Выбрать главу

Po porannej nerwówce, zjadłszy obiad, poczuł zmęczenie. Postanowił jechać do Marinelli i przespać się godzinkę. Kiedy jednak minął most, zatrzymał się, wysiadł i nacisnął guzik domofonu. Nikt nie odpowiedział. Pewnie Anna pojechała do pani Di Blasi. I być może to lepiej.

Z domu zadzwonił do komisariatu.

– O piątej chcę widzieć u siebie Galluzza wraz z samochodem.

Wybrał numer Livii, ale nie odpowiadała. Zadzwonił do jej przyjaciółki z Genui.

– Mówi Montalbano. Posłuchaj, zaczynam naprawdę się martwić. Livia już od kilku dni nie…

– Nie martw się. Dzwoniła do mnie przed chwilą, aby powiedzieć, że wszystko u niej w porządku.

– A można wiedzieć, gdzie ona jest?

– Nie wiem. Wiem tylko, że zadzwoniła do szefa i poprosiła o jeszcze jeden dzień urlopu.

Telefon odezwał się, kiedy tylko odłożył słuchawkę.

– Komisarz Montalbano?

– Tak, kto mówi?

– Guttadauro. Nie znajduję słów podziwu dla pana, komisarzu.

Montalbano rozłączył się, zdjął ubranie, wszedł pod prysznic, po czym nagi rzucił się na łóżko. Zasnął od razu.

Drrrrryń, drrrrryń – dźwięczał mu w mózgu jakiś daleki dzwonek. Wreszcie się zorientował, że to dzwonek do jego drzwi. Wstał z trudem, poszedł otworzyć. Ujrzawszy, że komisarz stoi przed nim nago, Galluzzo odskoczył do tyłu.

– Co jest, Galluzzo? Boisz się, że cię wciągnę do środka i zerżnę?

– Dzwonię od pół godziny, już miałem wyważać drzwi.

– Tobyś musiał mi je wstawiać z powrotem. Zaraz będę gotowy.

Pracownik stacji benzynowej był kędzierzawym trzydziestolatkiem o czarnych, błyszczących oczach, dobrze zbudowanym i zwinnym. Nosił kombinezon, lecz komisarz łatwo wyobraził go sobie jako ratownika na plaży w Rimini, który podrywa niemieckie turystki.

– Twierdzi pan, że ta kobieta przyjechała z Montelusy i że była godzina ósma, czy tak?

– Daję głowę. Widzi pan, właśnie zamykałem, bo skończył się dyżur, ale ona opuściła szybę i spytała, czy mogę jej nalać do pełna. „Jeżeli pani sobie tylko tego życzy, to dla pani mogę pracować nawet przez całą noc”, odpowiedziałem. Wysiadła. Matko przenajświętsza, ale była piękna!

– Czy pamięta pan, co miała na sobie?

– Cała była w dżinsie.

– Miała jakiś bagaż?

– Jedyne, co widziałem, to coś w rodzaju worka. Leżał na tylnym siedzeniu.

– Proszę mówić dalej.

– Skończyłem nalewać, powiedziałem jej, ile ma zapłacić, więc zapłaciła kartą na sto tysięcy, którą wyjęła z worka. Kiedy wydawałem jej resztę… wie pan, lubię sobie pożartować z kobietami, więc zapytałem: „Czy jest jeszcze coś szczególnego, co mogę dla pani zrobić?” Myślałem, że mnie opierdzieli, ale ona tylko się uśmiechnęła i powiedziała: „Do czegoś szczególnego kogoś już mam”. I pojechała.

– Nie wróciła w kierunku Montelusy, jest pan pewny?

– Jak najbardziej. Rany, jak pomyślę, co ją spotkało!…

– Dziękuję panu.

– Aha, jeszcze jedno, komisarzu. Spieszyła się. Kiedy zatankowała, ruszyła na pełnym gazie. Widzi pan? Tu jest odcinek prościutkiej drogi, więc można przycisnąć. Patrzyłem za nią, aż zniknęła za tamtym zakrętem. Pędziła na złamanie karku.

– Miałem być jutro – powiedział Gillo Jacono – ale wróciłem wcześniej, więc uważałem za swój obowiązek zjawić się natychmiast.

Był eleganckim trzydziestolatkiem o miłym wyrazie twarzy.

– Dziękuję panu.

– Chciałem powiedzieć, że kiedy myśli się o takim zdarzeniu, to ciągle coś przychodzi do głowy.

– Czy chce pan skorygować to, co powiedział mi pan przez telefon?

