Выбрать главу

Sam władca z pewnością pasował do swego tronu: wielki, brzuchaty, całkiem łysy i wyjątkowo wręcz brzydki gigant, nagi z wyjątkiem skórzanej przepaski na biodrach oraz naszyjnika z kości i pożółkłych kłów, z twarzą, plecami i ramionami pokrytymi plamami jaskrawej farby. W lewej ręce Toikella trzymał wielki, krwawy, tłusty i obrzydliwy kawał mięsa, z jednej strony spalony na węgiel, poza tym właściwie surowy, którym pożywiał się, gdy Harpirias i Korinaam wchodzili do jego pałacu. Kilka półnagich kobiet, w większości równie tłustych i odpychających jak on sam — czy były to żony, czy może nałożnice lub księżniczki? — siedziało u stóp tronu.

Metamorf zrobił krok, przyjął pozycję najwyraźniej sygnalizującą poddanie — szeroko rozłożone ręce, wnętrza dłoni zwrócone ku przodowi — po czym wygłosił długą przemowę, całkowicie dla Harpiriasa niepojętą. Kiedy skończył, przez chwilę panowała cisza. Król nie odpowiedział mu od razu, oddarł tylko kawałek mięsa i zaczął go w zamyśleniu przeżuwać. Następnie dokładnie obejrzał posła, a potem powoli i uroczyście wstał, wyprostował się na całą swą imponującą wysokość i z pełnymi ustami przemawiał przez dłuższą chwilę najniższym basem, jaki zdarzyło się Harpiriasowi słyszeć, basem przypominającym raczej warkot Skandara.

Kiedy skończył, oderwał z trzymanej w dłoni porcji kolejny kawałek i niedbale cisnął go posłowi. Harpirias złapał go odruchowo, zdumiony.

— Król cię wita — szepnął Zmiennokształtny.

— Powiedz, że dziękuję mu za uprzejmość.

— Za chwilę. Na razie zjedz mięso.

— Żartujesz!

— Ależ skąd. Zjedz mięso, książę.

Harpirias przyglądał się poczęstunkowi niezbyt uszczęśliwiony. Śmierdział ostro, kwaśno, a i wygląd miał niezbyt zachęcający. Z jednej strony wydawał się osmalony, w innych miejscach lśniła krew, tylko przez środek biegł pasek tłuszczu i chrząstek. Obrócił mięso niemal niezauważalnie, szukając robaków.

— Jedz — powtórzył Metamorf. — Nie wolno nie przyjąć kąska z królewskiej porcji.

— Ach, tak! Oczywiście. Oczywiście.

Cała ta scena powoli zaczynała sprawiać wrażenie nierzeczywistej. Spokojny, cywilizowany Majipoor oddalił się jeszcze bardziej i on, Harpirias, równie dobrze mógł znajdować się w innym wszechświecie albo w ogóle doznawać halucynacji. A może śni? Może Król Snów nagrodził go po prostu przesłaniem? Jeśli to sen, to nie widział sposobu, by się przebudzić.

Harpirias powiedział sobie, że zdarzają się na świecie rzeczy straszniejsze niż jedzenie na pół surowego mięsa, dodał także, że obowiązkiem dyplomaty jest dostosowanie się do zwyczajów gospodarzy. Ugryzł kawałek mięsa. Prawdę mówiąc, smakowało lepiej, niż wyglądało. Podczas polowań na Górze Zamkowej zdarzało mu się jadać obrzydliwsze rzeczy. Drugi kęs nie był już tak przyjemny; poczuł w ustach surowy tłuszcz i prawie się nim udławił. Udało mu się nie zwymiotować, wbił więc zęby w mięso raz jeszcze, obserwowany z ciekawością przez króla Tolkiellę.

— Teraz możesz mu już podziękować w moim imieniu — polecił Korinaamowi.

— Nie skończyłeś jeść.

— On też nie. Możemy jeść podczas rozmowy.

— Książę, uważam, że…

— Przekaż mu moje podziękowania. Natychmiast.

Korinaam tylko skinął głową, odwrócił się w stronę siedzącego na tronie wielkoluda i rozpoczął donośną, bardzo kwiecistą orację. Król słuchał jej z widoczną przyjemnością, na zakończenie zamaszyście skinął głową i rozpoczął długą odpowiedź, w której Harpirias wychwytywał słowa “Koronal” i “Lord Ambinole” powtarzające się od czasu do czasu wśród chrapliwych powarkiwań. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że wypowiadając je, Toikella patrzy wprost na niego.

Co nasunęło mu na myśl niemiłe podejrzenia.

