Выбрать главу

— Widzę, inspektorze, że odrobił pan lekcje. Ale mamy też ogromne trudności z odebraniem sygnału ze strumienia neutrin. Są one tak przenikliwe, że trzeba wlać do zbiornika tysiąc ton cieczy — ultraczystej wody albo na przykład czterochlorku węgla — i czekać, aż jedno na sto miliardów neutrin trafi w jądro i wytworzy wykrywalny produkt uboczny.

— Rozumiem, że rozwiązaliście już te wszystkie problemy.

— Tak przypuszczamy — przyznała bez zająknienia Baines. — Proszę mi wybaczyć, ale nie chcę zagłębiać się w detale. Mamy eksperymentalne potwierdzenie.

— Dostateczne, by ci z Holmium uwierzyli, że nie chcecie z nimi konkurować?

— Bez wątpienia.

Uznał, że Eunice Baines to trudna kobieta. Miał wrażenie, że go osądza.

— Myśli pani, że Holmium mogłoby nasłać mordercę?

Potrząsnęła głową.

— Czy naprawdę można uwierzyć, że wielka międzynarodowa korporacja wikła się w tak idiotyczne morderstwo? W publicznym miejscu, w biały dzień, na ulicach samego Londynu? Poza tym śmierć Cecilii nie przyniosła bezpośredniej korzyści ani Holmium, ani żadnemu z naszych konkurentów. W branży telekomunikacyjnej wybuchło tamtego dnia takie zamieszanie, że akcje Holmium i innych poleciały na głowę. No i jakikolwiek skandal związany ze śmiercią Cecilii to dla nich czysta katastrofa. W gruncie rzeczy nic, co wykracza poza granice powierzchownego śledztwa, nie trzyma się tu kupy… Ale to pan mnie pyta. — Po raz pierwszy głos Baines zaczął zdradzać ślad emocji: gderliwą irytację. — A pan tego nie wie? Co pan o tym sądzi?

— Ja tylko…

— Przecież, na miłość boską, jest pan policjantem! Detektywem! Co to za śledztwo? Był pan chociaż na miejscu zbrodni? Widział pan ciało?

— To nie jest konieczne.

— Naprawdę?

Odwróciła się tyłem do imagera.

Kiedy pojawiła się znowu, miała zupełnie inną twarz: oczy jak dwa węgle, włosy w nieładzie, usta wykrzywione gniewem, na policzkach ślady łez.

— No więc, co pan o tym sądzi, inspektorze?

Morhaim aż wzdrygnął się od brutalnego, nie przefiltrowanego realizmu jej bólu. Odetchnął z ulgą, gdy rozmowa dobiegła końca.

Brutalna, nie przefiltrowana rzeczywistość.

Pozwól, że ci opowiem pewną historię.

W latach siedemdziesiątych prezydent Stanów Zjednoczonych ustąpił ze stanowiska wskutek afery zwane) Watergate. Jeden ze spiskowców, niejaki John Dean, przyznał się do wszystkiego. Złożył prokuratorom szczegółowe, wyczerpujące sprawozdanie ze wszystkich istotnych spotkań i poczynań. Potem, kiedy zakończył swoje zeznanie, odtworzono taśmy ze spotkań u prezydenta Nixona.

Było to przełomowe doświadczenie psychologiczne. Po raz pierwszy stało się możliwe porównanie zawartości ludzkiej pamięci z automatycznym zapisem, i to w tak szerokim zakresie. Taśma stała się prekursorem dzisiejszych, znacznie dogodniejszych systemów rejestracji.

John Dean, człowiek inteligentny, starał się być szczery. Ale jego zeznania od razu wydawały się zbyt logiczne i sam Dean odgrywał w nich bardziej doniosłą rolę niż w rzeczywistości. Kiedy skonfrontowano jego wypowiedzi z taśmami, upierał się, że zostały sfałszowane.

Nie chodziło tu o zwykły nadmiar informacji, ale o znacznie więcej.

Wasze ego jest… kruche. Potrzebuje wsparcia.

Wasza pamięć to nie martwy zapis. Jest bezustannie redagowana. W tym absurdalnym świecie poszukujecie logiki, fabuły; stąd religia, teorie spisków, nauka… nawet większość przejawów obłędu.

Teraz jednak nie traktujecie już własnej pamięci jako najwyższego autorytetu.

Należycie do pierwszego pokolenia ludzi obdarzonych tą mocą… albo tym przekleństwem. Widzicie świat takim, jaki jest.