– Absolutnie nie. Ale za którymś tam razem, kiedy myślałem o tym, co wtedy zobaczyłem, przypomniał mi się jeszcze jeden szczegół. Z tym że do tego, co panu zaraz powiem, musi pan dorzucić „być może”, tak dla ostrożności.

– Proszę śmiało.

– No więc ten mężczyzna trzymał walizkę w lewej ręce. Niósł ją swobodnie, dlatego miałem wrażenie, że jest pusta. Na jego prawym ramieniu wspierała się ta kobieta.

– Trzymała go pod rękę?

– Nie, raczej opierała dłoń na jego ramieniu. Wydało mi się, że ona lekko kuleje.

– Doktor Pasquano? Mówi Montalbano. Czy przeszkadzam?

– Właśnie przeprowadzałem na nieboszczyku cięcie w kształcie litery „Y”. Nie sądzę, by miał mi za złe, jeśli przerwę to zajęcie na kilka minut.

– Czy stwierdził pan na ciele pani Licalzi jakieś ślady, które mogłyby świadczyć, że jeszcze przed śmiercią upadła czy coś takiego?

– Nie pamiętam. Zajrzę do raportu.

Wrócił, zanim komisarz zdążył zapalić papierosa.

– Tak, upadła na kolana. Na otarciu, które miała na lewym kolanie, były mikroskopijne włókienka jej dżinsów.

Nie potrzebował już innych potwierdzeń. O ósmej wieczorem Michela Licalzi zatankowała do pełna i skierowała się w głąb wyspy. Trzy i pół godziny później wróciła z jakimś mężczyzną. Po północy widziano, jak wciąż w towarzystwie mężczyzny, zapewne tego samego, szła do swojej willi w Vigacie.

– Cześć, Anno. Mówi Salvo. Dziś po południu byłem u ciebie, ale cię nie zastałem.

– Zadzwonił inżynier Di Blasi. Jego żona źle się poczuła.

– Mam nadzieję, że niedługo będę miał dla nich dobre wiadomości.

Anna nic nie odpowiedziała. Zrozumiał, że palnął głupstwo. Jedyną wiadomością, którą państwo Di Blasi mogliby uznać za dobrą, byłoby zmartwychwstanie Maurizia.

– Anno, chciałbym powiedzieć ci coś, czego dowiedziałem się o Micheli.

– Przyjedź.

Nie, nie powinien. Czuł, że jeśli Anna jeszcze raz pocałuje go w usta, cała sprawa potoczy się źle.

– Nie mogę, Anno. Jestem zajęty.

Dobrze, że rozmawiał z nią przez telefon. Gdyby go widziała, od razu by zrozumiała, że kłamie.

– A więc mów.

– Ustaliłem, z niewielkim prawdopodobieństwem pomyłki, że Michela o ósmej wieczorem w środę jechała drogą Enna-Palermo. Być może była w którejś miejscowości na peryferiach Montelusy. Zastanów się, zanim odpowiesz: czy przypuszczasz, że miała inne znajomości oprócz tych, które zawarła w Montelusie i Vigacie?

Odpowiedź nie padła od razu. Zgodnie z życzeniem komisarza Anna starała się zebrać myśli.

– Przyjaciół wykluczam. Powiedziałaby mi o nich. Znajomości, owszem, kilka.

– Gdzie?

– Na przykład w Aragonie i w Comitini, które są po drodze.

– Jakie to znajomości?

– Kafelki kupiła w Aragonie. W Comitini też się w coś zaopatrywała, ale nie pamiętam w co.

– A więc interesy?

– Chyba tak. Ale, widzisz, Salvo, od tej drogi można odbić dokądkolwiek. Jest rozjazd, który prowadzi do Raffadali: z tej okoliczności szef oddziałów specjalnych na pewno wyciągnąłby wnioski.

– Inna rzecz: po dwunastej była widziana na alejce przed willą, kiedy wysiadła z samochodu. Wspierała się na ramieniu jakiegoś mężczyzny.

– To pewne?

– Pewne.

Tym razem pauza trwała długo, aż komisarz pomyślał, że coś przerwało połączenie.

– Anno, jesteś tam?

– Tak, Salvo, i chcę powtórzyć dobitnie i raz na zawsze to, co już ci mówiłam. Michela nie była specjalistką od szybkich numerków, mówiła mi, że to dla niej fizycznie niemożliwe, rozumiesz? Kochała męża. Była też bardzo przywiązana do Serravallego. Do tamtych stosunków, cokolwiek by o tym myślał lekarz sądowy, nie mogło dojść za jej przyzwoleniem. Została potwornie zgwałcona.

– Jak myślisz, dlaczego nie uprzedziła państwa Vassallo, że nie przyjdzie do nich na kolację? Przecież miała telefon komórkowy, prawda?