Bezdomni to nowa grupa kultowa wśród waszej młodzieży, w której dziwnie mieszają się wpływy nauk przyrodniczych i Zen. Jest popularna mimo protestów Nowej Unii Kościoła Chrześcijan.
Głosi ona kult nieistnienia jaźni, co wydaje się konsekwencją metod, jakimi objaśniacie waszej młodzieży siebie i świat. Nauka i ekonomia. Według pierwszej pochodzisz znikąd i donikąd wracasz; według drugiej wszyscy ludzie są zwykłymi jednostkami, wymiennymi i zbywalnymi. Na uka w pewnym sensie już jest kultem nieistnienia, a bezdomność to po prostu logiczna ewolucja tego stanowiska.
Oczywiście nie są bezdomni w sensie dosłownym. Najwięksi ekstremiści ukrywają swe ciała w całości pod wirtualnymi tatuażami.
Stanowią zagadkę. Ale to wasza młodzież, nie nasza.
— A zatem — rzekł Morhaim do swego Anioła — uważasz, że odpowiedzialność spada na Holmium.
Firma Cecilii Desargues jest mała i prężna, nadal mocno uzależniona od osobowości dawnej właścicielki. Po jej wyeliminowaniu akcje spółki znacznie straciły na wartości. Odegranie przez pracownika Holmium tak niedwuznacznej roli w krytycznym momencie…
— Taaa. Wszystko na to wskazuje.
… Ale szok i zgroza na pyzatej twarzy Seebacka, widoczne na obrazie przesuwającym się w zwolnionym tempie, wydawały się szczere. Reszta krótkiej rozmowy, kiedy Morhaim usłyszał ją bez zniekształceń, także dawała wiele do myślenia.
„Maszyna staje”… Słucham? No cóż. Bardzo mnie ciekawi, dlaczego chciał się pan ze mną zobaczyć, panie Seeback… Nie rozumiem?
Dla całego świata wyglądało to — abstrahując od samego hasła — na rozmowę ludzi, którzy nie wiedzą, dlaczego się spotkali. Jakby Seeback myślał, że to Desargues poprosiła go o spotkanie — z sobie znanych powodów w RL,[4] publicznym miejscu, a Desargues odwrotnie — że to Seeback wystąpił z tą propozycją.
Zupełnie jakby ich spotkanie zaranżował ktoś trzeci. Czy to możliwe, żeby Seeback był kozłem ofiarnym, który miał tylko powtórzyć zdanie, nic z niego nie rozumiejąc?
Do obowiązków służbowych Morhaima należało sporządzenie protokołu z tego, co zobaczył, oraz zatwierdzenie wniosków Anioła. Powinien podpisać raport i zamknąć sprawę.
Materiał dowodowy przeciwko Holmium był pośredni. Ale to, co wykazały tu systemy inteligentne, z pewnością wystarczy, aby sąd wydał nakaz szczegółowej kontroli firmy Holmium. Można by się założyć o sporą sumę, że wkrótce potem wyjdą na jaw bardziej przekonywające dowody morderczego spisku.
A jednak…
A jednak cieszyła go myśl, że zachował coś niecoś z instynktu londyńskiego gliniarza z dawnych czasów.
Coś tu śmierdziało.
— Sądzę — powiedział Morhaim — że ktoś tu kłamie. Poprosił Anioła, żeby go przeniósł na posterunek w Westminster, gdzie przetrzymywano Asapha Seebacka.
Kiedy Morhaim przyszedł nękać Seebacka, wirtualne ściany przesyłały do celi jedynie filmy. Dawano właśnie remake Casablanki, nakręcony w stuletnią rocznicę powstania oryginału, z kolorowym trójwymiarowym Bogartem warczącym na nadąsaną Pamelą Andersen. Morhaim wiedział, że elektroniczny areszt otoczony software’owymi zaporami znacznie lepiej odizoluje Seebacka niż klatka w sensie fizycznym.
W jednorazowym kombinezonie z papieru aresztant wyglądał na wystraszonego młodzika.
Morhaim wypytywał go, mając na uwadze, że w tym samym czasie przesłuchiwany jest Anioł mężczyzny i systemowi agenci wyszukujący wyciągają zeń wszystkie informacje — widmowy odpowiednik jego śledztwa.
Seeback stanowczo wypierał się jakichkolwiek powiązań z morderstwem Desargues.
— Ale chyba dostrzega pan motyw — nalegał Morhaim. — Desargues mówiła, że trzyma was za gardło. Planowała utworzenie światowej sieci łączności. Podobno miała sposób na wyeliminowanie opóźnień transmisji, spowodowanych koniecznością wysyłania sygnałów via orbita geostacjonarna…
— Co umożliwiłoby połączenie w jedną całość społeczeństw odseparowanych przez oceany albo nawet tych na antypodach. Nareszcie mogłaby powstać globalna wioska, a satelity komunikacyjne wyszłyby z użycia. Takie tam pompatyczne przechwałki… Ple-ple-ple.
