Выбрать главу

By mi cię wżdy na koniec odesłał był cało,

Nie tak by mię nieszczęście moje frasowało;

Ale cię na żal więtszy tak do mnie wyprawił,

Że i serce, i duszę przy sobie zostawił.

Co nie wiem, jeśli czujesz: ale to czuć próżno,

Kiedy serce i dusza od człowieka różno.

Com się tedy nadziewał pociechy od ciebie,

To cię sam cieszyć muszę zapomniawszy siebie,

A lekarstwa inszego nie wiem tej chorobie,

Jeno gdzieś zgubę stracił, tam jedź po nię sobie.

A tego się wystrzegaj, byś chcąc serca dostać

Nie musiał tam na koniec i sam potym zostać.

Do Jędrzeja Patrycego

To nie g’rzeczy, Jędrzeju, że zarazem i ty

Na febrę stękasz, i ja łeb noszę zawity;

Lepszy fortel rodzeni Lakonowie mają,

Co sobie jednej dusze wzajem pożyczają.

Czemu nam też Bóg takiej zgody nie pozwoli,

Aby wżdy jeden cieszył, gdy drugiego boli?

Do Jósta150

Twój mi brat, Jóstcie, powiada o tobie,

Żeś łaskaw na mię; czego życzę sobie,

Bo twoja przyjaźń, którego zwyczaje

U ludzi chwalne, świadectwo mi daje,

Żem dobry człowiek; ani ty miłujesz,

Jedno w kim cnotę i stateczność czujesz.

Przeto żebyś też wiedział serce moje,

Ślę te do ciebie krótkie rymy swoje151,

Które miej jako pewny zakład jaki,

Żem jest i chcę być twój na czas wszelaki.

Do Marcina

Filozofi, co nad nas uszy lepsze mają,

O dziwnie wdzięcznych głosiech152 w niebie powiadają.

Którym ja, jako prostak, we wszem wiarę dawam,

Ale na twej muzyce, Marcinie153, przestawam.

Do Mikołaja Mieleckiego154

Na swe złeś mię upoił, mój dobry starosta,

Bo czegoś snać nie wiedział, toć opowiem sprosta.

Mnimasz ty, że ja tobie kłaniam się dlatego,

Iżeś syn wojewody, nie wiem tam, jakiego.

Albo że się masz dobrze, i złota na tobie

I na tych dosyć widzę, które masz przy sobie.

Fraszka u mnie twe herby i wsi pełne kmieci:

Hańba (mówią Grekowie) bohatyrskie dzieci.

A pieniądze takie są, że je i źli mają,

I co wiedzieć, jako ich drudzy używają.

Ale wiesz, co mię trzyma i garnie ku tobie?

To, iż przodków swych zostać masz za lekkość sobie,

A coć Bóg dał z łaski swej, tym szafujesz bacznie,

Służąc panu i Rzeczy Pospolitej znacznie.

Chudymi nie brakujesz, ale kto cnotliwy,

W jakimkolwiek bądź pierzu, temuś ty chętliwy.

To jest grunt; insze rzeczy, których się chwytają

Ludzie prości, jako dym wiatry roznaszają.

Do Montana

Jako Lais zwierciadło Pafijej oddała,

Kiedy prze lata pierwszej gładkości stradała,

Tak Jan tobie, Montanie, słojki twe oddawa,

Bo co mu po nich, kiedy piżma w nich nie zstawa?

Do nieznajomego

Nie masz, o co stać, bych cię wpisał w swoje karty,

Bo tam statku niewiele, a snąć wszytko żarty,

Ale możesz li wytrwać, gdy będą kpić z ciebie,

Powiedz imię co rychlej, chcę cię mieć u siebie.

Do paniej

Słyszcie, pani! Te fraszki, co teraz czytacie,

Jeśli podlejsze waszych, jeszcze nie wygracie.

Mam ja drugie, co je rad na sztych puszczę z wami,

A moim być na wirzchu, to ujrzycie sami.

Do Petryła

Dawnoć nie stoi owa rzecz, Petryło,

A przedsięć155 igrać z niewiastami miło.

