyłączyli swoje głosy do innych, głównie po to, by nie zwracać na siebie uwagi. Młoda kobieta zrobiła to tym chętniej, że widziała w tym doskonałą okazję, by spróbować uzyskać łaskę dla Filipa, niegodziwie opuszczonego przez władcę, którego tak kochał i który najwyraźniej nie próbował nic zrobić, aby wyciągnąć go z więzienia.

Zamierzała właśnie podejść do tronu, gdy stojący w drzwiach sali strażnik trzykrotnie zastukał laską w podłogę i obwieścił donośnym głosem:

- Król raczy przyjąć Jego Wielebność prałata katedry i Jego Eminencję przeora klasztoru świętego Wincentego, którzy pragną mu przedstawić przybyłego z Rzymu świętego mnicha!

Na znak Ludwika XI drzwi otwarły się wpuszczając trzech zakonników.

Na widok hiszpańskiego mnicha Fiora poczuła dreszcz odrazy i przerażenia, jakby na jej drodze pojawiła się żmija. Nic się nie zmienił. Pełen pogardy i pychy szedł między dwoma dostojnikami z dłońmi schowanymi w rękawach, nie patrząc na nikogo poza królem, który wstał na powitanie ludzi Kościoła. Naga czaszka mnicha lśniła w nikłym świetle pochmurnego dnia i słysząc dobiegający z oddali pomruk grzmotu Fiora zadała sobie pytanie, czy sam Bóg nie próbuje ostrzec króla Francji przed idącą mu naprzeciw złą istotą.

W miarę jak mnich się zbliżał, Drogi Przyjaciel podnosił się. Porzucił elegancką pozę heraldycznego zwierzęcia. Pies wstał i zawarczał. Król szybko położył dłoń na jego złoconej obroży:

- Spokój, mój mały! Połóż się z powrotem!

Ale Fiora zauważyła, że oczy Ludwika XI dziwnie się zwęziły. Niechętnie, pokazując zęby, Drogi Przyjaciel usłuchał. Mnich nie zaszczycił go spojrzeniem, a nawet ledwie odpowiedział na pełen szacunku ukłon, który skierował do niego król.

- Ten człowiek musi być szalony - szepnął Demetrios -co za dziwny sposób przedstawiania się królowi! Słowo daję, on się chyba uważa za papieża.

- Nie jestem pewna, czy nawet nie za kogoś więcej, ale patrz!

Ludwik XI bowiem zwrócił się z miłym powitaniem do podróżnego i dodał:

- Wielka to zawsze radość dla chrześcijańskiego serca witać wysłannika naszego Ojca Świętego.

- Jednakże papież Sykstus wysłał mnie do ciebie, królu Francji, nie po to, by sprawić ci przyjemność. Jego serce jest ciężkie i pełne gniewu.

- Gniewu na nas?To niemożliwe. Nie przypominamy sobie, żebyśmy w czymkolwiek uchybili Jego Świątobliwości.

- Twoja pamięć, królu, jest krótka, a przede wszystkim pobłażliwa. Zbyt łatwo zapominasz, że od siedmiu lat przetrzymujesz w lochu jednego z książąt świętego Kościoła. Papież wysyła mnie z rozkazem, byś natychmiast uwolnił kardynała Balue!

Twarz Ludwika XI zasępiła się, a spod powiek wystrzeliła błyskawica:

- Jan Balue jest zdrajcą, który zasłużył na śmierć, gdyż nie zawahał się spiskować przeciwko nam z Burgundczyka-mi. Przeciwko nam, którzy z syna młynarza uczyniliśmy prałata obsypywanego bogactwami i zaszczytami, przeciwko nam, którzy ubiegaliśmy się i otrzymaliśmy dla niego kapelusz kardynalski.

Niech będzie zadowolony, że jeszcze żyje!

- Czy gnicie w klatce jak dzikie zwierzę nazywasz życiem? Nie miałeś żadnego prawa podnieść ręki na sługę bożego, podległego wyłącznie papieżowi.

- Mamy wszelkie prawa i dobrze o tym wie papież, który zgodził się trzy lata temu na konkordat. Jesteśmy zawsze gotowi wykonać gest mogący zdjąć ciężar z serca Jego Świątobliwości, pod warunkiem, że nie będzie on dotyczył spraw królestwa. Tu chodzi właśnie o sprawę królestwa.

- Odmawiasz zwolnienia kardynała?

- Dokładnie!

- Czy zgadzasz się jednak przeczytać list przysłany ci przez Sykstusa IV?

- List? Czemu od tego nie zacząłeś, czcigodny bracie?

Ignacio wyciągnął z rękawa cienki zwój pergaminu przewiązany białą wstęgą i zapieczętowany szeroką złoconą pieczęcią, który Ludwik XI przyjął z czcią i którego pieczęć nawet ucałował, zwróciwszy się następnie do swojego kanclerza, aby otworzył pismo.

Nagle Fiora odepchnęła Demetriosa i rzuciła się na mnicha. Straciwszy równowagę upadł ona na ziemię upuszczając długi nóż, który w jego dłoni zastąpił pergamin. Bystry wzrok młodej kobiety wbity w brata Ignacio dostrzegł bowiem u niego sztylet. Jej reakcja była natychmiastowa - rzuciła się przed siebie z jedną myślą: oddalić od króla groźbę śmierci. Chart zareagował z taką samą gwałtownością. Oparł się łapami na piersi mnicha i zbliżył do jego gardła groźnie wyszczerzone kły. Fiora tymczasem wstała, podniosła sztylet i przyklęknąwszy podała go Ludwikowi XI.

- Sire, ten człowiek chciał zabić króla!

Ten, nic nie mówiąc, wziął broń i obejrzałją niespiesznie, najwyraźniej nie uznając za najpilniejsze przywołanie psa, który wciąż warczał, co zresztą zdawało się niezbyt niepokoić brata Ignacio. Jeśli jego twarz stała się maską bezsilnej wściekłości, to stało się to wyłącznie dlatego, że rozpoznał Fiorę:

- Florentynka! - wyrzucił z siebie. - Przeklęta czarownica! Jest tutaj i usiłuje mi przypisać swoje zbrodnicze zamiary. To ona, to ona przyniosła ten sztylet, to ona chciała...

- Ona chciała nas zabić - zapytał spokojnie Ludwik XI. -Jestem przede wszystkim miłośnikiem logiki i prawdopodobieństwa. Jeśliby donna Fiora zamierzała pozbawić nas życia, bez trudu mogła to zrobić w opactwie Victoire. Długo wtedy rozmawialiśmy ze sobą sam na sam. Chcielibyśmy raczej dowiedzieć się, w jakich okolicznościach mogła poznać tak dziwnego sługę bożego.

Fiora przyklęknąwszy podniosła na króla duże, szare oczy, których przejrzystości nie mąciła żadna chmura.

- Jeśli Wasza Wysokość raczy mnie wysłuchać, powiem wszystko.