— Jeśli Desargues miała rację… Jeśli jej nowa technologia rzeczywiście mogła wysadzić waszą spółkę z siodła…
— Ale nie mogła. W tym sęk. Nie rozumie pan? Technika satelitarna nie wychodzi z użycia z dnia na dzień. Po prostu znajdziemy nowe zastosowania.
— Na przykład?
— Pokażę panu.
Za zgodą Morhaima, Seeback wywołał jedną z wirtualnych broszur swojej firmy.
… Morhaim odnalazł się na wietrznych polach Northumbrii. Złudzenie piaszczystego gruntu było tak realne, że aż się cofnął. Holmium musiało włożyć miliardy w petabajty do tej broszury.
Zastanawiał się mimochodem, kiedy to ostatni raz był na świeżym powietrzu w RL?
Jakimś cudem pojawił się przed nim latający spodek.
Pojazd miał może dwadzieścia metrów średnicy i stał na sztywnej trawie. Na kadłubie widniały nalepki Coca-Dopa i różne znaki firmowe.
Morhaim włączył je odruchowo do swojej dziennej normy.
— Co ja tu widzę, Seeback?
— To jest wynik współpracy konsorcjum firm komsatowych, Coke-Boeing i innych. Ta technologia umożliwi latanie pojazdami o dowolnym kształcie — krążka, nawet cegły — nie bacząc na dotychczasowe zasady budowy statków powietrznych. Pod niektórymi względami kształt spodka wydaje się najodpowiedniejszy. Pomysł ma pięćdziesiąt lat. Aż tyle czasu zajęło doprowadzenie…
— Opowiedz.
Nastąpiło uproszczone odliczanie, trzask wyładowania przy krawędzi pojazdu i spodek podniósł się lekko z ziemi, po czym zawisł w powietrzu.
Cały sekret, jak stwierdził Seeback, to „dziób powietrzny”: promień laserowy — albo skupiony promień mikrofalowy — emitowany z przodu pojazdu przecina przed nim powietrze. Nad przepływem powietrza wokół statku można by panować nawet przy wielokrotnej szybkości dźwięku, sam pojazd zaś, napotkawszy leciutki tylko opór, znacznie usprawni swoje działanie.
— Rozumie pan, inspektorze? Statek nie musi nawet mieć silnika. Jest napędzany energią mikrofalową, kierowaną w dół z próbnego satelity, Energię tę uzyskujemy z przekształconych promieni słonecznych — to miliardy darmowych dżuli fruwających w powietrzu. Statek porusza się sam, używając pól magnetycznych przy krawędzi do odrzucania w tył naładowanego powietrza.
— Dlaczego ma kształt spodka?
— Ze względu na dużą powierzchnię, jakiej potrzeba do wyłapania tych wszystkich mikrofal. Wciąż mamy wiele problemów technicznych — na przykład eksplodujące powietrze przesuwa się wzdłuż „dzioba” w górę, co grozi zniszczeniem pojazdu — ale zamierzamy korzystać z tej koncepcji aż do prędkości 25 machów, a to już wystarczy do wejścia na orbitę…
— Więc to na tym Holmium zamierza w przyszłości zbić fortunę.
— Tak. Energia z przestrzeni kosmicznej stosowana do tego oraz innych celów.
Seeback zwrócił na Morhaima swą szeroką, dobroduszną twarz naznaczoną zmarszczką niepokoju. Wirtualny wiatr rozwiewał mu kosmyki włosów.
— Rozumie pan, inspektorze? Holmium nie miało żadnego interesu w zamordowaniu Desargues. W gruncie rzeczy nagłośnienie tej sprawy i chwiejność rynku przyczyniły nam znacznie więcej szkody niż pożytku. Z naszym powietrznym dziobem i wytwarzaniem energii na orbicie będziemy bogaci jak Krezus, bez względu na poczynania Szklanej Ziemi.
Latający spodek wzbił się w powietrze z poświstem jak na filmach science fiction.
„Maszyna staje” to tytuł opowiadania E.M. Forstera z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Przedstawia ono świat-ul. Ludzie mieszkają w boksach połączonych technologicznie w sieć zwaną Maszyną. Na powierzchni żyją Bezdomni — niewidzialni i ignorowani. Historia kończy się porażką Maszyny, „ul” się rozpada i ludzie wysypują się ze środka jak owady, tylko po to, by umrzeć.