Выбрать главу

— Spójrz na to, panie. To pozostałość po Imperium. Ozdobne ławki, ustawione tu kiedyś dla zakochanych, trwają nadal i wyglądają jak nowe, podczas gdy fabryki i pałace zamieniły się w ruiny.

Siadł na ławce. Tajny Sekretarz Cleona II stał przed nim sztywno wyprostowany i ścinał liście z drzewa precyzyjnymi uderzeniami laski z kości słoniowej.

Riose założył nogę na nogę i poczęstował Sekretarza papierosem. Sam też wydłubał papierosa z paczki mówiąc:

— Znając wspaniałą mądrość Jego Imperatorskiej Mości, można się było spodziewać, że przyśle tak znającego się na rzeczy obserwatora, jak pan. Z prawdziwą przyjemnością stwierdzam, iż moje pewne obawy, że ważniejsze i pilniejsze sprawy usuną w cień moją skromną wyprawę na Peryferie, okazały się przedwczesne.

— Oczy Imperatora widzą wszystko — powiedział machinalnie Brodrig. — Bynajmniej nie lekceważymy tej wyprawy, jednak wydaje się, że obraz trudów z nią związanych jest przesadzony. Ich małe statki nie są z pewnością aż tak wielką przeszkodą, żebyśmy musieli wykonywać skomplikowany manewr zamknięcia przeciwnika.

Riose zarumienił się, ale nie dał się wytrącić z równowagi.

— Nie mogę narażać życia moich ludzi, których i tak nie jest zbyt wielu, ani ryzykować zniszczenia statków, których nie dałoby się niczym zastąpić, zaczynając zbyt wcześnie atak. Wykonanie zamknięcia zmniejszy moje straty podczas ostatecznego ataku o trzy czwarte, bez względu na to, jak silny będzie opór wroga. Przemawiające za tym względy czysto wojskowej natury pozwoliłem sobie wyjaśnić panu wczoraj.

— No dobrze już, dobrze. Nie jestem wojskowym. W tym przypadku zapewnia mnie pan, że to, co wydaje się niewątpliwe i oczywiście słuszne, jest w istocie błędne. Przyjmiemy to wyjaśnienie. Jednak i tak jest pan przesadnie ostrożny. W swojej drugiej depeszy żądał pan posiłków. Posiłków przeciw słabym, ubogim barbarzyńcom, z którymi nie miał pan jeszcze wówczas nawet najmniejszej utarczki. Domaganie się posiłków w takiej sytuacji wskazywałoby na pana niedołęstwo lub nawet na coś gorszego, gdyby nie fakt, że dowiódł pan wcześniej, że ma odwagę i dość wyobraźni.

— Dziękuję panu — rzekł zimno generał — ale pozwolę sobie zauważyć, że odwaga nie oznacza ślepoty. Można zaryzykować i zdecydować się na ostateczne, rozstrzygające posunięcie, kiedy zna się przeciwnika i potrafi się chociaż w przybliżeniu obliczyć szansę wygranej, ale porywać się bez odpowiedniego przygotowania na wroga, którego się w ogóle nie zna, to odwaga dla samej odwagi. Równie dobrze mógłby pan się spytać, dlaczego człowiek, który w dzień swobodnie pokonuje tor przeszkód, w nocy potyka się o meble w swoim własnym pokoju.

Brodrig pomachał palcami, jakby opędzał się od słów Riose'a.

— Wyjaśnienie efektowne, ale nie przekonujące. Pan przecież był w tym ich barbarzyńskim świecie. W dodatku ma pan jeńca, tego handlarza. I nie znajduje się pan z nim w nocnej ciemności.

— Nie? Chciałbym, żeby pan zrozumiał, że świata, który przez dwa stulecia rozwijał się w zupełnej izolacji nie można w czasie miesięcznego w nim pobytu poznać na tyle, żeby można było wybrać skuteczną metodę jego podboju. Jestem żołnierzem, a nie, supermanem z jakiegoś trójwymiarowego komiksu. A pojedynczy jeniec, który w dodatku jest przedstawicielem grupy nie mającej ścisłych kontaktów z wrogim światem, nie może mi wydać ścisłych sekretów jego strategii.

— Badał go pan?

— Badałem.

— No i?

— Przydał się, ale nie na wiele. Statek ma mały, nie wart uwagi. Sprzedaje drobiazgi, owszem, interesujące, ale to wszystko. Mam kilka najbardziej przemyślnych i zamierzam je przesłać imperatorowi jako osobliwości. Jest, naturalnie, trochę spraw związanych z tym statkiem i jego funkcjonowaniem, których nie rozumiem, ale przecież nie jestem techmanem.

