- To znaczy?
- Że kres jej będzie mogła położyć jedynie śmierć jednego z przeciwników.
Lodowata strużka potu spłynęła po plecach Fiory, która zadrżała jakby do komnaty wpadł zimowy wiatr i owiał ją swoim chłodem:
- To okropne - wyjąkała. - To niemożliwe! Książę nie może zgodzić się na coś takiego! Nie mogę w to uwierzyć. To potworne!
- A jednak tak trzeba. Nie znasz praw feudalnych tych krajów. Przyznaję zresztą, że zwyczaje ludzi po drugiej stronie Alp nie są lepsze, jeśli nie gorsze: u nas opłaca się mordercę, aby zabić wroga.
- Niech sobie będą lepsze czy gorsze, nie obchodzi mnie to.
I odwróciwszy się do legata plecami podeszła szybko do drzwi sypialni, otworzyła je i gwałtownie odepchnęła halabardy, które przed nią skrzyżowano.
- Chcę się zobaczyć z księciem! - powiedziała. - A jeśli spróbujecie mi przeszkodzić, będę krzyczeć tak głośno, że wszyscy się zbiegną. Powiem wtedy, że próbowaliście mnie zabić!
- Moje dziecko - prosił zatrwożony Nanni - chyba o tym nie myślisz?
- Myślę wyłącznie o tym! Zaprowadź mnie, panie, w przeciwnym razie sama zdołam znaleźć drogę.
Mały biskup dreptał wokół niej ale powstrzymanie kobiety było niemożliwe: Fiora postanowiła, że tego wieczora zobaczy się z Zuchwałym. Spiesznie dotarli do antyszam-bru, w którym czuwało pół tuzina strażników. Oliwier de la Marche przechadzał się tam w towarzystwie kamerdynera księcia. Burzliwe wtargnięcie niewiasty sprawiło, że przystanęli.
- Zaanonsuj mnie księciu, panie! - rozkazała Fiora tak sucho, jakby zwracała się do służącego. - Chcę go widzieć!
- To niemożliwe - powiedział la Marche. - Jego Wysokość rozmawia z ambasadorem Mediolanu i nic tu po tobie, pani! Straże, odprowadźcie tę kobietę do jej pokoju!
- Nie dotykajcie mnie! - krzyknęła Fiora. - Muszę go widzieć w pilnej sprawie: chodzi o życie człowieka!
- A ja ci mówię, pani...
- Co się dzieje? Co to za hałas?
W drzwiach stanął Zuchwały. Objął spojrzeniem całą scenę, ujrzał Fiorę szarpiącą się z żołnierzami i legata próbującego bez skutku przemówić jej do rozsądku.
- Znowu ty, pani! - powiedział książę. - Teraz chcesz wedrzeć się do mnie siłą? Sądziłem, eminencjo, że odpowiadasz za tę wariatkę?
- Nie mogę odpowiadać za porywy serca - powiedział Nanni z westchnieniem.
- A donna Fiora jest bardzo, bardzo poruszona...
- A więc zastanówmy się nad tym poruszeniem. Wejdźcie oboje!
Nawet nie spojrzawszy na piękne wnętrze, przyozdobione przez służbę wspaniałymi meblami i arrasami, Fiora już w progu złożyła księciu głęboki ukłon.
- Wasza Wysokość - powiedziała - właśnie dowiedziałam się, że pojedynek ma mieć miejsce jutro. Błagam Waszą Wysokość, by do niego nie dopuścił.
- Do spotkania, w którym idzie o honor dwóch rycerzy? Trzeba być kupiecką córką, by wpaść na podobny pomysł.
- Trzeba być kobietą troszczącą się o sprawiedliwość... i kobietą, która kocha. Pan de Selongey jest ranny: walka nie będzie wyrównana.
- O tym również wiesz, pani? Jak na kogoś, kogo trzymam w odosobnieniu, zdajesz się wiedzieć bardzo dużo o moich rycerzach - powiedział książę z cieniem uśmiechu, który napełnił nadzieją serce młodej kobiety. - Uspokój się, pani, rana Selongeya jest niegroźna.
- Ale to pojedynek do ostatniej kropli krwi!
- I co z tego?
Nogi ugięły się pod Fiorą, padła na kolana i ukryła twarz w dłoniach:
- Litości, Wasza Wysokość! Zrób ze mną co chcesz, wtrąć mnie do więzienia, wydaj katu, ale nie dopuść do tego strasznego pojedynku! Nie chcę widzieć, jak on umiera!
Zapadła cisza, którą zakłócał jedynie głośny oddech Fiory. Biskup Nanni już się pochylał, by ją pocieszyć, ale książę powstrzymał go gestem i powoli podszedł do klęczącej:
- Aż tak go kochasz, pani? Dlaczego więc Campobasso?
