Выбрать главу

Stern czuł się teraz chirurgiem mającym spreparować nie tylko głos, ale wszystkie podniety, na które dałby się łatwo nabrać jego czytelnik.

Gdy orkiestra zagrała ostatnią zwrotkę Pułku czwartego, Jakub przypomniał sobie śpiewane kiedyś w szkole słowa. Parodiował ją z Hillelem tak:

Walecznych tysiąc z patykami w ręku

Wpadło do klasy, narobiło brzęku,

A panna Wikcia, wycierając pyłek,

Spadła z katedry, pobiła se ty...

Przypadające jednego dnia święta Wojska Polskiego i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zasługiwały we Lwowie na szczególną oprawę. Pokaz wojskowej siły był patriotyczną powinnością. Po „nocy długich noży” Europa przypominała krygującą się dziewkę. Pękały sojusze. Niedawni sprzymierzeńcy prowadzili podwójną grę. Wszyscy mówili tylko o Hitlerze. Dowcipkowano, że pan kanclerz raczył przybyć w południe do ambasady włoskiej, zjeść na obiad spaghetti z czarnymi oliwkami i wypić lampkę Villa del Sole, wieczorem zaś, wypoczęty, narysować w swoim szkicowniku obóz koncentracyjny.

Hitler był wszędzie: w kulturze, nauce i sporcie. Wydawałoby się, że to nic szczególnego, gdyż politycy od niepamiętnych czasów uwielbiają sport i małe dzieci. Jego propagandowa rozgrywka dawała jednak efekty! Przed dwoma tygodniami na igrzyskach w Berlinie francuscy zawodnicy, urzeczeni grą błazna, pozdrawiali go, krzycząc „Heil!” Czy tych oznak kokieterii Europa potrzebowała więcej? Polacy na igrzyskach wypadli blado. Wajsówna i Walasiewiczów- na zdobyły srebrne krążki. Prawdziwa szkoda, ironizował w myśli Stern, że ostry oszczep Kwaśniewskiej, która wywalczyła brąz, nie poszybował w sam środek ozdobionej hakenkreuzem trybuny.

Słysząc narastający huk silników, Jakub wysiadł z samochodu. Tuż nad dachami domów przeleciał groźny PZL-23 Karaś - najnowsze cudo polskiego lotnictwa. Za nim wywinął salto zwinny RWD-5, może ten sam, który brał udział w zlocie imienia Żwirki.

Na ziemi trwał równie imponujący pokaz. Po bruku, chrzęszcząc niemiłosiernie, sunęły stalowe kolosy. Piętnaście pomalowanych w ochronne barwy czołgów Vickers 7 TP dudniło ile wlezie, wytyczając drogę nowoczesnej polskiej kawalerii.

Stern miał wrażenie, że nie pasuje do dzisiejszego narodowego święta. Z głową zaprzątniętą morderstwami w Rowach czuł się niemal jak przybysz z obcego kraju. Był niepocieszony, że jego sensacyjny tekst ukaże się dopiero we wtorek, gdyż cała poniedziałkowa prasa zarezerwowana była dla Dziadka. Setny raz społeczeństwo miało się dowiedzieć, że genialny plan Marszałka uratował od zagłady Europę, że atak w lukę wojsk Tuchaczewskiego był prawdziwym majstersztykiem i że śmierć Ignacego Skorupki pod Ossowem ma dla kraju głęboki, eucharystyczny wymiar.

Kiedy się nad tym zastanawiał, niespodziewanie w patriotyczny pochód wbił się z bocznej uliczki kolorowy wóz cyrku Forum. Siedzący na koźle rudy karzeł zaciął batem konia i, wrzeszcząc ile sił w płucach, torował sobie drogę. Na ulicy zapanował potworny chaos. Niektórzy śmiali się i pozdrawiali karła, wołając „Brawo”, inni przeklinali go, grożąc pięściami. Stern, ubawiony, stanął na palcach obok Brodackiego i zrobił szybko zdjęcie. Wtedy nazwa cyrku, odbita w szybie wystawowej, wprawiła go w zdumienie. FORUM-MUROF, MUROF-FORUM - powtarzał szybko w myślach, aż oba wyrazy zlały mu się w jeden literowy ciąg. FORUMUROF brzmiało jak tajemnicze, groźne zaklęcie.

