Выбрать главу

Trafił, przypuszczenie zmieniło się w pewność. Serravalle jak rażony kulą szybko wstał z krzesła, żeby ciężko opaść na nie z powrotem. Poluzował sobie krawat.

– Tak, nazwijmy go Eolo. Eolo ustala z bohaterem, że jest tylko jedno wyjście: zabić kobietę, wziąć skrzypce, w futerale zaś zostawić jakiś inny, bezwartościowy instrument. Serravalle przekonuje go, żeby mu pomógł. Atutem jest to, że nikt nie wie o jego przyjaźni z Eolem, pewnie poznali się przy stoliku karcianym, Michela też nigdy go nie widziała. Umówionego dnia wsiadają razem do ostatniego samolotu Bolonia-Rzym, który pozwala na przesiadkę do Palermo. Eolo Portinari…

Serravalle zakrztusił się jak dobijany nieboszczyk.

– Co ze mnie za głupek, nadałem mu nazwisko! Eolo Portinari podróżuje prawie bez bagażu, za to Guido ma dużą walizkę. W samolocie obaj zachowują się tak, jakby się nie znali. Tuż przed wylotem do Rzymu Guido dzwoni do Micheli, mówi, że do niej leci, że jej potrzebuje, żeby przyjechała po niego na lotnisko Punta Raisi, Być może daje jej do zrozumienia, że ucieka przez wierzycielami, którzy chcą go zamordować. Kiedy samolot ląduje w Palermo, Guido jedzie z Michelą do Vigaty, a Eolo wynajmuje samochód i jedzie w to samo miejsce, zachowując jednak pewien dystans. Myślę, że podczas podróży bohater zwierza się kochance, że gdyby nie uciekł z Bolonii, przypłaciłby to życiem. Postanowił ukryć się na kilka dni w willi Micheli. Komu przyszłoby do głowy szukać go tak daleko? Kobieta zgadza, się, szczęśliwa, że kochanek z nią będzie. Zanim dojeżdża do Montelusy, zatrzymuje się przy barze, kupuje dwie kanapki i butelkę wody mineralnej. Ale potyka się o stopień i upada, Serravalle staje twarzą w twarz z właścicielem baru. Dojeżdżają do willi po północy. Michela szybko bierze prysznic, wpada w ramiona swojego mężczyzny. Kochają się raz, następnie kochanek prosi ją, by zrobili to znowu, w szczególny sposób. I na zakończenie tego drugiego stosunku przyciska jej głowę do materaca tak mocno, że aż ją dusi. Czy wie pan, dlaczego poprosił Michelę o ten rodzaj stosunku? Na pewno już się kochali tak wcześniej, ale tym razem po prostu nie chce, żeby ofiara patrzyła mu w oczy w chwili, kiedy on ją zabija. Zaraz po śmierci Micheli słyszy z zewnątrz coś w rodzaju lamentu, tłumionego krzyku. Wygląda i w świetle, które bije z okna, widzi, że na pobliskim drzewie stoi podglądacz, za takiego przynajmniej uważa człowieka, który jest świadkiem morderstwa. Nasz bohater wybiega nagi, bierze coś twardego do ręki, uderza nieznajomego w twarz, ale temu udaje się uciec. Guido nie ma chwili do stracenia. Ubiera się, otwiera kredens, bierze skrzypce, wkłada do walizki, a z walizki wyjmuje inne, bezwartościowe, które zamyka w futerale. Po kilku minutach nadjeżdża Eolo, przyjaciel wsiada do jego samochodu. Nieważne, co robią potem, nazajutrz są na Punta Raisi, żeby pierwszym samolotem lecieć do Rzymu. Do tej pory naszemu bohaterowi wszystko szło w miarę dobrze, lecz sprawy przybierają znakomity obrót, kiedy z sycylijskich gazet, które studiuje teraz z uwagą, dowiaduje się, że morderca został schwytany, a w dodatku, zanim zginął podczas próby ucieczki, zdążył się jeszcze przyznać do winy. Bohater czuje, że już nie musi czekać na sprzyjający moment, żeby wystawić skrzypce na sprzedaż na czarnym rynku, prosi więc Eola Portinariego, by ten zajął się sprawą. Ale tu rodzi się komplikacja: bohater dowiaduje się, że dochodzenie zostało podjęte na nowo. Chwyta w lot okazję, jaką stwarza mu pogrzeb, i leci do Vigaty, żeby porozmawiać z przyjaciółką Micheli, jedyną, o której coś wie i która jest w stanie mu powiedzieć, jak się sprawy mają. Następnie wraca do hotelu i tu odbiera telefon od Eola: skrzypce są warte zaledwie kilkaset tysięcy lirów. Nasz bohater rozumie, że został wyruchany, że zamordował na próżno.