— Zaraz, zarazi — niemal krzyknął na Metamorfa w chwili, gdy władca Othinoru najwyraźniej zakończył przemowę i umilkł. — Coś ty zrobił? Nie powiedziałeś mu chyba, że jestem Koronalem Majipooru, prawda? Pamiętasz, że zakazałem ci to mówić?

Zmiennokształtny wykonał przepraszający gest.

— Pamiętam. I nie powiedziałem. Obawiam się jednak, że król sam z siebie doszedł do tego wniosku, książę.

— Więc ma od niego odejść! Wyprowadź go z błędu, natychmiast! Nie mam zamiaru udawać kogoś, kim nie jestem!

Korinaam sprawiał wrażenie zakłopotanego. Jego forma rozmyła się i zafalowała nieco na krawędziach, co u Zmienno-kształtnych jest oczywistą oznaką niepokoju.

— Nie pora na wyjaśnianie mu tego drobnego nieporozumienia. Zmieszalibyśmy go tylko, a może nawet rozgniewali -i to teraz, kiedy wszystko idzie tak gładko. Później znajdziemy wiele lepszych okazji, by wszystko wyjaśnić.

— Powiedziałem “teraz”. Musi zrozumieć, że zaszła pomyłka, że jestem jedynie wysłannikiem Koronala. To rozkaz, Korinaamie. Masz mu wyjaśnić bez niedomówień, że…

Lecz król Toikella zaczął nową przemowę. Gwałtownymi gestami Metamorf nakazał posłowi ciszę, co tak rozgniewało Harpiriasa, że odgryzł kawałek surowego mięsa, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Nagle uświadomił sobie, że jest całkowicie zależny od Zmiennokształtnego. Nie mogąc samemu porozumieć się z królem Toikella, musiał zdać się na Korinaama, na każdym kroku potrzebował tłumacza. Korinaam może mówić królowi, co mu się żywnie podoba, on zaś i tak nigdy nie dowie się prawdy. Ta niezręczna sytuacja może w przyszłości narobić kłopotów.

A właściwie to już narobiła.

Toikella umilkł. Czekał.

Korinaam spojrzał na Harpiriasa.

— Król mówi, że z radością wita cię u siebie — oznajmił.

— Doskonale. Zapytaj go, czy zakładnicy cieszą się dobrym zdrowiem.

— I znów, książę, muszę cię błagać o cierpliwość. Nadal nie nadeszła pora, by o to pytać.

Harpirias poczuł, jak zalewa go fala gniewu.

— Ja jestem ambasadorem czy ty, Korinaamie? Metamorf wykonał zamaszysty gest poddania.

— W tej kwestii nie może być najmniejszych wątpliwości, książę.

— Wygląda mi jednak na to, że uczyniłeś się sędzią ostatecznym tego, co i kiedy wolno mi powiedzieć. W tym szczególnym wypadku jestem zmuszony nalegać. Informacja na temat stanu zdrowia zakładników wydaje mi się…

— Musimy założyć, że nic złego się im nie dzieje, książę -wtrącił gładko Korinaam — jednak zadawanie takich pytań wprost jest w tym momencie niewłaściwe i przedwczesne. Co więcej, także nieuprzejme.

— Nieuprzejme? Nagi barbarzyńca siedzący na tronie ze zwierzęcych kości, jedzący kawał praktycznie surowego mięsa i zmuszający mnie, bym też je jadł, wygaduje jakieś nonsensy, a ja mam się martwić uprzejmością?

— Uprzejmość jest w dyplomacji bardzo pożytecznym narzędziem. — Metamorf uśmiechnął się, jak zwykle nieco kpiąco. — Cierpliwość również. Błagam, książę, o poważne potraktowanie mej rady. Ja wiem, jacy są ci ludzie. Ty nie.

To prawda, pomyślał Harpirias.

W każdym razie dalsza rozmowa okazała się niemożliwa, Toikella wstał bowiem z tronu i zstąpił z podwyższenia, wykrzykując kierowane do członków swego dworu rozkazy wręcz zdumiewająco donośnym głosem.

— Co mówi? — zainteresował się Harpirias.

— Że mają nas zaprowadzić na kwatery, gdyż pewnie chcielibyśmy przez kilka godzin odpocząć po tak trudnej podróży. I że wieczorem odbędzie się na naszą cześć wielka uczta. Prawdziwy pokaz gościnności Othinoru.

— Potrafię to sobie wyobrazić. — Harpirias nie sprawiał bynajmniej wrażenia człowieka uszczęśliwionego tą wiadomością.