Córka Toikelli wypowiedziała jakieś słowa w swoim języku. “Nie rozumiem” — odparł. Roześmiała się i powtórzyła. Czyżby był to wyraz miłosnej pasji? Z jakiegoś powodu miał co do tego spore wątpliwości. Może po prostu podawała mu swe imię?
— Harpirias — powiedział. — Nazywam się Harpirias. A ty? Zachichotała. Powiedziała coś, jedno słowo i powtórzyła je niemal natychmiast. Zapewne miało spore znaczenie, ale on oczywiście zupełnie nie wiedział, o co chodzi.
— Shabilikat? — spróbował.
Jeszcze raz powtórzył i wywołał u niej wybuch niemal histerycznego śmiechu.
— Shabilikat? Shabilikat? — mówił, co najwyraźniej uznane zostało za rzecz wyjątkowo śmieszną. W końcu dziewczyna przerwała mu, kładąc dłoń na jego ustach i niemal w tym samym momencie ścisnęła mocnymi nogami jego talię, dosiadając go w sposób, który pozbawił go ochoty do kontynuowania rozmowy.
Była to noc długa… i bardzo pracowita oraz o wiele przyjemniejsza, niż Harpirias miał prawo się spodziewać, chociaż styl ich miłości mógł wydawać się co najmniej dziwny człowiekowi przyzwyczajonemu do znacznie bardziej wyrafinowanych kobiet z majipoorskiej śmietanki towarzyskiej. Bez przykrości dostosował się jednak do pasji dziewczyny, do jej silnych dłoni, gwałtownych ruchów i wybuchów nieopanowanego śmiechu w najbardziej po temu nieodpowiednich momentach. Córka Toikelli wydawała się nienasycona — jego jednak, po wielu miesiącach nieprzerwanej abstynecji, bynajmniej to nie martwiło.
W trakcie tej zabawy przykrywające ich futra poleciały gdzieś na bok, Harpirias jednak właściwie nie zwrócił uwagi na chłód. W końcu — nie miał pojęcia, po ilu godzinach — zapadł w ciężki sen, tak jak wpada się w studnię, a kiedy się znacznie później ocknął, odkrył, że dziewczyna okryła go troskliwie i opuściła pokój.
Nie wiedział naturalnie, czy spełniło się życzenie Toikelli i czy tej nocy poczęty został następca tronu, powiedział sobie jednak, że jeśli nie udało mu się dziś, to cóż, bez przykrości spróbuje wypełnić swe dyplomatyczne obowiązki jutro.
10
Następnego dnia król był w znacznie lepszym nastroju. Powitał Harpiriasa przy wejściu do sali tronowej uściskami oraz entuzjastycznymi przyjacielskimi rykami, po czym zaczął się lubieżnie uśmiechać, mrugać i poszturchiwać go, aż książę skrzywił się i nieco zawstydził. Najwyraźniej córka zdała mu pełną i całkowicie satysfakcjonującą relację ze zdarzeń ostatniej nocy.
Mimo wszystko król nie dał się wciągnąć w żadne szczegółowe negocjacje. Korinaam miał najwyraźniej rację — ten człowiek nie znosił, kiedy go popędzano.
Harpirias nakazał Zmiennokształtnemu w uprzejmych słowach poprosić o rozmowę na temat poprawy losu zakładników. Toikella odpowiedział chłodno, krótko; nie rozumiejąc go, Harpirias bez kłopotu zorientował się jednak, że spotkała go odmowa.
Spojrzał na Korinaama.
— Mówi “nie”, prawda? — upewnił się.
— Król pragnie zapewnić cię książę, że wszystkie twoje życzenia zostaną wysłuchane i spełnione, twierdzi jednak, że nie nadszedł jeszcze czas, byś je wyjawił. Za trzy dni wybiera się na wyprawę myśliwską. Angażowanie się w jakiekolwiek inne sprawy, póki z niej nie wróci, przyniosłoby mu pecha.
— A kiedy wróci? Po tygodniu? Miesiącu?
— Po dwóch dniach. Jeden zabierze mu droga w góry, jeden powrót. Być może wyprawa potrwa trzy dni, jeśli trzeba będzie tropić zwierzynę…
— Na Panią! Jeśli tak dalej pójdzie, nigdy nie…
— Otrzymujesz zaproszenie na tę wyprawę — nie dał sobie przerwać Metamorf. — Doradzam przyjęcie go. Letnie królewskie polowanie to wielkie święto i obyczaj tego ludu. Zaproszenie do udziału w nim jest wyrazem wielkiej łaski.
