- Nie ścigano nas?
- Ależ tak. Prewot miasta wysłał swych ludzi w pościg za wami... ale w złym kierunku.
- No tak, ale... wszystko dobrze się skończyło? Dlaczego więc tak ci spieszno, by się z nami pożegnać? Tym bardziej że ta historia nie wydarzyła się wczoraj ani przedwczoraj!
- Dla niektórych, na przykład dla pana du Hamel, jest ona wciąż aktualna i jeśliby się dowiedział, że młoda kobieta nazwiskiem Beltrami jest w „Złotym Krzyżu"...
- Nie rozumiem, jak miałby się o tym dowiedzieć? Mieszka w Autun, a więc nie tuż obok.
- Mieszkał w Autun, kiedy był radcą w tamtym okręgu sądowym. Teraz jest doradcą księcia i pełnomocnikiem kanclerza z siedzibą w Dijon. To ważna osobistość!
- Do diaska! Czy to na pociechę po tym, jak został rogaczem, tak go uhonorowano? Doprawdy, wierzyć się nie chce! Jeśli dobrze zrozumiałam, mieszka tutaj?
- Nie w tym domu, ale niezbyt daleko. Na ulicy Lacet, w pobliżu starego targu rybnego, kupił dom byłego koniuszego księcia Filipa Śmiałego. Mieszka tam od ponad dziesięciu lat i poza wychodzeniem do kancelarii niemal go nie opuszcza.
- W takim razie czemu się niepokoisz?
- Ponieważ jest blisko powiązany z urzędnikiem zajmującym się oberżami i cudzoziemcami. Tobie, pani, chyba nie muszę mówić, że prowadzimy rejestr podróżnych? Nie bardzo wyobrażam sobie, jak wpiszę do niego nazwisko Beltrami.
- A więc nie wpisuj go! - odpowiedziała żywo Leonarda -A ponieważ moje, choć skromne, również mogłoby cię skompromitować, posłuż się może raczej nazwiskiem doktora Lascarisa? Tak, właśnie tak: dziś wieczorem przyjąłeś do swego domu pana Demetriosa Lascarisa, greckiego lekarza w służbie dostojnego pana Lorenzo Medyceusza, jego siostrzenicę, guwernantkę tej ostatniej, czyli mnie, jego stajennego i jego... sekretarza? Odpowiada ci to, panie?
- Sekretarz, to ten, który siedział na koniu za tamtym i który wyglądał na wieśniaka?
- Bądź pewien, że jutro jego wygląd będzie zgodny ze stanowiskiem - powiedziała kpiąco Leonarda - Na razie... rzeczywiście.
- Kim on jest? Uważam, że wygląda dziwnie.
- Nie przejmuj się tym, panie! Gdybym ci powiedziała, gotów byłbyś zemdleć i wpaść do kociołka, a to zepsułoby smak zupy. A właśnie, ktoś cię woła, jeśli dobrze słyszę.
- Idę! Idę! - krzyknął mistrz Huguet i dodał ciszej - co postanowiłaś, pani?
- Jutro ci powiem, kuzynie. Dowiedziałam się od ciebie wielu ciekawych rzeczy, o których muszę porozmawiać z donną Fiorą i naszymi towarzyszami. Aha! póki pamiętam: zadbaj, aby jedzenie podawano nam wszystkim jednocześnie do pokojów. Unikniesz niezdrowej ciekawości, której się obawiasz. A poza tym będziemy tam spokojniejsi!
- Ja także - zgodził się mistrz Huguet, nie mogąc jednak powstrzymać się. by nie pozrzędzić, że grecki lekarz, to nie brzmi zbyt poważnie.
Leonarda nagle się rozgniewała:
- Król Francji zamierza jednak potraktować go poważnie, czyż nie? Dlaczego ty nie miałbyś tego zrobić? Jeśli jednak aż tak zwracasz uwagę na godności, możesz zawsze tytułować go Wasza Wysokość, bo zapomniałam dodać, że jest on również księciem, potomkiem cesarza Bizancjum.
Po tym stwierdzeniu, odbierającym kuzynowi głos, Leonarda opuściła kuchnię, z której wraz ze smakowitymi zapachami dochodził wesoły zgiełk krzątającej się służby. Wróciła do Fiory. Na razie jednak nie powiadomiła jej o nowinach. Wolała pozostawić sobie trochę czasu na zastanowienie. Wiedziała bowiem, że na liście ludzi, od których młoda kobieta chciała uwolnić świat, Regnault du Hamel zajmuje pierwsze miejsce. Jak dziewczyna zareaguje dowiadując się, że jej wróg znajduje się tak blisko?
