Fiora rzuciła mu przerażone spojrzenie i puściła swego konia galopem. Tylko tego brakowało, by zabito jej drogą Leonardę!
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ŚMIERĆ WŁADCY
Trzy dni później, po niebezpiecznej podróży, w czasie której chcąc uniknąć spotkania z licznymi bandami, zmuszeni byli do ponownej wędrówki w stronę Orbe. Paniga-rola, Fiora, Leonarda i Battista dotarli do malowniczo zrośniętego ze skalistym zboczem, górskiego miasteczka Saint-Claude. Miasto, zamieszkane głównie przez rzeźbiarzy i kamieniarzy zgrupowanych w prężnym cechu, przytulone było ciasno do obu strumieni i dużego opactwa benedyktynów, którego przełożonym przed laty był święty Klaudiusz. Bramy klasztoru otwarły się szeroko przed ambasadorem Mediolanu i jego towarzyszami.
Zastali tam wielkiego bastarda Antoniego; przybył tu chwilę wcześniej, właśnie zsiadł z konia i bez większych ceregieli rzucił się Panigaroli na szyję, by go uściskać:
- Panie ambasadorze, powiedz proszę swemu władcy, że jestem mu bardzo wdzięczny. Gdyby nie ten wspaniały rumak, którego mi ofiarował, straciłbym życie w Morat. Chyżość konia mnie uratowała.
- Twoja waleczność również, dostojny panie. Czy jesteś tu sam? Sądziłem, że i książę postanowił tutaj przybyć?
- Rzeczywiście, miał taki plan, zmienił go jednak. Dowiedziawszy się, że księżna Sabaudii z dziećmi schroniła się w Gex, udał się tam z panem de Givry i Oliwierem de la Marche, aby przekonać panią Jolandę, by pojechała z nim do Burgundii.
- Do Burgundii?
- Sądzę, że pragnie się upewnić co do jej wierności.
- Aha! A... w jakim jest nastroju?
- Jest wściekły. Przysięga, że wkrótce zgromadzi olbrzymią armię, uderzy na kantony i zrówna je z ziemią. Obawiam się - dodał Antoni Burgundzki ze smutkiem - że ucierpiał jego rozum.
- Nie, dostojny panie... on po prostu marzy! Nigdy nie przestał marzyć. Najpierw o cesarstwie, później o dawnym królestwie Lotara. I to właśnie marzenie rozwija poprzez nienawiść, jaką budzą w nim Szwajcarzy. Daj Boże, by końcowe przebudzenie nie było zbyt okrutne! Czy wiadomo, ilu ludzi stracił?
- Chcesz powiedzieć: ilu zostało zmasakrowanych? Wiele tysięcy, między innymi Jan Luksemburski, Somer-set, większość angielskich łuczników. Galeotto, który tak długo, jak mógł, wytrwał przed książęcym namiotem, zdołał wraz z dwoma towarzyszami przedrzeć się i uciec. Niestety Szwajcarzy również tym razem, tak jak w Grandson, położyli łapę na naszym obozie i nowej artylerii. To klęska, jeszcze większa od tamtej.
- Czy mogę zapytać, jakie są teraz twoje rozkazy, dostojny panie? Czy poczekasz tutaj na księcia?
- Nie. Jutro wyjeżdżam do Salins, aby zebrać tam ocalałych żołnierzy. Jeśli tacy są! Tam się połączymy. Czy chcesz, panie, pojechać ze mną?
- Z przyjemnością, jeśli moje towarzyszki nie są zbyt' wyczerpane.
Tymczasem w domu dla gości, do którego zostały zaprowadzone zaraz po wkroczeniu do opactwa, Leonarda przy pomocy stopionego wosku leczyła swoje siedzenie, niezbyt przywykłe do szalonych galopad na koniu. Nie przestawała gderać i skazywać Demetriosa na wszystkie ognie piekielne. Gniew nie opuszczał jej, odkąd Fiora opowiedziała o swoim spotkaniu z Grekiem.
- Ten stary wariat musiał do reszty stracić rozum! Nigdy nie ukrywałam przed tobą, pani, co myślę o zemście, a mimo to pozwalałam ci działać. Dzięki Bogu nie musiałaś splamić sobie rąk.
- Moje ręce są brudne, Leonardo. Zabiłam człowieka.
- Zrobiłaś to w obronie własnej i na tym polega różnica. Ale pewna byłam, że nigdy z zimną krwią nikogo nie otrujesz, nie zasztyletujesz ani nie udusisz.
