– A jak umarła? – spytał Tommaseo.
– Nie widać? Morderca przycisnął jej twarz do materaca i trzymał, aż się udusiła.
– Musiał być bardzo silny.
– To wcale nie jest takie pewne.
– Czy miała stosunek przed śmiercią lub po niej?
– Jeszcze nie ustaliłem.
W głosie sędziego zabrzmiało coś, co kazało komisarzowi skierować na niego wzrok. Był cały zlany potem.
– Niewykluczone, że dopuszczono się wręcz aktu sodomii – dociekał z rozognionymi oczami.
Sędzia Tommaseo najwyraźniej czerpał z takich opowieści jakąś skrytą przyjemność. Montalbanowi przyszło nagle do głowy zdanie, jakie Alessandro Manzoni napisał o innym, znacznie bardziej słynnym Nicolo Tommaseo: „Ten Tommaseo stoi jedną nogą w zakrystii, a drugą w burdelu”. Cóż, widocznie ta obsesja miała charakter dziedziczny.
– O wszystkim poinformuję, do widzenia. – Doktor Pasquano szybko się pożegnał, żeby uniknąć kolejnych pytań.
– Według mnie morderstwo popełnił maniak, który zaskoczył ofiarę w chwili, gdy ta udawała się do łóżka – orzekł stanowczo sędzia Tommaseo, nie odrywając oczu od zwłok.
– Proszę zważyć, panie sędzio, że nie ma śladów włamania. Byłoby dziwne, gdyby naga kobieta podeszła do drzwi, żeby otworzyć maniakowi i przyjąć go następnie w sypialni.
– Co to za rozumowanie! Mogła się zorientować, że ten człowiek jest maniakiem, dopiero w chwili, gdy… Rozumie pan?
– Ja stawiałbym raczej na dramat namiętności – powiedział Montalbano, który wyraźnie zaczynał się dobrze bawić.
– Czemu nie, czemu nie? – podchwycił Tommaseo i podrapał się po brodzie. – Musimy pamiętać, że anonimowy telefon pochodził od kobiety. Może to zdradzana żona? A propos, czy wie pan, jak można się skontaktować z mężem ofiary?
– Tak, Fazio ma numer telefonu – odpowiedział komisarz, którzy od razu poczuł ucisk w sercu. Nie cierpiał być zwiastunem złych wiadomości.
– Proszę mi podać, zawiadomię go osobiście – powiedział sędzia.
Nicolo Tommaseo miał więc w zapasie całą gamę perwersji. Lubił również wcielać się w kruka.
– Czy możemy ją zabrać? – spytał ktoś z załogi ambulansu, wchodząc do sypialni.
Minęła jeszcze godzina, zanim ci z sądówki skończyli się uwijać i odjechali.
– I co teraz? – spytał Gallo, który wyraźnie pozostawał po urokiem tego pytania.
– Zamknij drzwi i wracamy do Vigaty. Jestem głodny że nie wiem – odparł komisarz.
Adelina zostawiła mu w lodówce cud nad cudy: sos koralowy, przyrządzony z jajeczek langusty, i jeżowce, którymi miał doprawić spaghetti. Postawił wodę na gazie i czekając, aż się zagotuje, zadzwonił do Nicolo Zito, zaprzyjaźnionego dziennikarza Retelibery, jednej z dwóch prywatnych stacji telewizyjnych z siedzibą w Montelusie. Druga, Televigata, której serwis informacyjny prowadził szwagier Galluzza, wykazywała sympatie prorządowe bez względu na to, kto w rządzie zasiadał. Retelibera od zawsze była zorientowana na lewo, więc przy lewicowym rządzie, który teraz sprawował władzę, stacje niczym by się nie różniły, gdyby nie przenikliwa, ironiczna inteligencja Nicolo, dziennikarza o włosach równie czerwonych jak jego poglądy.
– Nicolo? Mówi Montalbano. Zostało popełnione morderstwo, ale…
– …ale nie mogę powiedzieć, że to ty je odkryłeś.
– Anonimowy telefon. Jakaś kobieta zadzwoniła dziś rano do kwestury w Montelusie i powiedziała, że w domu w dzielnicy Tre Fontane popełniono morderstwo. Okazało się, że to prawda. Ofiarą była młoda, ładna i naga kobieta.
– O w mordę!
– Nazywała się Michela Licalzi.
– Masz zdjęcie?
– Nie. Morderca zabrał ze sobą torbę i ubrania.
– A po co?
– Nie wiem.
– A więc skąd wiecie, że zamordowana to Michela Licalzi? Ktoś ją zidentyfikował?
