Выбрать главу

Ile mi kolwiek wieku naznaczono w niebie,

Dałabych była wszytko, mężu mój, dla ciebie.

Lecz iż na taki frymark śmierć nierada zwoli185,

A zachować swą srogość jednostajnie woli,

Muszę trwać w ciężkim żalu i trosce po tobie,

A moja wszytka radość legła z tobą w grobie.

Nagrobek opiłej babie

„Czyj to grób?” — „Bodaj zdrów pił.” — „Czyja to mogiła?”

„Jeno rychło, już bych dwie tymczasem wypiła.”

„Nie chcewa się rozumieć.” — „Nalejże mnie sporzej!”

„Wściekła babo, nie pijęć do ciebie.” — „Tym gorzej.”

„Imię twoje chcę słyszeć.” — „A szatan ci po tym:

Wiedzieć, kto w tamtym grobie albo kto w owo tym?”

„Miejże się tedy dobrze!” — „A jako bez piwa?”

„Przyuczaj się!” — „Nie byłam trzeźwią jako żywa!”

Nagrobek Pawłowi Chmielowskiemu186

„Wiatry z północnym morzem na mię się zmówiły,

Aby mię, niewinnego, gardła pozbawiły,

I na koniec dowiodły swego, bo, stargawszy

Białe żagle i okręt w kęsy zdruzgotawszy,

Przybiły mię do brzegu pustego na desce;

Tamżem został, bo wyszcia nie dawało miesce.

A ty, co tędy płyniesz po głębokiej wodzie,

Umiej o Chmielowskiego powiedzieć przygodzie!

Nagrobek Stanisławowi Zaklice z Czyżowa187

Tu Stanisław Zaklika położył swe kości,

Nie tylko z przodków swoich, lecz i z swej dzielności

Dobrze znaczny, bo w krajach postronnych strawiwszy

Młodość swoje i królom, panom swym, służywszy,

Ostatek wieku swego Pospolitej Rzeczy

Oddał; której, swych utrat nie mając na pieczy,

Darmo zawżdy rad służył; bo jako nagrody

Od tej, od której wszytko, chcieć za swoje szkody?

Cnota na ćci ma dosyć; tą Zaklika słynie,

Wszytko insze jako dym albo mgła przeminie.

Dorocie z Michowa, żenie jego188

Nie chciałam cię, mężu mój, zostać, twoja żona,

Ale i w ziemi leżę z tobą pogrzebiona.

Nigdy, nigdy prawdziwa miłość nie umiera,

Lecz i w ogień włożona, do kości przywiera.

Dziatki, miejcie się dobrze, mnie z mym miłym wszędy

Mężem dobrze być musi, bez niego nikędy.

Na historyją trojańską189

Nie dopiero to wiedzą, że dobrze miłować.

Ważył się przedtym Parys przez morze żeglować

Dla nadobnej Heleny, którą jemu była

Za złote jabłko piękna Wenus namieniła.

Nie dbał, chocia pogonią miała być za nimi,

Choć miał tego przypłacić braty rodzonymi,

Na koniec swym upadem i wszytkiego domu.

Smakowała mu miłość, nie wiem, jako komu.

Na lipę

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!

Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,

Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie

Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.

Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,

Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.

Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły

Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.

A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,

Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.

Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie

Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie190.

Na łakomego

Nie nagorzej tego Bóg oddzielił, któremu

Nie dawszy państwa, nie dał, by zajźrzał drugiemu,

Ale dał taki umysł, że na swym przestawa,

A dla lepszego mienia w trudność się nie wdawa.

Ów się w dziale, mym zdaniem, dał oszukać marnie,

Co nigdy syt nie będzie, chocia zewsząd garnie.

Na most warszewski

Nieubłagana Wisło, próżno wstrząsasz rogi191,

Próżno brzegom gwałt czynisz i hamujesz drogi;

Nalazł fortel król August192, jako cię miał pożyć,

A ty musisz tę swoje dobrą mayśl położyć193,

Bo krom wioseł, krom prumów już dziś suchą nogą

Twój grzbiet nieujeżdżony wszyscy deptać mogą.

Na tenże194

Nie woła dziś przewoźnik: „Wsiadaj, kto ma wsiadać!

Niebezpieczno się wozić, gdy mrok pocznie padać.”

Słysz, mam ja zegar w mieszku, który póki bije195,

Póty też i gospodarz, co go nosi, pije.

A ty spi, przewoźniku, nie dbając na goście;

Byś i darmo chciał przewieźć, ja wolę po moście.

Na tenże196

To jest on brzeg szczęśliwy, gdzie na czasy wieczne

Litwa i Polska mają sejmy mieć społeczne197.

A ten, który to wielkim swym staraniem sprawił,

Aby już więc żadnego wstrętu nie zostawił,

Wisłę, która nie zawżdy przewoźnika słucha,

Mostem spętał; bród wielki, ale droga sucha.

Na obraz Andrzeja Patrycego

Na wszytkim Patrycemu ten obraz jest równy,

Chyba to, że ten milczy, a owo wymowny.

Na Piotra

Nie przeto pytam, Pietrze, gdzie się chcesz przechodzić,

Abych się miał na jednę drogę z tobą zgodzić.

Ale gdziekolwiek ty chcesz, to mnie tam nie w drogę,

Bo twego kiepstwa słuchać już dalej nie mogę.

Na pszczoły budziwiskie198

Do Jego Mił. P. Wojewody Wileńskiego

Patrzaj, jako płodnych pszczół niesłychane roje

Okładły, zacny panie, miodem ściany twoje.

Dobry to znak, jeśli Bóg dał wieszczą myśl komu,

Że dostatek i wieczne potomstwo w twym domu.

Na różą

Nadobny sobie kwiat Wenus obrała,

Kiedy by jego krasa dłużej trwała;

Lecz co zakwitnie, jako słońce wznidzie,

To zasię spadnie, ledwie wieczór przydzie.

Rwi, panno, różą za nowego kwiata,

A pomni, że tak bieżą twoje lata!

Na rym nierozmyślny

Kto mi każe rym pisać nierozmyślnie, taki

Ma wolą przyjąć, chocia będzie leda jaki.

Na wieniec

Ten wianeczek ruciany piękna Greta wiła,

Aby weń nadobnego Klimka przystroiła.

A jako wieniec tak się miłość jej zieleni,

A chocia wieniec zwiędnie, miłość się nie zmieni.

Na zachowanie

Co bez przyjaciół za żywot? Więzienie,

W którym niesmaczne żadne dobre mienie.

Bo jeslić się co przeciw myśli stanie,

Już jako możesz, sam przechowaj, panie!

Nikt nie poradzi, nikt nie pożałuje;

Takżeć, jeslić się dobrze poszańcuje,

Żaden się z tobą nie będzie radował,

Sam sobie będziesz w komorze smakował.

Co ludzi widzisz, wszytko podęjźrzani,

W oczy cię chwali, a na stronie gani.

Nie słyszysz prawdy, nie słyszysz przestrogi,

Być wierę miały uróść na łbie rogi.

Uchowaj Boże takiego żywota,

Daj raczej miłość, a chocia mniej złota!

O Aleksandrzech

Aleksander sławną Troję skaził199,

Aleksander Persy z państwa zraził200,

Aleksander ufrasował żaki201,

Aleksander powadził Polaki202.