Выбрать главу

— No capisco — powiedział Mario lodowatym tonem i zaczął się oddalać.

— Wracaj — poleciłem. Szedł w dalszym ciągu. Wyciągnąłem zwitek banknotów, a on przejawiając szósty zmysł, który wzbudził moją zawodową zazdrość, dokonał natychmiastowego zwrotu i znów znaleźliśmy się twarzą w twarz. Wyglądało to tak, jakby go do mnie przyciągnął potężny magnes, a ja zrozumiałem, że mam przed sobą człowieka, który by sprzedał własną babkę. Bo i rzeczywiście — już z poprzedniej fazy rozmowy wynikało, że mógł przehandlować staruszkę, ze wszystkimi jej wielce szanownymi przyległościami, i w ogóle. Odnotowując w pamięci, że mam być ostrożny w kontaktach z Marłem, zapytałem go, czy sobie przypadkiem nie przypomina niejakiego Tr.evora J. Colvina, który w kwietniu zatrzymał się w tym hotelu.

— Owszem, pamiętam go — skinął głową, ale widziałem, że jest zaskoczony i z lekka zawiedziony, co znaczyło, że nie ma pojęcia, o co może chodzić. Postanowiłem na razie nic nie wyjaśniać.

— A dlaczego zapamiętałeś właśnie pana Colvina? Czy może miałeś z nim… hmm… jakieś interesy?

— -Nic, on też nie chciał kobiety. Ja go tylko skontaktowałem ?, Głupim Julio z Paesinoperduto, mojej rodzinnej wioski.

— A po co?

Mario wzruszył ramionami.

— Signor Colvin handluje dziełami sztuki. A Głupi Julio, który nie śmierdzi groszem, przyszedł do mnie z jakąś idiotyczną historią na temat starego malowidła, które podobno znalazł na terenie swojego gospodarstwa. Chciał je pokazać jakiemuś handlarzowi sztuki, najchętniej obcokrajowcowi. Wiedziałem, że to strata czasu, ale jestem człowiekiem interesu i jeśli Głupi Julio był gotów zapłacić za moje usługi…

Zastanawiając się, ile Mario wie, spytałem:

— Czy może służyłeś im za tłumacza?

— Nie. Julio zna angielski. Tyle że nie za dobrze, jest na to za głupi.

— Nie wierzyłeś, że może mieć obraz, który byłby coś wart?

— Głupi Julio? — Mario zachichotał przysłaniając usta ręką. — Jego ziemia to kawałek nagiej skały, a jedyne zbiory to puste butelki po pepsi-coli.

— Rozumiem. A możesz mnie do niego zaprowadzić? Mario z miejsca przestał chichotać, cała jego pazerność ożyła na nowo.

— A dlaczego pan się chce zobaczyć z Głupim Julio?

— Nasza umowa przewiduje — przypomniałem mu — że to ty odpowiadasz na moje pytania. Możesz mnie do niego zaprowadzić? Mario wyciągnął rękę.

— Stp dolarów — powiedział stanowczo.

Dotknąłem jego dłoni starając się w sposób telepatyczny wyciągnąć w ten sposób tyle informacji, żeby sobie poradzić samemu. Ale mignęły mi jedynie szare anonimowe wzgórza pokryte głazami. Dane, jakimi dysponowałem, były wystarczające, żebym odnalazł Julia za pomocą miejscowej służby informacyjnej, wymagałoby to jednak czasu i pieniędzy.

— Tu masz pięćdziesiąt na zadatek — powiedziałem do Maria kładąc mu na dłoni pięć banknotów. — Kiedy możemy tam jechać?

— Jutro rano pożyczę od matki samochód i sam pana zawiozę do Paesinoperduto. Zgoda?

— To mi odpowiada.

Mario zakasłał znacząco.

— Będzie niewielka opłata ekstra za użycie samochodu. Moja matka jest wdową, sam pan rozumie, i wypożyczanie samochodu, który został po ojcu, to jej jedyna możliwość zarobienia paru groszy.

— W porządku. — Zastanawiając się, czy nie byłem zbyt surowy w ocenie charakteru Maria, Umówiłem się z nim nazajutrz rano przed hotelem. Wróciłem do stolika i zdałem Carole żywą relację z postępów sprawy. Była na tyle zadowolona, że zgodziła się przejść ze mną na „ty”, wszelkie jednak moje nadzieje na dalszy rozwój naszych stosunków rozwiała orzekając, że mamy iść spać wcześnie i oddzielnie, abyśmy rano wstali wypoczęci.

Mój pokój był zimny i spałem źle, nękany złowrogimi snami o ciemnej pieczarze i dziwnej przypominającej koło machinie.

