Выбрать главу

Ośmdziesiąt lat (a to jest prawy wiek człowieczy)

Czekała śmierć, żeby był Gąska mówił g’rzeczy;

Nie mogła się doczekać, błaznem go tak wzięła

I tąż drogą, gdzie mądre zajmuje, pojęła.

Gąska, błaznuj ty przedsię; imię twe nie zginie,

Póki dzika i swojska gęś na świecie słynie.

Nagrobek Hannie Spinkowej od męża98

Jeśli człowiek po śmierci słyszy albo czuje,

Hanno, o Hanno moja, twój cię mąż mianuje.

Pókiś na świecie była, pókiś używała

Wdzięcznych darów niebieskich, mam za to, żeś znała

Moję uprzejmość i chęć szczerą przeciw sobie;

Teraz, kiedyś w tym zimnym położona grobie,

Czym cię inszym mam ućcić — jeno płaczem swoim,

Który-m ja wieczny winien wielkim cnotom twoim.

Nagrobek jej M. P. wojewodzinej lubelskiej99

Tu różą, tu fijołki, tu mieccie100 leliją!

Ten marmur101 świętobliwy zamyka Zofiją,

Zofiją Bonarównę, której żywot święty

Godzien, aby wszem paniom za przykład był wzięty.

Drugi102

Mężu mój, o mój mężu, śmierć nielutościwa

Mnie smutną z tobą dzieli, a pod ziemię wzywa,

Do niskiej Prozerpiny ciemnego pokoja.

Bóg cię żegnaj, ja żywa i umarła twoja!

Nagrobek koniowi

Tym cię marmurem103 ućcił twój pan żałościwy

Pomniąc na twoję dzielność, Glinko białogrzywy!

A tyś był dobrze godzien, nie podlegwszy skazie,

Świecić na wielkim niebie przy lotnym Pegazie104.

Ach, niebożę, toś ty mógł z wiatry w zawód biegać,

A nie mogłeś nieszczęsnej śmierci się wybiegać!

Nagrobek kotowi

Pókiś ty, bury kocie, na myszach przestawał,

A w insześ się myślistwo z jastrząby105 nie wdawał,

Byłeś w łasce u ludzi i głaskanoć skórę,

A tyś mrucząc podnosił twardy ogon wzgórę.

Teraz, jakoś ku myszom chciał mieć i półmiski106,

I łaziłeś po ptaki w gołębiniec bliski,

Dałeś gardło, niebożę, i wisisz na dębie;

A twej śmierci i myszy rady, i gołębie.

Nagrobek Piotrowi

Pamięć myślistwa twego, Pietrze ucieszony,

Stoję tu, słup kamienny, twardo usadzony.

Przy grobie masz naczynie wszytko postawione:

Koń, strzały, psy, potyczy, sieci rozciągnione.

Wszytko, biada mnie, kamień; a zwierz tuż bezpieczny

Ociera się mimo cię, a ty sen spisz wieczny.

Nagrobek Rózynie

Tu syta wieku leży Rózyna;

Lecz tylko wieku, ale nie wina,

Nie stoi o mszą ani o dzwony,

Wolałaby dzban piwa zielony.

Nagrobek Stanisławowi Strusowi107

Nie nowina to Strusom na wszelaką trwogę

Ciały swymi zawalać złym pohańcom drogę;

Tak dziad zginął, tak ociec, tak moi stryjowie;

Tenże upad i mojej naznaczon był głowie,

Bom legł we krwi pogańskiej, a kto mię żałuje,

Znać, że nie wie, jako śmierć ućciwa smakuje.

Stanisław Struś tu leżę; nie wchodź, poganinie!

Sprawiedliwa waśń i po śmierci nie ominie.

Na heretyki

Po co wy, heretycy, w kościele bywacie,

Kiedy ceremonije za śmiech sobie macie?

Jeśli zła w oczu waszych msza i procesyja,

Aza lepsze łakomstwo i ta ambicyja?

Wyjmi, niebożę, bierzmo pierwej z oka swego,

A potym ździebłka sięgaj w oczach u drugiego108!

