– Daj spokój, Nicolo, nie mam ochoty do żartów.
– A kto tu żartuje? Przeczytam ci komunikat, który otrzymałem kilka minut temu. Jeśli nie siedzisz mocno na tyłku, to usiądź. Wiedz tylko, że przysłano go do nas, do Televigaty i do pięciu korespondentów prasowych. Czytam. KWESTURA W MONTELUSIE. Z POWODÓW OSOBISTYCH KOMISARZ ERNESTO PANZACCHI ZWRÓCIŁ SIĘ Z PROŚBĄ O ZWOLNIENIE GO Z FUNKCJI SZEFA ODDZIAŁÓW SPECJALNYCH I ODDAŁ SIĘ DO DYSPOZYCJI PRZEŁOŻONYCH. JEGO PROŚBA ZOSTAŁA PRZYJĘTA. OBOWIĄZKI KOMISARZA PANZACCHIEGO PRZEJMIE CZASOWO KOMISARZ ANSELMO IRRERA. W ZWIĄZKU Z FAKTEM, IŻ W TRAKCIE DOCHODZENIA W SPRAWIE ZABÓJSTWA MICHELI LICALZI POJAWIŁY SIĘ NOWE I NIEOCZEKIWANE OKOLICZNOŚCI, ŚLEDZTWO POPROWADZI KOMISARZ SALVO MONTALBANO Z KOMISARIATU W VIGACIE. PODPISANE: BONETTI-ALDERIGHI, KWESTOR MONTELUSY Wygraliśmy, Salvo!
Podziękował przyjacielowi i odłożył słuchawkę. Nie był zadowolony. To fakt, że prysło napięcie i otrzymał dokładnie taką odpowiedź, na jaką liczył, ale dobrze się z tym nie czuł, coś go jednak uwierało. Z serca przeklął Panzacchiego, ale nie za to, co zrobił, lecz za to, że zmusił go do podjęcia działań, które mu teraz ciążyły.
Drzwi otworzyły się na oścież, cała załoga wparowała do środka.
– Komisarzu! – odezwał się Galluzzo. – Właśnie dzwonił do mnie szwagier, ten z Televigaty. Otrzymali komunikat…
– Wiem, już go znam.
– No, to my teraz idziemy po szampana i…
Giallombardo nie zdążył dokończyć zdania, bo zmroził go wzrok szefa. Wyszli powoli, mrucząc coś pod nosem. Co za dziwny facet z tego komisarza!
Sędzia Tommaseo nie miał odwagi patrzyć Montalbanowi w oczy. Pochylony nad biurkiem, udawał, że przegląda ważne dokumenty. Komisarz pomyślał, że sędzia pewnie chciałby mieć teraz zarost na całej twarzy, tyle że o posturze yeti mógł tylko pomarzyć.
– Musi pan zrozumieć, komisarzu. Jeśli chodzi o wycofanie zarzutu posiadania broni z czasów wojny, nie ma problemu, wezwałem już adwokata inżyniera Di Blasi. Ale nie mogę z równą łatwością obalić zarzutu współudziału. Maurizio Di Blasi przyznał się do zabójstwa Micheli Licalzi i będzie uważany za winnego, dopóki nie znajdą się zaprzeczające temu dowody. Moje prerogatywy nie pozwalają mi w żaden sposób…
– Do widzenia – powiedział Montalbano, wstał i wyszedł.
Sędzia Tommaseo wybiegł za nim na korytarz.
– Komisarzu, niech pan zaczeka! Chciałbym wyjaśnić…
– Nie ma tu nic do wyjaśniania, panie sędzio. Czy rozmawiał pan z kwestorem?
– Tak, i to długo. Widzieliśmy się dzisiaj rano, o ósmej.
– A więc znane są panu pewne szczegóły, które mimo wszystko widocznie uważa pan za nieistotne. Na przykład ten, że dochodzenie w sprawie zabójstwa pani Licalzi zostało przeprowadzone chujowo, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent młody Di Blasi był niewinny, że przez pomyłkę został zabity, że Panzacchi wszystko zataił. Nie ma wyjścia: nie może pan uwolnić inżyniera od zarzutu przechowywania broni, nie wszczynając równocześnie postępowania przeciw Panzacchiemu, który tę broń mu podłożył.
– Analizuję właśnie sytuację komisarza Panzacchiego.
– To niech pan analizuje. Ale kiedy będzie pan ważył argumenty, to spośród wszystkich wag, jakie znajdują się w pańskim urzędzie, niech pan wybierze tę, która dobrze działa.
Tommaseo miał zareagować, ale zastanowił się przez chwilę i nie odezwał się ani słowem.
– Kolejna sprawa – powiedział Montalbano. – Dlaczego zwłoki pani Licalzi nie zostały dotąd przekazane jej mężowi?
Zmieszanie sędziego stało się jeszcze bardziej widoczne. Zaczął ściskać kciuk palcami drugiej dłoni.
