Przerwał zdając się nie zauważać nagłej bladości Leonardy i lęku w jej oczach, ani zmarszczonych brwi Mortimera.
- Poza tym - podjął - nie znamy takiej osoby. Mamy tu tylko hrabinę de Selongey, małżonkę jednego z naszych najlepszych dowódców, i dziwi nas, że król nie wie o tym szczególe. Jest rzeczą pewną, że nie możemy przekazać królowi Francji wielkiej burgundzkiej damy. W tym duchu odpiszemy naszemu drogiemu, miłemu kuzynowi. A na razie, panie Mortimer, jesteś naszym gościem aż do świąt Bożego Narodzenia, gdyż nie wypada kazać ci ich spędzać w chłodzie na gościńcach. Ty zaś, pani, zostaniesz zaraz zaprowadzona do twej wychowanki zmuszonej do pozostawania w swoim pokoju w wyniku... lekkiego wypadku.
Kiedy w chwilę później Nicole Marquiez wprowadziła Leonardę do Fiory, ta ostatnia z niedowierzaniem zamknęła oczy zaciskając je mocno, jakby poraziło ją silne światło. Starsza kobieta rzuciła się ku niej i wzięła ją w ramiona:
- Mój aniołku! Nareszcie cię odnalazłam!
Cztery miesiące rozstania, które miały za sobą, wydały im się teraz czterema wiekami i przez dłuższą chwilę trwała wymiana bezładnych pytań i uścisków. Obie miały tyle do opowiedzenia, że nie wiedziały, od czego zacząć...
- Nigdy nam się to nie uda - powiedziała Fiora - jeśli nie uporządkujemy naszej rozmowy. Jak zdołałaś się dowiedzieć, że jestem tutaj?
- Odpowiedź zawiera się w jednym słowie: Esteban. Leonarda wyjaśniła, że wygnani przez Campobasśo
Szkot i Kastylijczyk postanowili się rozdzielić: pierwszy miał wrócić do króla, by zdać mu sprawozdanie ze swojej misji, drugi pozostać w okolicy Thionville lub nawet w nim samym, by śledzić, co dzieje się w mieście. Kiedy Fiora wyjechała do Pierrefort, pojechał w pewnej odległości za eskortą młodej kobiety, a dzięki niewielkiej sumie pieniędzy znalazł schronienie u jednego z wieśniaków zaopatrujących zamek w drewno i paszę dla koni. Wkroczenie na scenę Oliwiera de la Marche nie uszło jego uwagi i, jak poprzednio, pojechał za Fiorą aż do obozu burgundzkiego, gdzie wstąpił do kompanii ochotniczej, by móc poruszać się po obozie.
Przybycie młodej kobiety wzbudziło poruszenie, więc Esteban bardzo szybko zlokalizował miejsce, gdzie była zamknięta. Pozwoliło mu to uratować ją przed sztyletem Virginia, ale po zdobyciu Nancy, zrozumiawszy, że nic nie zdoła zdziałać własnymi siłami, uciekł w nocy i nie zatrzymując się po drodze wrócił do Paryża. Stamtąd Agnolo Nardi zabrał go do króla, do zamku w Plessis-lezTours... wraz z Leonardą, zdecydowanie nalegającą, by im towarzyszyć.
- Będąc obecnie w pokojowych stosunkach z Burgun-dią, król pomyślał, że nic nie stoi na przeszkodzie, by się o ciebie, pani, upomnieć. Sądzę, że król ma dla ciebie dużo szacunku, a wszyscy bardzo martwiliśmy się o ciebie.
- Nie było to całkiem bezpodstawne. Ale dlaczego nie mówisz mi nic o Demetriosie, pani? Czy wciąż jest z królem Ludwikiem?
- Nie. Przebywa w zamku w Joinville, niezbyt daleko stąd, z księciem René II Loiaiyńskim. Król „pożyczył" go młodemu księciu, aby otoczył opieką księżnę de Vaudemont, jego babkę, która jest poważnie chora. Poza tym Demetrios postawił horoskop temu księciu a to, co odczytał, tak bardzo go do niego przywiązało, że nie chce go już opuścić. Król zgodził się na to. Esteban zaś pojechał do swego pana i w ten sposób część drogi, aż do Saint-Dizier, odbyliśmy razem...
- Tak więc Demetrios opuścił mnie? - powiedziała Fiora z odrobiną smutku. - Sądziłam, że zawarliśmy układ, ale najwyraźniej ja i mój los interesuje go mniej niż los Dzieciaka. ..
- Dzieciaka?
- Tak książę Karol nazywa tego, którego pozbawił ziemi i korony.