- Z zemsty... i by odciągnąć go od ciebie... Filip jest gotów wszystko ci poświęcić. Ode mnie chciał jedynie majątku dla twojej chwały, panie... i jednej nocy.
Pochylił się, wziął w dłonie ręce, którymi uparcie zasłaniała twarz i zmusił ją łagodnie do powstania:
- Nie znosisz mnie, pani, prawda?
Lekko się tylko zawahawszy odpowiedziała zatapiając spojrzenie szarych oczu w czarnych źrenicach księcia:
- Tak... gdyby nie ty, panie, byłabym szczęśliwa!
- Gdyby nie ja, nawet byś go nie znała. Po co miałby jeździć do Florencji? Wróć teraz do swego pokoju, pani, i proś Boga, by cię wysłuchał. Wiem, że zdajesz się być zdecydowana obejść się bez Jego pomocy, ale Jego Eminencja zdoła może cię przekonać, byś się do Niego zwróciła.
Zdarza się, pani, że spełnia prośby... Jeśli chodzi o pojedynek, to nie mogę go nawet opóźnić: nie zgodziłby się na to żaden z przeciwników....
Prowadzona przez legata, który wziął ją pod ramię, skierowała się do drzwi. W progu odwróciła się:
- Czy nie mogłabym chociaż... pomówić z nim?
- Jeśli zechce, nie będę się przeciwstawiał. Czy mam również dać na to pozwolenie Campobasso, który wciąż prosi o chwilę rozmowy z tobą?
- Proszę Waszą Wysokość... za żadną cenę! Chciałabym... już nigdy więcej go nie widzieć. Ale dziękuję, że pozwoliłeś mi na spotkanie z Filipem.
Stali naprzeciw siebie w pomieszczeniu będącym niegdyś kapliczką, niewielkim sanktuarium z szarego kamienia, ozdobionym już z burgundzkim przepychem srebrnymi i błękitnymi tkaninami, pięknym posągiem Panny Świętej i kilkoma relikwiarzami.
Słysząc lekkie skrzypnięcie drzwi wstał i z ręką opartą o klęcznik patrzył na idącą w jego stronę młodą kobietę, ale ta zatrzymała się kilka kroków od niego.
- Nie chciałem się z tobą widzieć, pani - powiedział Selongey cichym głosem, w którym Fiora dostrzegła pewne znużenie. - Jednak książę nalegał, nie wyjawiając mi zresztą powodu.
- To ja go o to prosiłam. Chciałam cię zobaczyć zanim.... Och, Filipie, jesteś ranny!
Istotnie na jego prawej skroni widniało świeżo zagojone zadraśnięcie, wokół którego skóra zsiniała, ale Filip wzruszył ramionami:
- Jeśli o tym zadrapaniu chciałaś ze mną rozmawiać, pani...
- Częściowo tak, ale przede wszystkim o pojedymku, który mnie przeraża.
Czy to konieczne, byś walczył...
- Z twoim kochankiem? Mam nadzieję, że go zabiję! Jestem od niego o piętnaście lat młodszy, a to skaleczenie mi nie przeszkodzi. Mówisz, że się boisz, pani? A więc powinnaś była wiedzieć, że przychodząc wstawić się za nim zwiększysz jedynie moją chęć, by go zabić.
- Wstawić się za nim? Nawet mi to do głowy nie przyszło. To o ciebie drżę...
- To bardzo ładnie z twojej strony, pani, ale powinnaś niepokoić się raczej o tego wojaka, gdyż nie zamierzam go oszczędzać. Będzie to dla niego bardzo nieprzyjemne i... niecodzienne: kondotierzy, jak wszyscy wiedzą, bardzo oszczędzają swoje życie, chcąc je zachować, by móc na starość korzystać do woli z owoców swej najemnej służby.
- Błagałam księcia, by nie dopuścił do tej walki.
- Roześmiał ci się w twarz, jak przypuszczam? Czy sądzisz, że mógłbym znieść, że jakiś mężczyzna przychodzi na dwór mego księcia i upomina się o moją żonę jak o swoją własność?
- Twoją żonę? - powiedziała Fiora z goryczą. - W twoich zamierzeniach, panie, miałam nią być tylko przez kilka godzin, ale nigdy, przenigdy nie wyobrażałeś sobie życia ze mną, uczynienia ze mnie swej towarzyszki na dobre i na złe. Czy sądzisz, że nie znam warunków bezsensownej umowy, którą wymusiłeś na moim ojcu wykorzystując jego słabość? Że nie wiem, w jaki niegodny rycerza sposób odniosłeś zwycięstwo? We wszystkich krajach świata nazywa się to szantażem!