Rano czekaliśmy przed hotelem z dziesięć minut, zanim zjawił się Mario zabłoconym fiatem. Byłem po raz pierwszy we Włoszech i przekonany, że we wszystkich krajach śródziemnomorskich jest ciepło nawet w zimie, wziąłem ze sobą tylko lekki prochowiec. Dygotałem więc na rześkim wietrze, podczas gdy zaróżowiona Carole wyglądała stosownie w swoim kostiumie tweedowym i futrze. Kiedy ją Mario zobaczył, białka jego oczu zamigotały jak cyferki w okienku kasy rejestracyjnej.

— Trzy tysiące — szepnął do mnie, kiedy wsiadała do samochodu. — To tutaj najwyższa stawka.

Wepchnąłem go na siedzenie kierowcy i przysunąłem usta do jego ucha:

— Zamknij się, łajzo. My, Amerykanie, nie handlujemy naszymi kobietami, a poza tym ona nie należy do mnie.

Mario raz jeszcze spojrzał na Carole, a potem popatrzył na mnie ze zdziwieniem i pogardą.

— Pan jest wielkim głupcem, signor. Taka kobieta jak ta aż woła o miłość.

— To ty będziesz zaraz wołał o ratunek, jak się natychmiast nie zamkniesz i nie ruszysz. — Zatrzasnąłem drzwi po jego stronie, ale opuścił okno i wyciągnął rękę.

— Dwieście kilometrów po dwadzieścia pięć centów za kilometr to razem pięćdziesiąt dolarów. Płatne z góry.

Byłem w przymusowej sytuacji, więc chociaż gotowałem się” z wściekłości, dałem mu pieniądze i usiadłem obok Carole. Kiedy samochód ruszył z głośnym zgrzytem biegów, otuliła się futrem i spojrzała na mnie chłodno.

— Jesteś bardzo szczodry z moich pieniędzy — powiedziała. — Za pięćdziesiąt dolarów można by kupić całego tego grata.

— Ciekawe. — Skuliłem się w przeciwległym kącie, zdrętwiały z zimna, i zadumałem nad niesprawiedliwością losu. Mario był typem rodem z filmu kryminalnego, ale miałem niejasne uczucie, że się nie myli co do Carole. Być może właśnie zgodnie z duchem tych filmów siedziała, zimna na zewnątrz, ale rozpalona w środku — ludzkie przeciwieństwo Alaski{Alaska — rodzaj deseru, lody oblewane gorącą czekoladą.} — i czekała tylko, kiedy się na nią rzucę z łyżką, żeby ją pożreć. Być może wbrew pozorom należała właśnie do dziewczyn, które lubią, żeby nad nimi panować i je gwałcić. Pozwoliłem sobie na przeciągłe spojrzenie w stronę jej smukłych toczonych nóg czekając na reakcję.

— Podziwiaj piękne widoki, chłopcze — warknęła.

— Właśnie to robię — odparłem słabo. Ramiona Maria drgnęły nieznacznie, po czym poznałem, że chichocze. Zacząłem wyglądać przez okno, ale nie miałem wielkiej pociechy z widoków, ponieważ przejechaliśmy tylko dwie przecznice, skręciliśmy za róg i zatrzymaliśmy się w mrocznym obskurnym garażu.

— Mała przerwa, zaraz wracam — rzucił Mario. Wyskoczył z samochodu, zniknął pod nim i po chwili usłyszeliśmy spod podłogi jękliwy świst, przypominający borowanie w zębie. Znosiłem to do czasu, po czym wysiadłem i zajrzałem pod samochód. Mario odłączył linkę prędkościomierza i zaczął odkręcać licznik wiertarką elektryczną.

— Mario! — wrzasnąłem — co ty najlepszego wyprawiasz?

— Pokrywam moje koszty, signor.

— Co to znów ma znaczyć?

— Przysiągłem matce na honor, że dzisiaj zrobimy tylko dwadzieścia kilometrów, ale zauważyłem, że sprawdziła stan licznika. — Mario mówił teraz tonem człowieka pokrzywdzonego. — Ta stara ropucha nie wierzy nawet własnemu synowi! Jak się to panu po doba? Za każdym razem, kiedy biorę od niej samochód, muszę cofać licznik, boby mnie oskubała dokumentnie.

Wydałem zduszony okrzyk furii, złapałem Maria za kostki i wyciągnąłem spod samochodu.

— To jest twoja ostatnia szansa — powiedziałem drżącym głosem. — Albo nas zaraz zawieziesz do Paesino-jak-mu-tam, albo nasza umowa jest nieważna.