– No tak, to był… tak, to był pomysł Panzacchiego. Zwrócił mi uwagę na fakt, że opinia publiczna… Krótko mówiąc, najpierw odnalezienie zwłok, potem śmierć Di Blasiego, następnie pogrzeb pani Licalzi i jeszcze pogrzeb młodego Maurizia… Sam pan rozumie.
– Nie, nie rozumiem.
– Było lepiej rozłożyć to w czasie… Nie przygnębiać społeczeństwa tak wieloma przykrymi wydarzeniami naraz…
Mówił dalej, lecz komisarz zdążył już dojść do końca korytarza.
Kiedy wyszedł z sądu miasta Montelusa, była druga. Zamiast wracać do Vigaty, skierował się na szosę Enna-Palermo. Galluzzo wytłumaczył mu, gdzie znajdzie stację benzynową i bar restauracyjny – dwa miejsca, w których widziano Michelę Licalzi. Stacja, usytuowana około trzech kilometrów za Montelusą, była zamknięta. Komisarz przeklął, przejechał dalsze dwa kilometry, zobaczył po lewej stronie drogowskaz z napisem: BAR RESTAURACYJNY DLA KIEROWCÓW CIĘŻARÓWEK. Był duży ruch, Montalbano czekał cierpliwie, aż któryś z jadących w przeciwnym kierunku zdecyduje się go przepuścić, ale widząc, że sprawa jest beznadziejna, przeciął im drogę, wszczynając piekielny jazgot hamulców, klaksonów, przekleństw i wyzwisk, i zatrzymał się na parkingu przed barem.
W środku było mnóstwo ludzi. Podszedł do człowieka przy kasie.
– Chciałbym rozmawiać z panem Gerlandem Agró.
– To ja. A kim pan jest?
– Komisarz Montalbano. Dzwonił pan do Televigaty, żeby powiedzieć…
– Ożeż kurwa! Czy musiał pan przychodzić właśnie teraz? Nie widzi pan, ile mam pracy?
Montalbanowi wpadł do głowy pomysł, który z punktu uznał za genialny.
– A jak u was się je?
– Ci, którzy tu siedzą, to sami kierowcy ciężarówek. Czy tacy dadzą sobie wcisnąć byle gówno?
Pod koniec posiłku pomysł okazał się nie tyle genialny, ile ledwie dobry. Kucharz trzymał się tutaj reguł żelaznej normalności, pozbawionej choćby szczypty fantazji. Kiedy komisarz wypił kawę i wychylił kieliszek anyżówki, kasjer posadził przy kasie jakiegoś chłopca i podszedł do jego stołu.
– Już możemy. Przysiądę się, dobrze?
– Pewnie.
Jednak Gerlando Agró szybko zmienił zdanie.
– Lepiej niech pan pójdzie za mną.
Wyszli z lokalu.
– No więc tak… W środę około wpół do dwunastej w nocy stałem tutaj i paliłem sobie papierosa. I zobaczyłem, jak od szosy Enna-Palermo nadjeżdża to twingo.
– Jest pan pewny?
– Dałbym sobie rękę uciąć. Samochód zatrzymał się tuż przede mną i wysiadła z niego kobieta. Ta, która go prowadziła.
– Czy dałby pan sobie uciąć drugą rękę, że to była ta sama kobieta co w telewizji?
– Komisarzu, przecież takiej jak ta świętej pamięci biedaczka to człowiek łatwo nie zapomni!
– Proszę mówić dalej.
– Mężczyzna pozostał w środku, w samochodzie.
– W jaki sposób udało się panu zobaczyć, że to był mężczyzna?
– Jakaś ciężarówka miała włączone światła. Zdziwiłem się, bo na ogół to mężczyzna wysiada, a kobieta zostaje w środku. Tak czy inaczej, kobieta zamówiła dwie kanapki z wędliną i wzięła butelkę wody mineralnej. Przy kasie siedział wtedy mój syn Tanino, ten sam co teraz. Kobieta zapłaciła i zeszła po tych trzech schodkach. Ale na ostatnim potknęła się i upadła, kanapki wyleciały jej z rąk. Więc zszedłem po tych trzech schodkach, żeby jej pomóc, i stanąłem twarzą w twarz z mężczyzną, który w tym czasie wysiadł z samochodu. „Nic się nie stało”, powiedziała kobieta. On wrócił do samochodu, ona zamówiła następne dwie kanapki, zapłaciła i odjechali w kierunku Montelusy.
– Opowiedział pan wszystko bardzo przejrzyście, panie Agró. Krótko mówiąc, jest pan w stanie stwierdzić, że mężczyzna, którego pan widział w telewizji, to nie ten sam, który był z tą kobietą w samochodzie?
– Bezwzględnie. To dwie różne osoby!
– Gdzie ona miała pieniądze? W worku?
– Nie, komisarzu. Nie miała żadnego worka. Trzymała w ręku portmonetkę.