- Z pewnością nie ma on w sobie nic z dzieciaka. To imponujący mężczyzna. Ale czy nie sądzisz, pani, że czas byś mi powiedziała, co robiłaś przez cały ten czas spędzony z dala od twojej drogiej Leonardy?
Opowieść Fiory była długa. Mówiła szczerze, nie oszczędzając siebie samej i swojej wstydliwości, toteż słuchająca jej Leonarda chwilami się czerwieniła. Jednak kiedy Fiora skończyła guwernantka ograniczyła się do energicznego wytarcia nosa, co było u niej oznaką wielkiego poruszenia, i pocałowała ją w czoło.
- Chciałabym, żebyś jak najszybciej zapomniała o tym wszystkim, mój aniołku, ale wydaje mi się to trudne z powodu tego księcia Karola, któremu tak zależy, by zatrzymać cię przy sobie.
- Powiedział Campobasso, że jestem zakładniczką.
- Właśnie słyszałam. Dlaczego więc odpowiada wyniośle temu nieznośnemu Mortimerowi, że miejsce pani de Se-longey jest przy nim? Tym bardziej że jeśli dobrze zrozumiałam, właśnie zrezygnowałaś z tego zaszczytu, pani, prosząc o unieważnienie twego małżeństwa?
- Istotnie to dziwne, ale nie proś mnie, pani, bym ci wytłumaczyła zamysły Zuchwałego. Sądzę, że nikt nie zdołałby tego zrobić... może nawet on sam!
Gdy zapadła noc, państwo Marquiez poszli do kościoła Saint-Epvre na pasterkę, a obie kobiety w towarzystwie Battisty, który przyszedł po nie w imieniu księcia Karola, udały się na nabożeństwo do kolegiaty świętego Jerzego.
Fiora uczestniczyła we mszy po raz pierwszy od czasu pobytu w Paryżu. Zawarła jednak pokój z Bogiem, ponieważ nie pozwolił, by Filip zginął od miecza Campobasso, i w tym rozświetlonym kościele przypominającym, z powodu naręczy ostrokrzewu i jemioły, zaczarowany las, dała i się ukołysać anielskim głosom młodych burgundzkich śpiewaków... Lśniący od swych najpiękniejszych klejnotów Zuchwały zasiadał w prezbiterium we wspaniałym płaszczu, przetykanym złotem i usianym drogimi kamieniami. Stojący wokół niego oficerowie, choć ubrani w najpiękniejsze stroje, stawali się niezauważalni...
- Czy wolno człowiekowi zrodzonemu z niewiasty być do tego stopnia chełpliwym? - szepnęła Leonarda.
- Wydaje mi się - odpowiedziała Fiora - że on uważa to za coś zupełnie naturalnego. Czyż nie jest Wielkim Księciem Zachodu, a jeśli wierzyć pogłoskom, wkrótce może zostać królem. Ale te święta są dla niego jedynie krótkim odpoczynkiem. Battista powiedział mi, że niedługo znów chwyci za broń, by uwolnić ziemie księżnej Sabaudii i zemścić się na Szwajcarach, którzy opanowali jego hrabstwo Ferrette i zaatakowali Comte Franche...
- W takim razie, co zrobi z nami? Czy zamierza ciągnąć nas za sobą, jak te starożytne królowe, które przywiązywano do rydwanu zwycięzcy?
- Zakładników trzyma się przy sobie, a on twierdzi, że jestem zakładniczką. Zresztą myślę, że nie będzie to dla nas bardziej uciążliwe niż dla tych cudzoziemskich ambasadorów, których widzisz obok niego i którzy muszą mu wszędzie towarzyszyć...
Energiczne „pst!" przypomniało obu kobietom, że kościół nie jest miejscem rozmów. Przyjęły to do wiadomości i przyłączyły swoje głosy do głosów wiernych intonujących kolędę.
Gdy minęły święta, musiały stawić czoła pewnemu problemowi. Wyjeżdżając Mortimer przyszedł pożegnać się z nimi i upomnieć o Florenta, którego miał zabrać, bowiem książę nie pozwalał żadnemu Francuzowi pozostawać w swoim otoczeniu. Chłopiec płakał, prosił, błagał, ale bez skutku, aż wreszcie Szkot oświadczył mu spokojnie:
- Czynię ci wielki zaszczyt traktując cię jak mężczyznę. Może jednak zdołam przekonać księcia, by pozwolił płaczliwemu dzieciakowi, którym jesteś, pozostać w kobiecym towarzystwie?
Jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki Florent zbladł i poszedł spakować swój węzełek. Kiedy wrócił, by w milczeniu ukłonić się Fiorze i Leonardzie, posłał im spojrzenie tak rozpaczliwe, że kiedy wyszedł, stara panna zawołała: