— Wcale nie robię cię w konia. Nie, to też nic nie da. Na szczycie ściany mają zainstalowane generatory pól siłowych. Rozwalą go na kawałki, a potem zrobią test na obecność DNA — przecież dotykam wszystkich części, kiedy je montuję — i będą nas mieli. Właśnie w taki sposób złapali Malone’a, tego, co wisi tuż nad Grego. Wygląda trochę dziwnie, bo przed wsadzeniem do klatki obdarli go ze skóry. Mówię ci, Spill, oni naprawdę traktują to bardzo poważnie.
Ganger zamrugał raptownie powiekami.
— Nie! Musi być jakieś wyjście! Zrozum, Bilobi, tego chipa dał mi nie byle kto, tylko prawdziwy twardziel. Jak mu nie zorganizuję żelaźniaka, jestem trup! Dołoży mi gorzej niż mechanicy. Jeśli mówisz prawdę, to będę musiał pociąć cię na kawałki, żeby to do mnie naprawdę dotarło. - Eks-ganger machnął wściekle brzytwą, która zaświergotała w powietrzu.
Bilobi poczuł ukłucie żalu, a potem ogarnęło go inne, znacznie cieplejsze uczucie.
— Dobra, dobra, przekonałeś mnie. Może da się coś wymyśleć. Masz jakąś forsę?
— Trochę.
— Doszły do mnie kiedyś plotki o facecie z ekipy kontrolnej, którego można czasem przekupić, jeśli ma się dość szmalu. - Powiedział to kłamstwo znużonym, zrezygnowanym tonem. W rzeczywistości ekipy kontrolne składały się wyłącznie z niewolników o odrutowanych mózgach, zainteresowanych tylko tym, żeby przez przewody nie popłynęły impulsy pobudzające ośrodki bólu.
Spill miał wyraz twarzy człowieka, który najpierw się zgubił, a potem przekonał, że jest znowu na znanym sobie terenie.
— A widzisz! — zachichotał. - Czeka nas kupa forsy, druciku! — Pomógł Bilobiemu wstać na nogi i otrzepał mu kurtkę z kurzu, cały czas jednak trzymając brzytwę w pogotowiu. - Mówię ci, kupa forsy. Będziemy bogaci, kupimy sobie nowe ciuchy, ekstra żarcie, przeprowadzimy się do Enklawy i w ogóle. Nieźle, co?
— Pewnie. - A teraz trzeba to zwalić na jego głowę, pomyślał. - W takim razie, jaki masz plan? Zajrzysz do mnie, jak uruchomię pierwszy egzemplarz?
Spill zmrużył swoje białe oczy.
— Nie rób ze mnie idioty, druciku, bo cholernie mnie to wnerwia. Jak cię puszczę, to skąd będę wiedział, co robisz? Nie, będę cię pilnował, dopóki nie skończysz. Zostaję z tobą. Zaprowadź mnie do swojej nory, druciku, tylko bez żadnych sztuczek!
— Dobrze, dobrze. - Bilobi podniósł z ziemi plecak z narzędziami i ruszył przed siebie. Odwróconą od eks-gangera twarz wykrzywił mu złośliwy grymas. „Niezależnie od tego, co ci przynosi życie, staraj się to jak najlepiej wykorzystać” — tak zawsze mawiał stary Grego, ale okazało się, iż był zbyt głupi, żeby zorientować się, dokąd musi go zaprowadzić takie postępowanie.
Dotarli do usytuowanego u podnóża sterty rdzewiejących robotów strażniczych wejścia do nory. Spill zamknął brzytwę i schował ją do kieszeni, wyjął natomiast mały pistolet.
— Ty pierwszy, druciku. Pamiętaj, że zawsze zdążę cię tym załatwić. - Uniósł ostrzegawczo broń.
Bilobi wsunął się do wnętrza przez otwór, a Spill tuż za nim.
- Ładną masz norkę, aż dziw bierze. Widziałem gorsze w Enklawie — powiedział, rozglądając się powoli dookoła. - Proszę, proszę, tylko otwierać interes. Kto by to przypuszczał?
W pokoju o lśniących, metalowych ścianach znajdował się puszysty dywan i wygodne meble, a wszystko to oświetlone delikatnym, przyćmionym światłem. W kącie, pochylony nad szachownicą, siedział nieruchomo robot o sześciu zakończonych różnymi narzędziami ramionach, pod ścianą stał inny, półgąsienicowy, z manipulatorem wyposażonym w laserowy palnik, obok niego zaś telekomunikacyjny, składający się niemal wyłącznie z najróżniejszych ekranów, czujników i przekaźników. Za sklepionym łukowato przejściem blask różowych lamp padał na robota rolniczego, obstawionego ze wszystkich stron zielonymi tackami z roślinami.
— Powiedz no, druciku, im wszystkim brakuje tylko tego jednego chipa? — zapytał Spill, uśmiechając się szeroko z niewinnym zachwytem.
— Obawiam się, że nie — odparł Bilobi.
Eks-ganger wyczuł, że coś poruszyło się w ciemności za jego plecami i usiłował się odwrócić.
Cindilou zaatakowała z nadludzką prękością. Chwyciła Spilla za gardło, zgniotła ściskającą pistolet dłoń na krwawą galaretę i uniosła go wysoko; wierzgał rozpaczliwie nogami, usiłując krzyknąć, lecz tchawicę miażdżyła mu elegancka, stalowa dłoń.
Bilobi podszedł do Cindilou i pogładził ją po białym ramieniu. Spill wpatrywał się w niego wybałuszonymi oczami, ale z jego szeroko otwartych ust nie wydobył się żaden dźwięk.
— Przedstawiam ci Cindilou — powiedział Bilobi. - To dziewczynka do zabawy, którą odbudowałem na podwoziu robota-mordercy i wsadziłem w naturalną skórę. Jest piękna, prawda?
Spośród wszystkich żelaźniaków, które wskrzesił, najbardziej lubił właśnie ją. Bardzo żałował, że nie może przechadzać się z nią po złomowisku. Gdyby mógł, przestaliby go wreszcie dręczyć tacy osobnicy jak Spill. Ale obserwatorzy z usytuowanych na szczycie ściany kabin nigdy nie mogą dowiedzieć się o jej istnieniu, a poza tym ludzie pokroju Spilla dostarczali mu chipów, dzięki którym jego życie stawało się coraz przyjemniejsze.
Cindilou spojrzała na Bilobiego błyszczącymi, bursztynowymi oczami. Na jej bladych ustach pojawił się pełen oczekiwania uśmiech.
Skinął głową.
— Tylko za bardzo nie nabrudź.
Skręciła Spillowi kark na tyle, żeby go zabić, lecz nie rozrywając żył i tętnic. Kiedy ustały konwulsje, Bilobi wyjął z kieszeni eks-gangera nowy, lśniący chip.
— Mam go wrzucić do szatkownicy kompostu? — zapytała Cindilou słodkim, delikatnym głosem.
— Jasne. - Ważąc w dłoni kostkę rozejrzał się z namysłem po pomieszczeniu. - Jak myślisz, co powinniśmy sobie teraz zbudować? - Skinął dłonią i z głośników robota telekomunikacyjnego rozległy się dźwięki radosnej muzyki, robot ogrodniczy zajął się ponownie doglądanie pomidorów, szachista zaś wykonał ruch pionem. - Już wiem! Dobrze gotujesz, podobnie jak Harald, kiedy tylko uda się odciągnąć go od szachownicy, ale… Co byś powiedziała na naprawdę znakomitego kucharza? — Roześmiał się. - Frajerski szmal, co?…
I oblizał usta.