Wyjadłeś wszytki recepty z apteki

Dla tej ociętnej i niestałej deki156.

Wielka część ludzi nie będzie wierzyła,

Że co nie stojąc — przedsię stoi siła157158.

Do Piotra Kłoczowskiego159

Nie chcę cię, Pietrze, do Włoch drugi raz prowadzić.

Trafisz sam; a mnie też czas o sobie poradzić,

Jeśli mi w rewerendzie czy lepiej w sajanie,

Jeśli mieszkać przy dworze czy na swoim łanie?

Ty będziesz w czas do tego, a dokądeś młody,

Użyj świata za czasu i pięknej swobody!

Co wadzi, póki lata nie zajdą leniwe,

Widzieć szeroki Dunaj, widzieć Alpy krzywe

Albo gdzie wpośrzód morza sławne miasto leży160,

Albo gdzie pod dawny mur bystry Tyber bieży161.

Dojedź i Partenopy162, a ujźrzysz te lasy,

Gdzie złotej rózgi szukał Eneasz przed czasy.

Tamże i piekło będzie, i ogromna skała,

Z której wieszcza Sybilla odpowiedź dawała163.

Jedź w dobry czas, abych cię zaś oglądał zdrowo,

A donieś to mojemu Jędrzejowi164 słowo,

Że dokąd go nie widzę, musi mię być teszno,

A tak, łaskaw li na mię, niechaj bywa spieszno!

Do Pluta165

Ten próżny wacek, Pluto, poświęciłem tobie,

Już tam miej i pieniądze, i ten wacek sobie.

Dziwna rzecz, jako ciężko czczą nosić kaletę,

A dziwniej, jako cięży wydawszy monetę.

Do przyjaciela

Jednego chcieć i nie chcieć to społeczność prawa;

Gdzie się myśli nie zgodzą, tam przyjaźń dziurawa.

Iż tedy na mym zdaniu ty przestać nie raczysz,

Przestanę ja na twoim: owa się obaczysz.

Do przyjaciela

Nie frasuj sobie, przyjacielu, głowy,

Chociaś zawiedzion omylnymi słowy;

Poczekaj jeszcze, a przypatrz się pilnie,

Jeśli prawdziwie czy mówię omylnie,

Że białegłowy na to się ćwiczyły,

Aby nas za nos, prostaki, wodziły.

Ja nic nie twirdzę, ale mi ty powiesz,

Kiedy się też sam pewnej rzeczy dowiesz.

A ja przestanę na twoim wyroku,

Jako mam trzymać o tej kości z boku.

Do tegóż166

Albo z nas szydzisz, albo sam wiłujesz,

Kota się boisz, a kotkę miłujesz.

Więc kota nie chcesz, a chcesz ciągnąć kotkę,

Wierę cię ludzie będą mieć za plotkę.

Do pszczół

Powiedzcie, piękne pszczoły, wszak wam na tym mało,

Co was tu mimo ule do izby wegnało?

Do snu

Śnie, który uczysz umierać człowieka

I ukazujesz smak przyszłego wieka,

Uśpi na chwilę to śmiertelne ciało,

A dusza sobie niech pobuja mało!

Chce li, gdzie jasny dzień wychodzi z morza,

Chce li, gdzie wieczór gaśnie pozna zorza

Albo gdzie śniegi panują i lody,

Albo gdzie wyschły przed gorącem wody.

Wolno jej w niebie gwiazdom się dziwować

I spornym biegom167 z bliska przypatrować,

A jako koła w społecznym mijaniu

Czynią dźwięk barzo wdzięczny ku słuchaniu168.

Niech się nacieszy nieboga do woli,

A ciało, które odpoczynek woli,

Niechaj tym czasem tęsknice nie czuje,

A co to nie żyć, w czas się przypatruje.

Do Stanisława

Powiedz mi, gdzie się chowasz, bracie Stanisławie169,

Bom cię tak długo szukał, ażem ustał prawie;

Jakożeś mię był prosił na obiad do siebie,

Takżem cię ani widział i jadam bez ciebie.

Do Stanisława Meglewskiego170

Meglewski, na mą duszę,

Zawżdy się rozśmiać muszę

Wspomniawszy na naszego