Выбрать главу

Teraz rozpoczynał podróż, która miała mu dostarczyć dowodów na to (lub przeciw temu), że postąpił słusznie.

Stwierdził nagle ze złością, że zamiast przystąpić do działania, pogrążył się w rozmyślaniach. Otrząsnął się i szybko przeszedł do sterowni. Komputer był na swoim miejscu. Cały aż lśnił, lśniło wszystko wokół, dokładnie wyczyszczone i wypucowane. Sprawdził na chybił trafił kilka przycisków. Wszystkie działały bez zarzutu, wydawało się nawet, że lepiej niż przedtem. System wentylacyjny pracował bez najlżejszego szmeru, tak że musiał potrzymać rękę nad otworami, aby się upewnić, czy rzeczywiście przepływa przez nie strumień powietrza.

Krążek światła na płycie stołu jarzył się zachęcająco. Trevize dotknął go i światło zalało całą płytę, ukazując zarysy wgłębień na dłonie. Zaczerpnął głęboko powietrza i dopiero wtedy uświadomił sobie, że na chwilę wstrzymał oddech. tajanie nie mieli pojęcia o technice, którą dysponowała Fundacja i mogli niechcący uszkodzić komputer. Jak dotąd, wszystko było w porządku — wgłębienia na dłonie były nienaruszone.

Zasadniczy sprawdzian miał się jednak zacząć dopiero z chwilą, kiedy umieści we wgłębieniach swe dłonie. Przez chwilę wahał się. Zorientowałby się prawie natychmiast, gdyby coś nie było w porządku, ale… co mógłby w takiej sytuacji zrobić? Musiałby dla naprawy komputera wrócić na Terminusa, a był prawie pewien, że gdyby to zrobił, Branno nie pozwoliłaby mu odlecieć. A gdyby został na Terminusie…

Czuł gwałtowne bicie serca. Nie było sensu przedłużać tej niepewności.

Wysunął szybko ręce przed siebie i położył je we wgłębieniach. Natychmiast poczuł łagodny, ciepły uścisk, jak gdyby jego dłonie znalazły się w innych dłoniach. Jego zmysły spotęgowały się i mógł nimi sięgnąć poza statek. Widział Gaję wokół siebie, z przodu, z boków i z tyłu, widział wilgotną zieleń pokrywającej ją trawy i Gajan, którzy nadal stali dokoła statku. Kiedy wyraził w myśli życzenie, że chce spojrzeć do góry, zobaczył chmury. Zapragnął spojrzeć poza chmury i w tej samej chwili ujrzał czyste, błękitne niebo, na którym świeciło słońce Gai. W odpowiedzi na następne życzenie błękit rozstąpił się i Trevize zobaczył gwiazdy.

Starł ten obraz, wyraził inne życzenie i ujrzał Galaktykę niczym ogień sztuczny w skrócie perspektywicznym. Sprawdził obraz komputerowy, regulując jego ustawienie, odwracając pozorny upływ czasu i obracając go najpierw w jedną, a potem w drugą stronę. Zlokalizował słońce Sayshell, najbliższą od Gai dużą gwiazdę, potem słońce Terminusa, a potem Trantora. Podróżował z gwiazdy na gwiazdę po mapie Galaktyki, która zakodowana byka we wnętrzu komputera.

Wreszcie cofnął ręce i na powrót znalazł się w rzeczywistym świecie. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z faktu, że przez cały czas stał pochylony nad komputerem, aby mieć z nim kontakt. Zesztywniały mu plecy, więc zanim usiadł, musiał rozprostować mięśnie.

Patrzył na komputer z uczuciem ulgi. Urządzenie działało bez zarzutu. Jeśli coś się w ogóle zmieniło, to tylko na korzyść, wydawało mu się bowiem, że komputer reaguje na jego polecenia jeszcze szybciej niż przedtem. Dla uczucia, które go wypełniało, nie znajdował innego określenia niż miłość. W końcu, kiedy ujmował „jego dłonie” (nie chciał przyznać sam przed sobą, że myśli o tym jako o „jej dłoniach”), każde z nich było częścią drugiego, a jego wola kierowała potężniejszą osobowością, była jej częścią i doświadczała tego. On i komputer musieli w pewnym stopniu czuć to (pomyślał niespodziewanie dla siebie samego i zdenerwował się), co czuje, w znacznie większym stopniu, Gaja.

Potrząsnął głową. Nie! W ich przypadku to on, Trevize, sprawował całkowitą kontrolę. Komputer był mu absolutnie podporządkowany.