Chwalisz, jako w twym zborze dobrze nauczają,

A przedsię tam się ciśniesz, kędy rozdawają109.

A jeśli jeszcze z niczym odjedziesz do żony,

Jakobyś wodę święcił albo też krzcił dzwony110.

Na lipę

Przypatrz się, gościu, jako on list mój zielony

Prędko uwiądł, a już mię przejźrzeć z każdej strony.

Co, mnimasz, tej przygody nagłej za przyczyna?

Ani to mrozów, ani wiatrów srogich wina,

Lecz mię złego poety wirsze zaleciały,

Tak iż mi tylko prze smród włosy spaść musiały.

Na lipę

Uczony gościu! Jeśli sprawą mego cienia

Uchodzisz gorącego letnich dni promienia,

Jeślić lutnia na łonie i dzban w zimnej wodzie

Tym wdzięczniejszy, że siedzisz i sam przy nim w chłodzie:

Ani mię za to winem, ani pój oliwą,

Bujne drzewa nalepiej dżdżem niebieskim żywą;

Ale mię raczej daruj rymem pochwalonym,

Co by zazdrość uczynić mógł nie tylko płonym,

Ale i płodnym drzewom; a nie mów: „Co lipie

Do wirszów?” — skaczą lasy, gdy Orfeus111 skrzypie.

Na słup kamienny

Jest coś na świecie (kto chce pilno wejźrzeć w rzeczy),

Z czego się dowcip wypleść nie może człowieczy112.

Co rozumowi barziej, proszę cię, przystało,

Jeno żeby się złym źle, dobrym dobrze działo?

W czym tak częsta omyłka, że ten to sąd boży

Niejednemu sumnienie i serce zatrwoży.

Przedsię żyjmy pobożnie g’woli samej cnocie,

Której cena jednaż jest w szczęściu i w kłopocie.

Na śklenicę

Służyłam wojewodom krakowskim przed laty,

Zdobiąc krasną urodą swą ich stół bogaty.

Teraz czas przyniósł, żem jest Głoskowskiemu113 dana;

Nie mogłam mieć lepszego po swym piecu pana.

Na zdrowie

Ślachetne zdrowie,

Nikt się nie dowie,

Jako smakujesz,

Aż się zepsujesz.

Tam człowiek prawie

Widzi na jawie

I sam to powie,

Że nic nad zdrowie

Ani lepszego,

Ani droższego;

Bo dobre mienie,

Perły, kamienie,

Także wiek młody

I dar urody,

Mieśca wysokie,

Władze szerokie Dobre są, ale —

Gdy zdrowie w cale114.

Gdzie nie masz siły,

I świat niemiły.

Klinocie drogi,

Mój dom ubogi

Oddany tobie

Ulubuj sobie!

O błaźnie

Płeszki (błazen powiada), to mię podnosicie,

Ale ja świecę zgaszę, że mię nie ujźrzycie.

O duszy

Powiem, chocia nie g’rzeczy115 zda się rozumowi,

Trudno wytrwać o jednej duszy człowiekowi:

Bo jedna ma być w ciele, a druga w kalecie116

Krom tej trudno, krom owej źle żyć, jako wiecie.

O flisie

Ze Gdańska flis wędrując, gdy sobie nadchodził,

Stąpił we wsi do karczmy, aby się ochłodził.

Ale miasto ochłody jeszcze się zapalił,

Bo mu Kupido młodą gospodynią schwalił.

Więc każe piwa nosić, a gospodarz baczy,

Że mu do żony z wiosłem flis przymierzać raczy.

Da pokój: za gościów grosz miło mu się napić,

Nie każe się do łoża gospodyniej kwapić.

Flis ma swą rzecz na pieczy, a gospodarz nie mniej.

Słuchajcież, kto tu sztukę wyprawi foremniej.

Kiedy gospodarz nie mógł już przesiedzieć flisa:

„Nie tu — pry — łgać”; wzniózwszy gzła nakrył dłonią cisa.

Usnął ściany się wsparwszy. Flis ku paniej godzi.

Onej też nie od tego, ręka tylko szkodzi.