Выбрать главу

– Kto tam?

– Salvo.

Anna otworzyła drzwi i wprowadziła go do jadalni. Oglądała film, ale natychmiast wyłączyła telewizor.

– Nalać ci whisky?

– Tak, bez lodu.

– Martwisz się?

– Trochę.

– Niełatwo ci to strawić?

– No nie.

Zastanowił się nad tym, co przed chwilą powiedziała Anna: „niełatwo strawić”. Skąd ona mogła wiedzieć o Francois?

– Ale, przepraszam, skąd ty o tym wiesz, Anno?

– Mówili o tym w telewizji, o ósmej.

O co jej chodzi?

– W jakiej telewizji?

– W Televigacie. Powiedzieli, że kwestor powierzył sprawę morderstwa Micheli Licalzi szefowi oddziałów specjalnych.

Montalbanowi zachciało się śmiać.

– A co mnie to może obchodzić?! Myślałem zupełnie o czym innym!

– A więc powiedz, co cię tak smuci?

– Coś innego, wybacz.

– Czy widziałeś się z mężem Micheli?

– Tak, wczoraj po południu.

– Opowiedział ci o swoim białym małżeństwie?

– Wiedziałaś o tym?

– Tak, Michela mi mówiła. Była z nim bardzo związana, ale w jej sytuacji romans nie mógł uchodzić za zdradę. Doktor zresztą wiedział o wszystkim.

W drugim pokoju zadzwonił telefon. Anna poszła odebrać i wróciła podenerwowana.

– Dzwoniła znajoma. Podobno pół godziny temu szef oddziałów specjalnych pojechał do inżyniera Di Blasi i zabrał go do kwestury w Montelusie. Czego od niego chcą?

– To proste: chcą wiedzieć, gdzie jest Maurizio.

– A więc już go podejrzewają!

– To oczywiste, Anno. A Ernesto Panzacchi, szef oddziałów specjalnych, kieruje się wyłącznie tym, co jest absolutnie oczywiste. Cóż, dziękuję za whisky, dobranoc.

– Jak to, już idziesz?

– Przepraszam, ale jestem zmęczony. Zobaczymy się jutro.

Ogarnął go zły humor, ciężki i gęsty.

Przekręcił klucz w zamku i pobiegł odebrać telefon.

– Co jest, Salvo! Co z ciebie, kurwa, za przyjaciel!

Rozpoznał głos Nicolo Zito, dziennikarza Retelibery, z którym łączyła go serdeczna przyjaźń.

– To prawda, co mówią, że nie prowadzisz już sprawy? Nie podałem tej wiadomości, chciałem, żebyś ją najpierw potwierdził. Ale jeśli to prawda, to dlaczego nic mi nie powiedziałeś?

– Przepraszam, Nicolo, to zdarzyło się wczoraj wieczorem, późno, a dzisiaj rano pojechałem odwiedzić Francois.

– Czy chcesz, żebym powiedział coś w telewizji?

– Nie, dziękuję. Aha, powiem ci coś, o czym na pewno jeszcze nie wiesz, to przynajmniej powetuję ci straty. Komisarz Panzacchi zabrał na przesłuchanie inżyniera Aurelia Di Blasi z Vigaty.

– To on ją zabił?

– Nie, podejrzewają jego syna Maurizia, który zniknął tej samej nocy, kiedy zamordowano panią Licalzi. Ten chłopak zupełnie stracił dla niej głowę. I jeszcze jedno. Mąż ofiary jest w Montelusie, zatrzymał się w hotelu „Jolly”.

– Salvo, jak cię wyrzucą z policji, masz u mnie pracę jak w banku. Obejrzyj sobie wiadomości o północy. Dzięki. Wielkie dzięki.

Zły humor opuścił Montalbana w chwili, kiedy odkładał słuchawkę.

Komisarz Ernesto Panzacchi jest załatwiony na cacy: o północy wszystkie jego poczynania zostaną podane do publicznej wiadomości.

Nie miał najmniejszej ochoty na jedzenie. Rozebrał się, wszedł pod prysznic i długo się kąpał. Włożył majtki i czystą koszulkę. Teraz dopiero czekała go przeprawa.

– Livio…

– Ach, Salvo, już się nie mogłam doczekać! Jak się czuje Francois?

– Czuje się świetnie, nawet urósł.

– Widziałeś, jakie robi postępy? Dzwonię do niego co tydzień i za każdym razem słyszę, że mówi coraz lepiej po włosku. Świetnie się już wysławia, prawda?

– Nawet za dobrze.

Livia nie zwróciła na to uwagi, nurtowało ją inne pytanie.

– Czego chciała Franca?

– Chciała porozmawiać ze mną o Francois.

– Broi? Jest nieposłuszny?

