- Nie ruszaj się, panie - powiedział. - Jestem lekarzem... opatrzę cię, a później pójdę po pomoc...
Odwrócił się i wstał, by wziąć torbę, którą położył za sobą. W tym momencie rzucony pewną ręką topór wbił się w czaszkę Karola. Książę natychmiast wyzionął ducha, a zdumiony Demetrios dostrzegł uciekającego zabójcę. Nie można już było nic zrobić. Zuchwały nie żył; wraz z nim bez wątpienia, umarła Burgundia.
Grek pozostał tam przez chwilę przyglądając mu się i usiłując w obliczu tych tragicznych szczątków odnaleźć dawny gniew. Herb Lotaryngii zdobiący jego rękaw chronił go przed ludźmi szukającymi łupu, wszyscy omijali jego mroczną postać pochyloną nad ta kępą trzcin, w której zaczynało się rozkładać ciało najwspanialszego z książąt Europy.
- Ty także nie mogłeś go zabić, panie? - rozległ się chłodny głos. Podniósłszy oczy Demetrios ujrzał Leonardę, która patrzyła na niego ze skrzyżowanymi ramionami owinięta płachtą szarej materii.
- Nie - powiedział z niezwykłą dla niego pokorą - nie, nie mogłem. Jestem przede wszystkim lekarzem.
- A chciałeś, żeby ona go zabiła, ona, ta niewinna dziewczyna, choć lepiej niż ktokolwiek wiesz, ile wycierpiała? Prawda, że łatwo powiedzieć: Zabij!... Zasztyletuj! Otruj!, kiedy samemu jest się bezpiecznym w ukryciu? Narażała się na tortury, na szafot, ale tobie, panie, było to obojętne. I próbowałeś szantażować ją w najbardziej ohydny sposób...
- Nie pognębiaj mnie, pani Leonardo! Myśl, że mogła zostać jego przyjaciółką, bulwersowała mnie. Przysięgła pomóc mi w zniszczeniu go.
- A ty, panie, pokładałeś nadzieję w tym dziecku, posunąłeś się aż do uczynienia z człowieka, którego kocha, przedmiotu podłego targu? I wyobrażałeś sobie, że pozwolę ci na to? Nigdy cię nie lubiłam, Demetriosie, a teraz cię nienawidzę.
- Nie mogę ci mieć tego za złe, pani. Esteban również zwrócił się przeciwko mnie, pomógł Filipowi de Selongey w ucieczce i zapewnił mu ochronę Wilhelma de Diesbacha i księcia René. Teraz wszystko już skończone. Poproś Fiorę, pani, by mi wybaczyła i powiedz, że wbrew temu, co mogła sobie pomyśleć, bardzo ją lubiłem.
- Dokąd się udasz, panie?
- Nie wiem. Do kogoś, kto mógłby mnie jeszcze potrzebować. Może do króla Ludwika...
- To nie ma znaczenia. Ważne, żeby to było bardzo daleko. Ona może ci wybaczy. Ja nie mogę...
- Oczywiście...
Tak jakby to był ogromny wysiłek, wspiął się na konia. W jednej chwili jego plecy zgarbiły się, wydawał się starszy o dziesięć lat. Gdy znalazł się w siodle, odwrócił się do kobiety stojącej na brzegu zamarzniętego stawu, podobnej do nieubłaganego posągu sprawiedliwości:
- Żegnaj, pani Leonardo!
- Żegnaj, Demetriosie! Nie mogę ci życzyć nic lepszego, tylko spokoju serca, ale dla niego musiałbyś zmienić drogę...
Tego wieczora przy świetle pochodni książę René wjeżdżał powoli na białej klaczy do Nancy, udając się na dziękczynne nabożeństwo do kolegiaty świętego Jerzego. Miasto było w większej części zniszczone, a pozbawiony dachu pałac książęcy spalony. Przed klasztorem misjonarek wzniesiono piramidę z kości koni, psów i kotów zjedzonych w czasie oblężenia, ale dzięki zapasom z obozu burgundzkiego widmo głodu oddaliło się. Wkrótce stanie się jedynie złym wspomnieniem.
Wzięto wielu jeńców: wielkiego bastarda i jego przyrodniego brata, hrabiego de Chimay, Oliwiera de la Marche, Jana de Chalon-Orbe, pana de Blamont, margrabiego de Roeteln i jego szwagra Filipa de Fontenoy, Filipa de Selongeya, cały kwiat rycerstwa burgundzkiego. Miano wyznaczyć za nich okup, ale dzięki łasce księcia René, Fiora już tego wieczora odzyskała małżonka i pokój w domu Jerzego i Nicole Marquiez, który zajmowała przed rokiem.