— Ale ma pan wśród swoich ludzi takich, którzy nimi są — zwrócił mu uwagę Brodrig.

— Ja też wiem o tym — odparł nieco złośliwie generał. — Ale ci durnie musieliby się jeszcze dużo nauczyć, żeby spełnić moje żądania. Posłałem już po ludzi, którzy mogliby rozszyfrować zasady dziwnych obwodów pola, które są na tym statku. Dotąd nie mam żadnej wieści.

— Nie można się pozbywać ludzi tego rodzaju, generale. Musi przecież być wśród pana ludzi ktoś, kto się zna na atomistyce.

— Gdyby był, to poleciłbym mu naprawić dychawiczne silniki napędzające dwa z moich statków. Dwa z mojej skromnej dziesiątki, które nie mogą brać udziału w żadnej większej bitwie, bo nie mają dostatecznej mocy. Jedna piąta mojej floty jest skazana na ustawiczne ubezpieczanie tyłów.

Sekretarz niecierpliwie zatrzepotał palcami.

— Pod tym względem, generale, pana sytuacja wcale nie jest wyjątkowa. Imperator ma podobne kłopoty.

Generał odrzucił wymiętoszonego papierosa, którego nie zdążył nawet zapalić, wyjął nowego, zapalił i wzruszył ramionami.

— No cóż, brak techmanów z prawdziwego zdarzenia nie jest teraz sprawą najpilniejszą. Chociaż gdybym ich miał, to może sonda psychiczna byłaby we właściwym stanie i udałoby mi się wyciągnąć coś więcej z jeńca.

Sekretarz uniósł brwi w górę.

— Ma pan sondę?

— Starą. Wysłużone urządzenie, które zawiodło mnie akurat ten jeden jedyny raz, kiedy go potrzebowałem. Uruchomiłem ją, kiedy jeniec spał i nic nie uzyskałem. Tyle, jeśli chodzi o sondę. Próbowałem jej na swoich ludziach i działała zupełnie prawidłowo, ale tu znowu żaden z moich techmanów nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego zawiodła w przypadku jeńca. Ducem Barr, który jest dobrym teoretykiem, chociaż nie potrafi swojej wiedzy zastosować w praktyce, mówi, że sonda może nie działać na strukturę psychiczną jeńca, gdyż jest ona przystosowana do zupełnie innego środowiska i innych bodźców nerwowych. Nie wiem. Ale jeniec może się jeszcze przydać. Dlatego go oszczędziłem.

Brodrig wsparł się na lasce.

— Sprawdzę, czy nie można znaleźć fachowca w stolicy. A co z tym drugim, którego pan wspomniał? Z tym Siweńczykiem? Zbyt wielu wrogów jest u pana w łaskach.

— On zna naszego wroga. Tego również trzymam na wszelki wypadek. Jego pomoc może się przydać.

— Ale to Siweńczyk i syn wygnanego rebelianta.

— Jest stary i bezsilny, a poza tym mam jego rodzinę jako zakładników.

— Rozumiem. Ale myślę, że sam powinienem porozmawiać z tym handlarzem.

— Oczywiście.

— Bez świadków — dodał zimno Sekretarz stawiając jasno sprawę.

— Oczywiście — powtórzył uprzejmie Riose. — Jako wierny poddany Imperatora, uznaję jego osobistego przedstawiciela za swego zwierzchnika. Ale ponieważ handlarz znajduje się w stałej bazie, musiałby pan opuścić front w interesującym momencie.

— Tak? Dlaczego w interesującym?

— Dlatego, że dzisiaj kończymy operację zamknięcia. Dlatego, że w tym tygodniu Dwudziesta Flota Pogranicza zacznie się posuwać w kierunku centrum oporu — powiedział z uśmiechem Riose i odwrócił się.

Brodrig czuł się w pewnym sensie pokonany.

Przekupstwo

Sierżant Mori Luk był idealnym żołnierzem. Pochodził z wielkich rolniczych planet z konstelacji Plejad. Dla ludzi stamtąd jedyną szansą uwolnienia się od wiecznej harówki, jaką jest praca na roli, było wstąpienie do wojska. Sierżant Mori Luk był typowym przedstawicielem tamtejszej społeczności. Na tyle pozbawiony wyobraźni, żeby nie odczuwać strachu w obliczu niebezpieczeństwa, był jednocześnie wystarczająco silny i zwinny, aby wyjść cało z każdej opresji. Wykonywał rozkazy bez chwili zwłoki, krótko trzymał podwładnych i bezgranicznie uwielbiał swego generała.