– Chodzi o coś innego. Być może popełniliśmy błąd, trzymając go tak długo u Franki i jej męża. Chłopiec się do nich przywiązał, powiedział mi, że nie chce się z nimi rozstawać.

– On ci to powiedział?

– Tak, i to sam z siebie.

– Sam z siebie! Nie wiedziałam, że jesteś takim skurwysynem!

– Dlaczego?

– Dlatego, że kazali mu tak mówić! Chcą nam go zabrać! Chcą mieć darmową siłę do pracy w gospodarstwie, łajdacy!

– Livio, opanuj się.

– Nie opanuję się, bo jest właśnie tak, jak mówię! Chcą go nam zabrać! A ty w końcu jesteś szczęśliwy, bo możesz im go zostawić!

– Pomyśl, Livio…

– Myślę, mój drogi, i rozumiem, co tam naprawdę się dzieje! I udowodnię to zarówno tobie, jak i tym złodziejom cudzych dzieci!

Odłożył słuchawkę. Nie nakładając niczego, komisarz wyszedł na werandę, usiadł, zapalił papierosa i wreszcie, po długich godzinach wytężonej samokontroli, poddał się melancholii. Choć Franca pozostawiła decyzję jemu i Livii, Francois nie należał już do nich. Prawda, naga i ostra, brzmiała tak, jak ujęła ją siostra Mimi: dzieci to nie pudełka, które można przekładać z miejsca na miejsce. Nie wolno ignorować ich uczuć. Mecenas Rapisarda, który prowadził sprawę adopcyjną, powiedział, że musi upłynąć jeszcze co najmniej pół roku. Francois zdążyłby więc zapuścić u Gagliardów mocne korzenie. Twierdząc, że to Franca kazała mu powiedzieć to, co powiedział, Livia plotła bzdury. On, Montalbano, widział oczy Francois, kiedy wyszedł mu na spotkanie i chciał go przytulić. Zbyt dobrze zapamiętał ten wzrok: był w nim dziecięcy strach i nienawiść. I rozumiał uczucia chłopca: już stracił matkę i bał się, że straci również nową rodzinę. W gruncie rzeczy Livia i on spędzili z chłopcem niewiele czasu, więc ich postacie musiały zatrzeć mu się szybko w pamięci. Montalbano poczuł, że za żadne skarby nie chce sprowadzić na Francois kolejnych cierpień. Nie miał do tego prawa. Ani Livia. Stracili chłopca na zawsze. Ze swej strony pozwoliłby mu pozostać z Aldem i Francą, którzy adoptowaliby go z radością.

Poczuł, że jest mu zimno. Wstał i wszedł do środka.

– Spał pan, komisarzu? Mówi Fazio. Chciałem pana poinformować, że dziś po obiedzie mieliśmy zebranie. Napisaliśmy list protestacyjny do kwestora. Podpisali wszyscy, z komisarzem Augello na czele. Przeczytam panu: „My, niżej podpisani funkcjonariusze komisariatu Bezpieczeństwa Publicznego w Vigacie, wyrażamy ubolewanie…”

– Zaczekaj, już go wysłaliście?

– Tak, komisarzu.

– Ale z was kutasy! Mogliście mnie przedtem zawiadomić!

– Dlaczego? Przed czy po, co za różnica?

– Bo przed bym was przekonał, żebyście tego nie robili.

Rzucił słuchawkę ze szczerą wściekłością.

Długo musiał czekać na sen. Lecz kiedy już zasnął, obudził się po godzinie, włączył światło i usiadł na łóżku. To było jak błysk, który otworzył mu oczy Kiedy znajdował się w willi z doktorem Licalzim, usłyszał coś, słowo czy dźwięk, co zabrzmiało jakoś fałszywie. Co to było? Wściekł się na siebie: „A co cię to obchodzi? Przecież to już nie twoja sprawa”.

Zgasił światło i znów się położył.

„Francois też już nie jest twój” – dodał w myślach.

10

Nazajutrz rano załoga komisariatu stawiła się prawie w komplecie: Augello, Fazio, Germana, Gallo, Galluzzo, Giallombardo, Tortorella i Grasso. Tylko Catarella był „nieobecny usprawiedliwiony”, bo pojechał do Montelusy na pierwsze zajęcia z informatyki. Wszyscy mieli miny ponure jak na pogrzebie, omijali Montalbana z daleka, jak gdyby był nosicielem dżumy, unikali nawet jego wzroku. Zostali obrażeni podwójnie: najpierw przez kwestora, który odebrał dochodzenie ich przełożonemu tylko po to, żeby mu zrobić świństwo, potem zaś przez samego przełożonego, który źle przyjął ich list protestacyjny do kwestora. Nie tylko nie doczekali się podziękowań – cóż zrobić, komisarz nie miał zwyczaju za nic dziękować – ale jeszcze, jak zreferował Fazio, zostali wręcz nawyzywani od kutasów.