Nie było go zaledwie dzień, lecz sprawy, którymi się zajmował, naznaczyły go piętnem makabrycznych obrazów, absurdalnych rozmów i niezawinionych śmierci. Wrócił. Chciał być taki jak przedtem. Z balastem skrywanych przeżyć pchnął drewnianą, okoloną żywopłotem furtkę i wszedł na szutrową ścieżkę prowadzącą do domu.

Dostrzegł ją pierwszy. Stała tyłem w oknie i poprawiała upięte włosy. Była powabna. Naturalna w ruchach, nie widząc jeszcze nadchodzącego świadka. Kiedy go wreszcie ujrzała, ruszyła wolno do drzwi. Stern, czekając, aż mu otworzy, marzył, że usłyszy jej szept. Cichy wyrzut w rodzaju: „No, nareszcie, Jakub. Nareszcie jesteś, łobuzie. Ładnie to tak zostawiać na pastwę losu wyposzczoną atrakcyjną żonę?”

Nie powiedziała tego, za to uśmiechnęła się cierpko, puszczając go przodem. Stern przekroczył próg własnego domu z poczuciem winy i nawet widok Kasi nie ucieszył go zbytnio. Kiedy jednak poczuł małą rączkę uczepioną swoich spodni, humor mu wrócił.

- Mamy list do tatuśka! - usłyszał nowinę. - Mamy list! Proszę!

- List do mnie? - Zawiesił wzrok na Annie, a potem, idąc za nią do salonu, rozdarł brzeg niebieskiej koperty i zaskoczony wyjął z niej trzy pomarańczowe bilety do cyrku. Żadnego dodatkowego wyjaśnienia. Nic.

- Co to? - Kasia stawała na palcach, by coś zobaczyć.

- Prawdziwa niespodzianka. Trzy bilety do cyrku Forum - powiedział, wręczając je córce. - To nagroda za to, że byłaś od wczoraj taka dzielna.

- Ktoś się za tatusia postarał? - Anna popatrzyła znacząco na dziewczynkę. - Nie masz teraz, Kuba, wyboru!

- Wszyscy, mamo, pójdzie...

- Tatuś pójdzie na pewno! - zadrwiła.

Spojrzał na nią z pretensją.

- Nie przerywaj. Daj jej samej powiedzieć - zniżył głos do szeptu.

- Znalazłam rano w skrzynce - oznajmiła Kasia, przekrzywiając na bok głowę. - Wyprowadzałam właśnie Dega, aż tu nagle... No, sam, tato, dobrze wiesz.

- Wiem! - Popatrzył na nią z dumą.

- Czy to znaczy, że możemy pójść wszyscy? - Zerknęła z nadzieją na Annę.

- To znaczy - Stern przejął inicjatywę - że jeśli napiję się dobrej herbaty, z cytryną i cukrem, i jeśli zjem prawdziwy domowy obiad, zastanowię się nad tym - zaakcentował, licząc na efekt swych słów.

- A jeśli jest tylko zapiekanka z ryżem? - spytała Anna. - Naprawdę nie wiedziałam, że dziś wrócisz. Nie mogę czekać w nieskończoność - dodała z wyrzutem. - Zresztą i tak za chwilę wychodzę.

- Coś się stało? - Był zaskoczony.

- To, co zwykle. Za pół godziny zaczynam dyżur w aptece.

- Chcesz, to cię odprowadzę - zaproponował.

- Sama trafię! - odpowiedziała niegrzecznym tonem. - Gdybyś nie wrócił, musiałabym ciągnąć ze sobą Kasię. Wiesz, jak szef patrzy, gdy ktoś obcy plącze się po recepturze. Niedawno przyszłam z miasta - mówiła jednym tchem. - Byłam z Kasią u moich rodziców. Masz od nich pozdrowienia - rzuciła głośno z kuchni, stawiając na gazowym palniku foremkę z ryżową zapiekanką.

- A ja widziałam samoloty - stwierdziła Kasia, trzymając ojca za rękę. - Takie jak dom, wielkie! A potem, jak jechali strażacy, mama kupiła mi aż trzy gałki malinowych lodów.

- Wspaniale! Ja też uwielbiam malinowe lody! - Jakub zdjął marynarkę i powiesił ją na krześle. - Co jeszcze, skarbie?

- Deg całkiem się na ciebie pogniewał. Wlazł do budy i za nic nie chce jeść, prawda, mamo?

Kiedy Anna postawiła na stole talerz z gorącą zapiekanką, opowiedział jej o prześladującym go fatum.