I w redakcji „Kuriera” nie obeszło się bez trzęsienia ziemi. Krezus zaparł się swej idée fixe! Sprzedał plac z pałacem. Zostawił zespół pod opieką Mańkiewicza, a sam udał się w podróż dookoła świata. Co jakiś czas dawał o sobie znać, przesyłając pozdrowienia. Z Boliwii donosił na kawałku liścia bananowca, że ogromny świat kurczy się, co odbierane było w redakcji jako herezja.
Karciarz i birbant Kloński całkiem obrósł w piórka. Wygonił starego ogrodnika, wyciął drzewa w parku, sprzedał kolekcję obrazów i... zafundował proboszczowi nowiutki ołtarz. Na niewiele się to zdało. Rowy straciły wiarę.
Proboszcz coraz częściej odprawiał mszę sam, aż w końcu biskup odwołał go z parafii.
Å propos Sawickiego - młody hrabia zdziwaczał do reszty. Za zgodę na pozostanie w pałacu ofiarował się być u dawnego kolegi służącym, co Kloński skwapliwie wykorzystał.
Co się tyczy innych bohaterów, wszystkowiedzący Kuro- jad mieszka jak dawniej w P. przy Wierzbowej. Podobno kolejka na jego schodach jest dziś dwa razy dłuższa. Krążą plotki, że to za sprawą złotych zębów, które wstawił sobie po namowach Hucułki. Semena Kurojad, bo tak się ona teraz nazywa, w każdą niedzielę przyrządza mężowi na obiad knedle ze śliwkami, które bez pytania wyżera mu z talerza wredna kapucynka.
Została jeszcze mała bohaterka Bella, o której wszyscy zapomnieli. Prawdę powiedziawszy, od początku nikt, nawet Stern, nie zamierzał jej w Marzepnie odwiedzać. Po pożarze klasztoru zaginął po niej wszelki ślad. Ruiny straszą tam do dziś. Gadanie, że mała włóczy się po świecie ze sławnym cyrkiem, można między bajki włożyć.