– Nie. Szukamy męża, który mieszka w Bolonii.
Zito zaczął wypytywać o jeszcze inne szczegóły i Montalbano je podał.
Kiedy woda zaczęła wrzeć, Montalbano wrzucił makaron. Usłyszawszy dzwonek telefonu, komisarz przez chwilę się wahał, czy powinien odebrać, czy nie. Bał się, że wywiąże się długa rozmowa, którą trudno mu będzie uciąć, a w tym czasie makaron się rozgotuje. Zmarnować sos koralowy rozgotowanym spaghetti to byłaby katastrofa. Machnął ręką. Nie chcąc, by kolejne dzwonki zakłócały mu spokój ducha, niezbędny do kontemplacji najsubtelniejszych przeżyć smakowych, wyłączył telefon.
Po godzinie, zadowolony z siebie i gotowy na podbój świata, znów włączył telefon. I natychmiast musiał podnieść słuchawkę.
– Halo?
– Halo, czy to pan komisarz we własnej pana komisarza osobie?
– W osobistej, Catarella. Co jest?
– To jest, panie komisarzu, że dzwonił sędzia Tolomeo.
– Tommaseo, Catarella, ale to nieważne. Czego chciał?
– Rozmawiać osobiście z osobą pana komisarza. Dzwonił przynajmniej cztery razy. I powiedział, żeby pan zadzwonił do niego we własnej osobie.
– Dobrze.
– Aha, panie komisarzu, muszę pana powiadomić o rzeczy najwyższej wagi. Zadzwonił do mnie z kwestury w Montelusie pan komisarz, który z nazwiska się nazywa Tontona.
– Tortona.
– Jak go zwal, tak go zwal, ale to musi być ten. Mówi, że muszę chodzić na konkurs informatyczności. Co pan na to?
– Miło mi, Catarella. Chodź na ten kurs, wyspecjalizujesz się. Do informatyczności wydajesz mi się wręcz wymarzony.
– Dziękuję, panie komisarzu.
– Sędzia Tommaseo? Mówi Montalbano.
– Szukałem pana wszędzie.
– Proszę wybaczyć, byłem bardzo zajęty. Pamięta pan dochodzenie w sprawie zwłok znalezionych tydzień temu w wodzie? Wydaje mi się, że stosownie powiadomiłem o nim pana sędziego.
– I co, są jakieś nowości?
– Absolutnie żadnych.
Montalbano usłyszał martwą ciszę. Dopiero co zakończona wymiana zdań była zupełnie bez sensu. Jednak, zgodnie z przewidywaniami, sędzia nie zastanawiał się nad tym zbyt długo.
– Chciałem panu powiedzieć, że udało mi się skontaktować z Bolonią, z mężem ofiary, doktorem Licalzim, i powiadomiłem go, oczywiście z należytym taktem, o feralnym zdarzeniu.
– Jak zareagował?
– Jak by to panu powiedzieć…? Dziwnie. Nawet nie spytał, jak umarła żona, która była przecież młodą osobą. Musi być zimnym typem, nie wywarło to na nim prawie żadnego wrażenia.
Doktor Licalzi podebrał krukowi padlinę. Rozczarowanie sędziego, że nie mógł się nacieszyć, przynajmniej przez telefon, dramatycznym potokiem lamentów i krzyków, wyczuwało się wręcz namacalnie.
– W każdym razie powiedział mi, że dzisiaj nie będzie mógł absolutnie opuścić szpitala. Ma zaplanowane operacje, a jego zastępca jest chory. Jutro rano o siódmej pięć wyleci samolotem do Palermo. Zakładam więc, że będzie w pańskim komisariacie koło południa. To wszystko, o czym chciałem pana poinformować, komisarzu.
– Dziękuję, panie sędzio.
W samochodzie, w drodze do komisariatu, Gallo powiedział mu, że Fazio wysłał Germana po potrącone twingo i postawił je w naszym garażu.
– Świetnie.
Pierwszy do jego gabinetu wszedł Mimi Augello.
– Nie przychodzę do ciebie w sprawach służbowych. Pojutrze, czyli w niedzielę, z samego rana, jadę do siostry. Może masz ochotę zabrać się ze mną do Francois? Wrócilibyśmy wieczorem.
– Mam nadzieję, że mi się uda.
– Postaraj się. Siostra dała mi do zrozumienia, że chce z tobą porozmawiać.
– O Francois?
– Tak.
Montalbano zasępił się. Gdyby siostra Augella i jej mąż poinformowali go, że nie mogą już zajmować się małym, miałby nie lada problem.