Pragnienie zachowania tajemnicy było tym silniejsze, iż Leonarda poważnie się obawiała, że jej wychowanica wkroczy na drogę zbrodni. Z drugiej jednak strony, jeśli pozwoliłaby Fiorze odbyć podróż do Autun po to, by tam się dowiedziała, że du Hamel przebywa w Dijon, opóźniłaby tylko to, co jest i tak nieuniknione. Zbyt dobrze ją znała, żeby mieć najmniejsze złudzenia: Fiora wypełni do końca zadanie, jakie sobie postawiła niezależnie od spodziewanych konsekwencji.
Leonarda ograniczyła się więc tymczasem do powiedzenia jej, że poprosiła, aby kolację podano w pokoju i poszła powiadomić o tym towarzyszy.
Wspólnie zjedzony posiłek był doskonały i przebiegał w wesołej atmosferze. Fiora była szczęśliwa z odbycia upragnionej pielgrzymki, a bardziej jeszcze ze spotkania młodego wuja, ku któremu instynktownie zwracało się jej współczujące serce. W tym szczęśliwym przypadku widziała znak niebios.
Siedzący naprzeciw niej Krzysztof de Brévailles nie był daleki od uwierzenia, że znalazł się w raju. Dwie poprzednie noce spędził najpierw w lesie, później ukryty w zaroślach, żywiąc się zabranym z klasztoru chlebem i dziko rosnącymi owocami, pijąc wodę ze strumienia. Nie było mu źle, bo pora roku była piękna, a sił dodawało mu prześladujące go od lat pragnienie: ujrzenia grobu u źródła Świętej Anny i odmówienia nad nim modlitwy, gdyż mimo że uciekł z klasztoru, nie stracił wiary. I oto w chwili gdy stanął przed koniecznością zadecydowania o swej przyszłości i wybrania dalszej drogi - niebo zesłało mu młodą dziewczynę, wierne odbicie tych, których opłakiwał. W ich żyłach płynie ta sama krew. Dzięki niej jego nędzne życie nabrało nowego wymiaru i nie mógł się powstrzymać, by nie uznać za zabawne, że on który nigdy nie widywał nikogo poza ludźmi ze swojej okolicy, siedzi przy stole z lekarzem przybyłym z Bizancjum i Hiszpanem z Kastylii, nie licząc tej zachwycającej siostrzenicy, która uważała się za florentynkę chociaż ujrzała świat na słomie burgundzkiego więzienia. Miała naprawdę najpiękniejsze na świecie oczy, a jak ślicznie brzmiało jej imię: Fiora! Nie mówiąc już o tym, że posiłek był z pewnością najlepszym, jaki kiedykolwiek jadł w swym życiu!
Tymczasem Demetrios, jako prawdziwy filozof, z natury epikurejczyk, rozkoszował się ciepłą atmosferą wspólnej biesiady. Był zadowolony, że Fiora rozpoczęła swe poszukiwania od sukcesu i brał to za dobrą wróżbę dla tego, co zostało im do zrobienia, nawet jeśli końcowy cel wydawał się w tej chwili szalony: zabić Karola Zuchwałego, najpotężniejszego być może człowieka w Europie, i to najprawdopodobniej pośród żołnierzy, którymi się otaczał, odkąd postanowił zostać królem. Jednakże Demetrios święcie wierzył w cuda, a jeszcze bardziej w swą niezłomną wolę.
Esteban był przy tym stole jedyną osobą, która uważała życie za naprawdę piękne. Jako miłośnik rozległych przestrzeni w pełni rozkoszował się podróżą z Florencji, wzdłuż wybrzeża śródziemnomorskiego, później poprzez Prowancję, aż do doliny Rodanu i Saony. Po kilku libacjach, w których brał udział, odkrywał teraz wspaniałość burgundzkich win. Z wpółprzymkniętymi oczami i rozpromienioną twarzą nie widział w tej chwili nic poza swoim kubkiem napełnionym przednim winem z Cham-bertin.
Leonarda nie włączała się do rozmowy, której prowadzenie Demetrios, jako człowiek, który wiele widział i wiele zapamiętał, wziął na siebie. Poczekała aż ostatni półmisek zostanie zabrany, a na stole pozostanie tylko jedna butelka. Miała bowiem świadomość, jak wyjątkowa była wspólna kolacja z młodym Brevailles. Fiora uśmiechała się i to wystarczało guwernantce.
Jednakże, kiedy drzwi pokoju zamknęły się za ostatnim sługą, podeszła do kominka, na którym rozpalono ogień, i wyciągnęła nad nim dłonie pocierając je przez chwilę o siebie. Później, odwróciwszy się, stanęła naprzeciwko towarzyszy. Esteban zapewniał właśnie, że oberża „Złoty Krzyż" jest z pewnością najlepsza w całym świecie.
- To z pewnością prawda.- przerwała mu - Nieszczęście polega na tym, że nie możemy w niej przebywać zbyt długo. Mam wam coś do powiedzenia.