Выбрать главу

Taki pobieżny, niechlujny opis rozwścieczył zebranych. Czterdziestolatek z „Nowin”, patrząc na Ziębę, pierwszy nie wytrzymał i zapytał:

- Czy możemy napisać, że udowodniono, iż Andrzej Workuć popełnił te morderstwa?

- Nie.

- Jeśli napiszę tylko pańskie „nie”, nikt mego artykułu nie zechce czytać. Proszę zdradzić nam coś więcej. - Dziennikarz „Nowin” niecierpliwił się.

- Cały czas próbuję, lecz nie dopuszcza mnie pan do głosu. - Zdenerwowany policjant zbierał chusteczką połyskujące na czole kropelki potu.

- Czyja także panu przeszkadzam?- zapytała prowokująco jedyna w męskim gronie kruczowłosa dziennikarka „Wiadomości Literackich”, posądzana o flirt z Boyem.

- Ależ skąd. - Inspektor natychmiast się zreflektował. - Jestem tu specjalnie dla pani, to jest dla pozostałych państwa również.

- Czy Andrzej Workuć jest winny serii morderstw dokonanych w Rowach? - Brodacki skłonił się w stronę brunetki.

- Czy ja coś takiego powiedziałem? - Zięba spojrzał wściekle na stażystę. - Chciałem dodać, że zwłoki więźnia odkrył na stosie kamieni pod wieżą triangulacyjną proboszcz z Rowów wespół z miejscowym nauczycielem. - Zrobił pauzę i przełożył leżącą na wierzchu kartkę pod spód. - Skazany nie zostawił żadnego listu pożegnalnego - czytał powoli, akcentując każdy wyraz. - A więc, jak już powiedziałem, nie zostawił listu. Chodzi mi oczywiście o list, jaki zwykle piszą samobójcy.

- Samobójczy skok na kamieniste podłoże, bez świadków? - zapytała brunetka, zdejmując z nosa okulary. - Niechże pan nie żartuje. Mam napisać, że to sumienie zamieniło Workucia w Ikara?

- A co w tym widzi pani dziwnego? Na dzień dzisiejszy wyklucza się udział osób trzecich. Jedynie teoretycznie...

- Co to znaczy „teoretycznie”? - Brunetka podniosła wzrok znad stenogramu.

- Można założyć, że...

- Zamieniam się w słuch.

- Położenie zwłok nie wskazywało, by ktoś mu w tym akcie rozpaczy pomógł. W kieszeniach więźnia znaleziono kilkanaście skórek razowca, skruszony papieros, zdjęcie młodej dziewczyny w bukowej ramce i jeszcze coś.

- Możemy to „coś” zobaczyć? - Korespondentka „Wiadomości Literackich” uśmiechnęła się powściągliwie, przewieszając sweter przez oparcie krzesła.

Inspektor, licząc na efekt, postawił teczkę na pulpicie i jak iluzjonista wyciągnął z niej papierową torbę. Odczekał moment i kiedy ciekawość sięgnęła zenitu, wyłożył na stół bukową ramkę z fotografią, a także dwie żelazne podkówki oraz kilkanaście gwoździ.

- Proszę bardzo. To ramka ze zdjęciem, a to... podkówki i gwoździe. Takie same, jakie znaleziono w piętach ofiar - powiedział.

- Jak by pan skomentował ten specyficzny polski styl mordowania niewinnych kobiet? - zapytał płowowłosy, uśmiechnięty od ucha do ucha dziennikarz „Ukraińskiego Słowa”.

- Mam gotową odpowiedź - oznajmił Zięba, przekrzykując hałas nadjeżdżającego od Krakowskiej tramwaju - lecz ze względu na obecność dam dzisiaj jej panu nie udzielę.

- Uchylanie się od odpowiedzi to wyraźny dowód na to, że szykanuje się tu narodowe mniejszości - rzekł kąśliwie brunet w okularach z żydowskiego „Naszego Przeglądu”.

- Panowie, to nie miejsce na narodowościowe spory. Skupmy się lepiej na temacie! - żachnął się Nowak.

- Czy to oznacza, że sprawa znalazła swój finał? - zapytał Stern, gdy Brodacki, korzystając z zamieszania, zrobił zdjęcie makabrycznych rekwizytów.

- To oznacza - zaczął inspektor, mrużąc oślepione fleszem oczy - że sprawca paskudnie pokrzyżował nam plany i już nigdy się nie dowiemy, co naprawdę nim kierowało.