Podniósł się i przeszedł do małego pomieszczenia spełniającego rolę kuchni i jadalni. Były tam obfite zapasy różnego jadła, z odpowiednimi urządzeniami do chłodzenia i szybkiego podgrzewania potraw. Zdołał już wcześniej zauważyć, że książkofilmy w jego kabinie były ustawione w takim porządku, w jakim je zostawił, i był prawie pewien, nie — całkowicie pewien, że biblioteka Pelorata została odpowiednio zabezpieczona. Gdyby było inaczej, to na pewno do tej pory już by się o tym od niego dowiedział.

Pelorat! To mu o czymś przypomniało. Wszedł do jego kabiny.

— Czy znajdzie się tu miejsce dla Bliss, Janov? — spytał.

— Tak, tak, oczywiście.

— Mogę przeznaczyć salon na sypialnię dla niej.

Bliss spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.

— Nie chcę osobnej sypialni. To, że mogę tu zostać z Pelem, zupełnie mi odpowiada. Ale myślę, że kiedy będę potrzebowała, będę też mogła korzystać z innych pomieszczeń. Na przykład z salki gimnastycznej.

— Oczywiście. Ze wszystkich pomieszczeń, z wyjątkiem mojej kabiny.

— Dobrze. Właśnie taki układ bym zaproponowała, gdyby to ode mnie zależało. Naturalnie ty nie będziesz wchodził do naszej kabiny.

— Naturalnie — powiedział Trevize, spoglądając pod nogi i widząc, że prawie przestąpił próg kabiny. Cofnął się o pół kroku i rzekł ponuro:

— To nie jest apartament na miesiąc miodowy, Bliss.

— Biorąc pod uwagę jego skromne rozmiary, choć Gaja powiększyła je o połowę, powiedziałabym, że właśnie jest.

Trevize starał się ukryć uśmiech.

— Będziecie musieli bardzo zaprzyjaźnić się ze sobą.

— Już to zrobiliśmy — powiedział Pelorat, wyraźnie zażenowany tematem rozmowy — ale mógłbyś, stary, zostawić nam samym załatwienie tych spraw.

— Kiedy właśnie nie mogę — powiedział wolno Trevize. — Chcę, żeby było jasne, że te pomieszczenia nie zostały przygotowane z myślą o miesiącu miodowym. Możecie sobie robić, co chcecie za obopólną zgodą, ale musicie sobie uświadomić, że nie ukryjecie waszych intymnych spraw. Mam nadzieję, Bliss, że mnie rozumiesz.

— Są tu drzwi — odparła Bliss — i myślę, że nie będziesz nam przeszkadzał… to znaczy z wyjątkiem jakichś nagłych wypadków.

— Oczywiście, że nie będę. Ale to pomieszczenie nie jest dźwiękoszczelne.

— Chcesz przez to powiedzieć — rzekła Bliss że będziesz zupełnie wyraźnie słyszał każdą naszą rozmowę i każdy głośniejszy ruch, który wykonamy, uprawiając miłość.

— Tak, to właśnie chcę powiedzieć. W związku z tym podejrzewam, że będziecie musieli ograniczyć swoje zapędy. Będzie to dla was na pewno nieprzyjemne i przykro mi z tego powodu, ale taka jest sytuacja.

Pelorat chrząknął i powiedział cicho:

— Prawdę mówiąc, Golam ja już wcześniej stanąłem przed tym problemem. Zdajesz sobie sprawę, że wszystko, co przeżywa Bliss, kiedy jest ze mną, jest przeżywane przez całą Gaję.

— Myślałem o tym, Janov — rzekł Trevize z miną świadczącą o tym, że walczy ze sobą, żeby się nie skrzywić. — Nie chciałem ci jednak o tym mówić… na wszelki wypadek, gdyby ci to samemu nie przyszło do głowy.

— Ale, niestety, przyszło — powiedział Pelorat.

— Nie przesadzaj, Trevize — powiedziała Bliss. — W każdej chwili tysiące ludzi na Gai uprawiają miłość, a miliony oddają się jedzeniu, piciu czy innym przyjemnym czynnościom. W wyniku tego powstaje ogólna aura rozkoszy, która otacza Gaję, a którą czuje jej każda część. Zwierzęta niższe, rośliny i minerały też mają swoje, odpowiednio mniejsze przyjemności, dzięki którym również one mają swój udział w tym ogólnym uczuciu radości, które zawsze odczuwa Gaja we wszystkich swoich częściach, a które jest zupełnie nieznane innym światom.