- Bez wahania zabiłabym du Hamela, zaś jeśli chodzi
0 księcia, to mogłabym go zabić pod Nancy, kiedy, pyszny i arogancki, przygniatał mnie swą pogardą i dysponował mną jak meblem. Nie zrobiłam tego, gdyż odnalazłszy Filipa nie miałam... odwagi, by skazać się na śmierć mordując Zuchwałego. Moja miłość była silniejsza od nienawiści, a później zrozumiałam wiele. Do tego stopnia, że wybaczyłam księciu, iż nie ułaskawił moich rodziców. A teraz myśl o zabiciu tego chorego, osłabionego człowieka, przegranego we wszystkim, co stanowiło jego dumę i chwałę, myśl ta jest mi wstrętna. A jednak...
- A jednak co? Nie zrobisz tego, pani?
Fiora rozpięła tunikę, zdjęła ją i rzuciła na jedno z klasztornych łóżek znajdujących się w pokoju, po czym ze skórzanego kufra towarzyszącego Leonardzie wszędzie i w każdych okolicznościach, wzięła ręczne lusterko i przejrzała się w nim:
- Włosy mi odrastają. Trzeba będzie...
- Obciąć je znowu? Nie licz na mnie jeśli o to chodzi, a zresztą zabraniam ci to robić. Twój małżonek żyje. Co powiedziałby widząc cię ostrzyżoną? Czas stać się z powrotem kobietą, Fioro!
- Po co? Zobaczę Filipa tylko jeżeli...
Sięgnęła do pasa po kunsztowny sztylet otrzymany w prezencie od Zuchwałego i z nieobecną miną delikatnie pogładziła lśniące ostrze. Leonarda zbladła:
- Natychmiast cię opuszczę, Fioro, jeśli nie obiecasz mi, że porzucisz ten szalony pomysł. Zabij księcia, a zostaniesz zaraz powieszona: ja nie chcę tego widzieć! Zaś Demetrios...
- Wiem już, co o nim myślisz, pani - powiedziała Fiora z nikłym uśmiechem. - Odkąd opuściliśmy Lozannę, mówisz tylko o nim.
- Może, ale mam do powiedzenia jeszcze jedno: nie możesz mu być posłuszna.
Podłość jego nikczemnego targu zwalnia cię z wszelkich zobowiązań.
- A Filip?
- Nie stanie mu się nic złego, póki jego strażnik będzie miał nadzieję, że jego szantaż się powiedzie. Trzeba natomiast dowiedzieć się, gdzie przebywa książę Lotaryngii: Demetrios powinien być przy nim, a ja już będę wiedziała, co dalej zrobić.
- Bez wątpienia masz rację, ale jak dowiedzieć się, gdzie jest René II? Według Panigaroli nie przestaje przenosić się z miejsca na miejsce...
- Trzeba więc pozostać przy księciu Karolu... i tym drogim ambasadorze, który zawsze o wszystkim wie. Obaj mają swoich szpiegów, dzięki czemu będziemy miały najlepsze informacje.
- Dlaczego nie miałybyśmy pojechać do króla, do Lyonu i poprosić go, aby wezwał Demetriosa? Jest jego lekarzem i...
- I nie wiadomo, czy usłucha. Zresztą, czy zapomniałaś, że młody Colonna odpowiada za ciebie głową?
- Czy sądzisz, że po tylu katastrofach książę Karol jeszcze o mnie myśli?
- Z człowiekiem takim jak on lepiej nie ryzykować. A na nieszczęście zależy mu na tobie... wystarczająco, by kazać książęcemu synowi czuwać nad taką starą babą jak ja. Gdyby zobaczył Battistę bez ciebie...
Panigarola potwierdził opinię guwernantki. Według wielkiego bastarda Karol wyraził troskę o panią de Selongey w słowach nie pozostawiających żadnych wątpliwości co do znaczenia, jakie do niej przywiązuje. Fiora pomyślała, że nie można do tego nic dodać i że w jej interesie jest zastosować się do rad Leonardy.
Stała się ofiarą własnych poglądów i' zmuszona była stopić podwójną ilość wosku: nazajutrz wyjechali do Salins w towarzystwie wielkiego bastarda. Mimo pogróżek Deme-triosa Fiora czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Najważniejsze było to, że Filip żyje, że oddycha gdzieś pod tym samym co ona niebem! Ciemna noc jej przyszłości rozjaśniła się ciepłym światłem nadziei. I wreszcie, miała ogromne zaufanie do mądrości Leonardy... Zaczynała wierzyć, że z jej pomocą zdoła pokonać Demetriosa, być może stosując jego ulubioną broń: cierpliwość i przebiegłość.