— Przyjmuję je — powiedział Harpirias, nieco ułagodzony, choć zwłoka trochę go rozdrażniła.
Całą poranną rozmowę poświęcono więc szczegółowemu planowaniu wyprawy, kiedy zaś wracali już z Korinaanem do kwater, Harpirias spytał:
— Nauczyłeś dziewczynę słów takich jak “proszę” czy “wchodzę”, prawda?
— Miałem wrażenie, że sytuacja jest niebezpieczna. Potrzebowała mojej pomocy.
— Niebezpieczna dla kogo?
— Król źle przyjął wiadomość, że pierwszej nocy jej się nie udało. Uważał, że popełniła coś w rodzaju zdrady. Niedobrze jest narazić się na niechęć barbarzyńskiego władcy.
— Czy twoim zdaniem rozkazałby ją zabić, gdybym nie dopuścił do…
— Mogłoby się tak zdarzyć. Uznałem, że nie powinno dojść do tego. Król był zdecydowany postawić na swoim. Gdyby tej się nie udało, wysłałby ci jakąś inną kobietę.
— Niewątpliwie masz rację. — Przeszli jeszcze kilka kroków i Harpiriasowi przyszła do głowy pewna myśl.
— Słuchaj, a nie wiesz, co po othinorsku znaczy “shabilikat”? — spytał.
— Co?
— Shabilikat — powtórzył Harpirias. — W każdym razie brzmiało to jakoś podobnie. Powtarzała to słowo, kiedy już mieliśmy… właśnie zamierzaliśmy…
— Proszę powtórzyć je raz jeszcze?
Harpirias powtórzył “shabilikat” powoli, dokładnie. Korinaam nie zareagował od razu. Milczał, a potem roześmiał się, co było — jak na niego — całkiem niezwykłe. Najpierw chichotał po cichu, lecz po chwili już śmiał się w głos.
— Więc to coś zabawnego?
— Raczej obscenicznego. Tak… okropnie… obrzydliwie… — Metamorf wydawał się po prostu zafascynowany. — Oczywiście wypowiadasz je straszliwie, naprawdę brzmi… — i wydał z siebie dźwięk o podobnej liczbie sylab, pełen jednak szorstkich niemal nie do wypowiedzenia spółgłosek spiętrzonych jedna na drugiej jak głazy na osypisku. — Czy tak brzmiało to, co powiedziała?
— Chyba tak. O co jej chodziło?
Korinaam zawahał się. Chichotał w sposób, który sprawiał, że Harpirias miał ochotę dać mu w pysk.
— Nie potrafię powiedzieć tego głośno. To zbyt okropne.
— Daj spokój. Nie jesteś dzieckiem, Korinaamie. Nie kokietuj mnie tu wstydliwością!
— Książę, proszę…
— To rozkaz!
— Poznanie znaczenia tego słowa nie jest istotne dla twojej misji, panie.
— Skąd ta pewność? Masz mi natychmiast powiedzieć, o co chodzi!
Czoło Korinaama aż pożółkło ze wstydu. Kiedy udało mu się jednak powstrzymać chichot, powiedział… z wielkimi oporami:
— Oznacza to mniej więcej: “Brama mego ciała stoi przed tobą otworem”. Tak mówi kobieta do mężczyzny. Każda płeć używa trochę innych określeń.
Harpirias zrozumiał wreszcie, dlaczego dziewczyna zaśmiewała się, kiedy powtarzał jej słowa. Popełnił prosty błąd językowy — mężczyzna używający określeń kobiecych. Tylko… co Korinaam widział w tym obrzydliwego? Brama jej ciała była przecież otwarta… dla niego. Córka Toikelli opisywała po prostu istniejącą w danej chwili sytuację. Jeśli nieświadomie popełnił błąd gramatyczny… cóż, przecież chyba nikt nie spodziewał się po nim biegłej znajomości othinorskiego.
Spojrzał na Metamorfa, nic nie rozumiejąc. Korinaam odwrócił się, zawstydzony i wbił wzrok w ziemię.
— Nie znajduję w tym sformułowaniu niczego obsceniczne-go. Być może zawiera ono spory ładunek erotyzmu, ale obsceniczne nie jest.
— Obraz… ciała… mającego wrota… — Zmiennokształtny nie był w stanie skończyć zdania.
— Przecież ma. W każdym razie kobiece. Wyjaśnij mi, dlaczego ktokolwiek, a już zwłaszcza ludzie pierwotni jak ona, prości i nieskażeni absurdami cywilizacji, mieliby dostrzec coś nieodpowiedniego w metaforze opisującej prosty fakt anatomiczny?