Książę René nie był jednakże usatysfakcjonowany: nie odnaleziono księcia Burgundii, a sama myśl o tym, że może on być jeszcze przy życiu, stanowiła dla niego zagrożenie. Jeśli Zuchwały zdołał uciec do Luksemburga czy gdziekolwiek indziej, korona Lotaryngii nigdy nie spocznie pewnie na jego głowie.
Tymczasem nazajutrz, podczas gdy mieszkańcy Nancy plądrowali obóz burgundzki, jakiś chłopiec upadł René do stóp: był to Battista Colonna:
- Myślę, że wiem, gdzie jest książę, Wasza Wysokość, gdyż widziałem, jak upadł. Mogę pokierować poszukiwaniami.
Zaprowadził ich do stawu Świętego Jana, gdzie pomiędzy dziesiątkami całkowicie ogołoconych trupów leżało nagie, częściowo zamarznięte i trudno rozpoznawalne ciało. Czaszka była rozłupana aż do żuchwy, tułów podziurawiony dziesiątkami ran i na wpół zmiażdżony przez konie, policzek wyżarty przez wilka lub psa. Obok niego spoczywał Jan de Rubempré będący niegdyś gubernatorem Lotaryngii. Oba ciała zostały pieczołowicie zawinięte w białe płótna i przewiezione do Nancy. Umyto je, ubrano w długie szaty z haftowanego jedwabiu, zranioną głowę przykryto czapką z czerwonego aksamitu, po czym umieszczono je ze złożonymi dłońmi na paradnym łożu pokrytym czarnymi aksamitnymi draperiami, w którego nogach umieszczono cztery pochodnie. W pokoju postawiono ołtarz i wszyscy mogli przyjść złożyć pokłon temu, który był ostatnim Wielkim Księciem Zachodu.
Przybył również książę René, nosząc - zgodnie ze zwyczajem dawnych bohaterów - brodę ze złotych nici spadającą mu aż do pasa, ostatnią oznakę szacunku względem pokonanego przeciwnika. Przez chwilę przyglądał się zwłokom, ujął prawą rękę swego wroga i powiedział z westchnieniem:
- Nie było moją wolą, kuzynie, byś na twoje i moje nieszczęście znalazł się w tym stanie.
Po czym skłonił się głęboko i wyszedł. Nazajutrz Zuchwały został pochowany w obitej czarną materią kolegiacie Świętego Jerzego w obecności wszystkich mieszkańców miasta trzymających w dłoniach zapalone świece. To był naprawdę koniec...
W chłodnej mimo płonącego ognia sypialni Filip i Fiora kochali się. Później, leżąc ramię przy ramieniu i z dłonią w dłoni, delektowali się szczęśliwym unicestwieniem ciał, które wielka fala rozkoszy wyrzuciła na białe wybrzeże zmiętych prześcieradeł. Nie spali. Żadne z nich nie miało na sen ochoty, gdyż wydawało im się, że nigdy nie zdołają nadrobić straconego czasu. Mieli wrażenie, że przez złączone dłonie ta sama krew przepływała między ich ciałami.
Uniósłszy się na łokciu Filip pieszczotliwie pogładził końcem palca piękną twarz o zamkniętych oczach, ucałował różowe czubki piersi i czule przesunął dłonią po napiętej skórze płaskiego brzucha:
- Mam nadzieję, że dasz mi wkrótce syna - szepnął do delikatnej muszli ucha. - Czy nie sądzisz, że nadszedł czas, byśmy pomyśleli o założeniu rodziny?
Przeciągnęła się i ziewnęła, po czym odwróciwszy głowę, przyłożyła usta do warg męża.
- Tak ci spieszno? - zapytała zaczerpnąwszy tchu. - Czy nie możemy po prostu pomyśleć o naszej miłości?... Czyż nie mamy przed sobą całego życia?
- Oczywiście, ale chciałbym wiedzieć, kiedy zaprowadzę cię do Sełongey, że w tym ślicznym ciele zapalił się mały płomyczek. Który zakochany mężczyzna nie chciałby zjednoczyć się z ukochaną, by dać życie dziecku? A nigdy żadna kobieta nie była kochana tak, jak ja cię kocham... Moja kochana, moja słodka, moja piękna, kiedy będę z dala od ciebie, będę szczęśliwy gdy...
Ostatnie słowa rozpłynęły się w gorącym pocałunku, który Filip złożył na szyi Fiory, podczas gdy jego dłoń rozsuwała delikatnie jej nogi. Jednak w umyśle młodej kobiety zapalił się jakby sygnał alarmowy. Wyśliznąwszy się z obejmujących ją ramion odsunęła się nieco i usiadła na piętach w nogach łoża. Przyglądała się leżącemu obok potężnemu ciału naznaczonemu nowymi bliznami.