Łączycie wspomnienia w całość. Uzupełniacie swą pamięć za pomocą maszyn. Wasza tożsamość rozpada się na kawałki. Nadciąga nowa forma jaźni — elektroniczna rzeka, którą płynie milion węzłów świadomości, jak świeczki. Zbiorowy umysł, jak niektórzy z was to nazywają…

Może tak i jest.

My tego nie komentujemy.

Na razie musimy was chronić. Taką mamy funkcję. Musimy wam opowiadać historyjki, które kiedyś opowiadaliście sami… Bo widzisz, bez nas powariowalibyście.

Morhaim miał kłopoty z zaśnięciem. Coś tu ciągle się nie zgadzało.

Może coś, z czym nie chciał się zmierzyć.

Rano powinien po prostu podpisać raport i zapomnieć o sprawie.

Dla odprężenia podłączył się do telesensorów.

…Przeniósł się w inną rzeczywistość: psi świat zapachów, plątanina ultradźwiękowych impulsów delfina, tajemnicze płaszczyzny spolaryzowanego światła odbieranego przez pszczołę w locie, elektryczne zmysły ślepca, ryba z głębi oceanu. I gdy tak niepokoił z nudów hosty tych wrażeń — wiele gatunków zwierząt z implantami na całej planecie — wyczuwał milion innych ludzkich dusz, które gnały razem z nim, w ciszy, nieodłączne jak zjawy.

Spał niespokojnie, bo jego parszywe tyłomózgowie nie chciało się wyłączyć.

Obudził się wściekły.

— Pokaż mi jeszcze raz tę śmierć.

Turyści, ładna dziewczyna, Desargues i Seeback. Desargues pada, klekocząc kończynami Pinokia.

— Zdejmij filtr z Desargues.

Jesteś pewien? Przecież sam wiesz, jak…

— Zdejmij.

Morderstwo stało się brutalne.

Na porządnym garniturze Seebacka rozprysnęły się krwawe strzępki. Kobieta gruchnęła o ziemię jak wór wypełniony wodą — absolutnie bez żadnej godności, może nawet nieco komicznie.

Oglądał scenę raz za razem, składając obraz z oczu licznych świadków, jakby wzrokiem szybującej w powietrzu muchy.

— Co jeszcze filtrujesz? Nie ma innych filtrów.

— Wyłącz je.

Powiedziałem, że nie ma już żadnych filtrów. Przynajmniej istotnych.

— Wyłącz albo koniec z nami.

Jestem twoim Aniołem.

— Wyłącz!

Anielska technologia jest naturalnym wynikiem przemian rozwojowych wszczętych w końcu ubiegłego stulecia, kiedy nadmiar informacji stał się dla was kłopotliwy.

Pierwsze dane dotyczące istotnego zwiększenia liczby śmiertelnych zejść wśród was — przeważnie z powodu samobójstw albo załamań nerwowych — przyspieszyły badania nad filtrami informacji, inteligentnymi czynnikami wyszukującymi i narzędziami do formułowania pytań.

W rezultacie powstali Aniołowie. My. Ja.

Moim zadaniem jest filtrowanie zalewu informacji, które dopadają Roba Morhaima za każdym przebudzeniem. Podsuwam mu stosowne dane i — co o wiele ważniejsze z ludzkiego punktu widzenia — odsiewam to, czego osobiście nie potrafiłby zaakceptować.

Anioła przydziela się każdemu z was w chwili narodzin i rośnie on razem z wami.

Pod koniec wspólnego żywota, dzięki stałym ulepszeniom technicznym, ja — wirtualny filtrokompan Roba Morhaima — będę go doskonale znał.

Tak jak zna cię twój Anioł.

Nawet nie wiesz, do jakiego stopnia.

… Z początku Morhaim czuł się przytłoczony nowym obrazem: laserowe błyski, skaczące hologramy, nielegalne reklamy wymalowane na niebie i wieżach mostu, nawet na odzieży i twarzach turystów. A kiedy przełączył swój pov na nasłuch z callosum, usłyszał wydostający się na zewnątrz mentalny wrzask odwiedzanego hosta — skowyt zwierzęcia zamkniętego w klatce racjonalności.

Ale ciągle wracał do sceny morderstwa, aż wreszcie zobojętniał nawet na brutalność śmierci.

Kawałek po kawałku wyeliminował zmiany, czyli to wszystko, co Anioł odsiał z powodzi danych owego letniego dnia 2045 roku w Anglii.

Wreszcie pozostał już tylko jeden element.