– A więc – powiedział Serravalle, który zlany potem wyglądał, jakby umył sobie twarz i zapomniał się wytrzeć – pański bohater wpadł w ten minimalny margines błędu, w ten jeden procent, który przyznał maestrowi.

– Kiedy ktoś nie ma szczęścia w grze… – skomentował komisarz.

– Czy napije się pan czegoś?

– Nie, dziękuję.

Serravalle otworzył minibar, wziął trzy buteleczki whisky, wlał je do szklanki i wypił dwoma łykami.

– To ciekawa historia, komisarzu. Poprosił mnie pan, żebym na zakończenie podzielił się wrażeniami. I, jeśli pan pozwoli, zrobię to. A więc przejdźmy do rzeczy. Pański bohater nie byłby taki głupi, żeby podróżować samolotem pod prawdziwym nazwiskiem, prawda?

Montalbano wysunął z kieszeni kartę pokładową, wystarczająco, żeby antykwariusz ją zobaczył.

– Nie, komisarzu, na nic się to nie przyda. Nawet jeśli karta pokładowa istnieje, to i tak nic nie znaczy. Jeśli jest na niej nazwisko pańskiego bohatera – każdy może się nim posłużyć, nie żądają tam dokumentu tożsamości. A co do spotkania w barze… Mówi pan, że doszło do niego wieczorem i że trwało kilka sekund. Cóż, sąd nie mógłby wziąć takiego zeznania pod uwagę.

– Pańskie rozumowanie trzyma się kupy – powiedział komisarz.

– To pójdę dalej. Proponuję modyfikację pańskiej opowieści. Bohater mówi o odkryciu kochanki niejakiemu Eolowi Portinari, drobnemu bandycie. A Portinari przyjeżdża z własnej inicjatywy do Vigaty i robi wszystko to, co pan przypisuje swojemu bohaterowi. Wynajmuje samochód, pokazując prawo jazdy. Próbuje sprzedać skrzypce, które tak olśniły maestra. Gwałci kobietę, aby udać, że to przestępstwo z namiętności.

– Bez ejakulacji?

– Ależ oczywiście! Ze spermy można by łatwo odczytać DNA.

Montalbano podniósł dwa palce jak uczeń, który chce wyjść do ubikacji.

– Chciałbym skomentować pańskie rozważania. Ma pan całkowitą rację: przeprowadzenie dowodu winy bohatera będzie długie i trudne, ale nie niemożliwe. A więc od dzisiaj bohater będzie ścigany przez dwa dzikie psy: wierzycieli i policję. Jest jeszcze inna sprawa: maestro wcale się nie pomylił, oceniając skrzypce, one naprawdę są warte dwa miliardy.

– Ale przecież…

Serravalle zrozumiał, że właśnie się zdradza, i zamilkł.

– Mój bohater jest bardzo sprytny. Proszę zważyć, że wciąż wydzwania do hotelu, nawet po zamordowaniu Micheli. Ale nie wie o jednym szczególe.

– O jakim?

– Nie, ta historia jest tak niewiarygodna, że chyba jej panu nie opowiem.

– Proszę spróbować.

– Nie czuję się na siłach… No dobrze, zrobię to dla pana. Mój bohater dowiedział się od kochanki, że maestro nazywa się Cataldo Barbera, i zebrał o nim wiele informacji. Proszę teraz zadzwonić do recepcji i kazać się połączyć ze skrzypkiem, którego nazwisko jest w książce telefonicznej. Niech pan porozmawia z nim w moim imieniu i poprosi, żeby opowiedział panu tę historię.

Serravalle wstał, podniósł słuchawkę, powiedział telefoniście, z kim chce się połączyć. Czekał ze słuchawką w dłoni.

– Halo? Czy rozmawiam z maestro Barbera?

Kiedy tylko maestro odpowiedział, Serravalle odłożył słuchawkę.

– Wolę to usłyszeć od pana.

– No dobrze. Pani Michela wieczorem zawozi maestra do willi. Kiedy Cataldo Barbera widzi skrzypce, prawie doznaje omdlenia. Gra na nich i nie ma już najmniejszych wątpliwości: to skrzypce Guarnieriego. Rozmawia o nich z Michelą, mówi jej, że chciałby je pokazać słynnemu znawcy. Równocześnie radzi jej, żeby nie trzymała instrumentu w domu, w którym tak rzadko bywa. Kobieta powierza instrument skrzypkowi, który zabiera go do domu, a w zamian daje jej swoje skrzypce, które ona wkłada do futerału zamiast tamtych. Są to te same skrzypce, które później ukradnie mój bohater. Aha, byłbym zapomniał, po zabiciu kobiety bohater kradnie również worek z biżuterią i zegarek „Piaget”. Jak to się mówi: od przybytku głowa nie boli. Zabiera również ubrania i buty, ale tylko po to, żeby zmylić ślady i uniemożliwić badania DNA.