- Zakładając, że nie miał wspólnika - rzucił tęgi dziennikarz z „IKC”, który skubał wystające spod koszuli rude włosy.

- Jeśli ma pan tak rozległą wiedzę, proszę się nią z nami podzielić - Zięba skrupulatnie wykorzystał prowokację. - Wydaje mi się to niemożliwe. Zresztą proszę nie wymagać od nas cudów.

- Dawno już przestaliśmy w tym kraju liczyć na cuda - wtrąciła brunetka, wyrażając zdziwienie stylem, w jakim policjant prowadzi konferencję.

- Nie to miałem na myśli. - Inspektor spojrzał na dziennikarkę, jakby chciał ją zapamiętać. - Szanowna pani, dla ścisłości powiem, że cały czas, nie wyłączając Lwowa, w okolicy trwały intensywne poszukiwania.

- Chce pan nam wmówić - Nowak punktował speszonego Ziębę - że morderca w pasiaku mógł się zaszyć w hotelu George’a i zamawiać do pokoju śniadanie? Czy kiedy go znaleziono, był w garniturze czy miał na sobie więźniar- ski drelich?

Dla inspektora miarka się przebrała. Spojrzał na proto- kolantkę, a potem, gryząc wargę, na dziennikarza. Położył dłonie na stole i zaczął nerwowo bębnić palcami.

- Przed chwilą sugerował pan policji zaniedbania. Celowo nie chce pan, panie Nowak, przyjąć do wiadomości, że sprawa ostatecznie znalazła swój finał? Dla mnie to jasne, gdyż...

- Nie pan jest inicjatorem tego spotkania. Nie widzę sensu zabawiać publiki napisanym przez kogoś banałem - grzmiał Nowak.

- Wobec tego proszę go po swojemu dopowiedzieć.

- Proponuje pan, byśmy zamienili się rolami? - rzekł Stern, przejmując inicjatywę. - Co to za fakty, których nikt nie potrafi potwierdzić?

- Oczywiste fakty nie wymagają komentarza. Dziennikarze, między innymi pan, zrobili swoje, wypłaszając z Rowów bogu ducha winnych letników. Wczorajszy opis linczu, odrażające detale, ohydna kronika zdjęciowa to oczywiście prawo wolnej prasy, którego w żadnym razie nie powinno się ograniczać, lecz... Proponuję państwu zamknąć temat. Zwłaszcza że oczekiwania władz miasta idą w kierunku...

- Pięknie! Zaprosił pan nas po to, by indoktrynować? - Korespondentka „Wiadomości Literackich” spojrzała gniewnie znad notatek. - Czy mógłby pan odpowiedzieć szczerze przynajmniej na jedno moje pytanie?

Inspektor, wietrząc podstęp, powiódł wzrokiem po zebranych.

- Niech pani pyta!

- Podstawowe pytanie o... motyw?

- Trzeba by zapytać samobójcę - zadrwił policjant.

- Proszę to samemu zrobić. - Brodacki odwzajemnił się Ziębie podobną dozą bezczelności.

- A jeśli - ten przełknął zniewagę - motywu nie będzie?

- Nie było? - Stern błyskawicznie wykorzystał błąd językowy inspektora.

Zięba miał zamiar skończyć konferencję. Nie bawiła go rola chłopca do bicia. Poirytowany, łamiącym się głosem, patrząc na sparaliżowaną ze strachu protokolantkę, powiedział:

- Jeśli przytaczane przeze mnie fakty państwu nie wystarczają, możecie sami pofatygować się do Rowów i dokonać konfrontacji.

Brunetka kolejny raz dała próbkę dziennikarskich umiejętności. Wyjęła z ust korale i rzuciła z niewinną miną:

- Oczywiście, że ochoczo skorzystam z pańskiej rady. Mam jeszcze tylko przed wyjazdem małą prośbę.

- Wszystko, czego pani zechce. - Inspektor zadowolony zgarnął kartki, szykując się do wyjścia, lecz w tej samej chwili do sali wtoczył się Szumiłło. Skonsternowany podszedł do Zięby i wyszeptał mu coś do ucha. Inspektor spojrzał na niego z niedowierzaniem, a kiedy Szumiłło oddalił się kaczym chodem, jak gdyby nigdy nic ciągnął: - Nie mam dziś przed państwem żadnych tajemnic.