– Kata też już umie mówić – oznajmiła Misa z dumą. – One obie bardzo się przyjaźnią.
Faron nie ryzykował, że ktoś jeszcze raz nazwie go nieodpowiednim słowem, kiwnął więc tylko głową Kacie i pochwalił jej śliczną, choć najzupełniej nie na miejscu łososioworóżową sukienkę.
Kata zaczęła skubać rąbek spódniczki i teraz wyglądała doprawdy czarująco w całej swej zażenowanej niezgrabności.
– Miła nać – powiedziała bez tchu.
– Co takiego? – Faron pytająco popatrzył na Misę.
Matka przetłumaczyła:
– Miło pana poznać. Mówi jeszcze trochę niewyraźnie.
Faron zwichrzył Kacie gęste kręcone włosy, wyglądało na to, że doskonale się przy tym bawi.
– I ciebie miło poznać, Kato!
Pozostali Obcy ze zdumieniem obserwowali, jak wielką popularnością cieszy się Faron.
– Zaczynamy rozumieć, że coś nam przeszło koło nosa – stwierdził jeden zamyślony. – Ale nam nie jest łatwo…
Wielu zastanawiało się, co właściwie zamierzał powiedzieć i dlaczego tak trudno im kontaktować się z ludźmi z Królestwa Światła. Od dawna wielką zagadką dręczącą wszystkich mieszkańców Królestwa Światła był dystans, jaki utrzymywali wobec nich Obcy, jak gdyby uważali, że stoją wysoko ponad wszystkimi innymi istotami zamieszkującymi wnętrze Ziemi. A przecież kontakty z Faronem przebiegały tak bezproblemowo.
– Może teraz zechcecie wejść razem z nami do naszego królestwa? – zaproponował jeden z Obcych.
– Czy już w nim nie jesteśmy? – wyrwało się Tsi-Tsundze.
– Jeszcze nie, to dopiero przedsionek. A przy okazji chciałem spytać… Czy te chmury mgły nie są dla was zanadto dokuczliwe?
– Oprócz zbędnych demonstracji ze strony najmniejszych, to powietrze w niczym nam nie przeszkadza – stwierdziła Siska. – To trochę takie wrażenie, jakbyśmy byli w olbrzymiej pralni.
– A więc doskonale, wchodzimy.
Berengaria znów poczuła się trochę zostawiona na boku, tak jak poprzednio, gdy był z nimi Faron. On jej nie znal. Nie pozwolono jej wziąć udziału w jego wielkiej wyprawie w Góry Czarne, nie zabrali wtedy także Jaskariego ani Eleny. Elena sama nie chciała jechać, lecz w duszach Jaskariego i Berengarii fakt, że ich odrzucono, pozostawił głębokie rany. Teraz znów je rozdrapano.
Wielkie drzwi prowadzące do wnętrza królestwa Obcych otworzyły się, a gdy weszli, zaraz zamknęły się za nimi.
Tutaj chmury były jeszcze gęściejsze, mlecznobiała mgła jakby skondensowana. Indra na wszelki wypadek mocno chwyciła Rama za połę płaszcza, żeby nie stracić z nim kontaktu.
Było tu wielu Obcych. Pomogli gościom naciągnąć na głowy coś w rodzaju obciskającego kaptura, wystawały spod niego jedynie uszy, oczy, nos i usta.
– Kondomy – szepnęła Indra do Rama. – Słyszałeś chyba o Indianinie, który spytał: „Tatusiu, dlaczego mamy tyle dziwnych imion w naszym plemieniu?” „Zaraz ci powiem, synku. Gdy Wędrujący Jeleń przyszedł na świat, w pobliżu wędrował jeleń, a gdy spłodzony został Ognisty Deszcz, trwała straszliwa burza. Czy chciałbyś wiedzieć coś więcej, Dziurawa Gumo? A ja w tej gumie nie czuję się całkiem bezpiecznie.
Ram uśmiechnął się.
– Ciesz się, że Oko Nocy cię teraz nie słyszał! Ale muszę przyznać, że i ja jestem zdziwiony. Co to wszystko może znaczyć?
Dostali fartuchy ochronne i dodatkowo jeszcze cienkie gumowe rękawiczki. Nie było to zbyt przyjemne, większość jednak jakoś się z tym pogodziła. Natomiast mały Haram głośno protestował w przeciwieństwie do obu dziewczynek, które skakały w koło, figlując w swoich nowych obcisłych kostiumach.
– Kto ty jesteś? – spytała Indra jakąś przypominającą kokon istotę.
– Jestem Oko Nocy i świetnie słyszałem, co przed chwilą mówiłaś, ale muszę ci powiedzieć, że się mylisz. Mniejszości i pierwotne ludy wcale nie są tak strasznie przewrażliwione i potrafią się śmiać same z siebie. Mnie też by ubawiła ta twoja historyjka, gdybym nie słyszał jej już wcześniej. Ale wszystko tutaj wydaje się takie tajemnicze. Dziwne, że usta zostawili nam swobodne.
– To prawda, niczego nie pojmuję. Jeśli oni chcą nas teraz poznać, to przecież nie będą mogli stwierdzić, kto jest kto, ani nie zobaczą, jak wyglądamy. Jakoś to wszystko poplątane!
– Rzeczywiście – z najbliższej mumii wydobył się głos Berengarii. – Chętnie przedstawiłabym się Faronowi, którego wszyscy z wyjątkiem mnie tak dobrze znają, ale skąd on będzie wiedział, jaka jest Berengaria, kiedy tak wyglądam?
– Och, tyle goryczy w twoich słowach? – zdumiała się Indra.
– Chyba nic w tym dziwnego. A tobie podobałoby się, gdyby zostawiono cię w domu, podczas gdy wszyscy inni wyruszyli razem z nim w Góry Czarne?
Indra zaniemówiła, ale Ram znalazł odpowiedź.
– Widać miał swoje powody.
Nie było to przemyślane stwierdzenie. Zobaczyli, jak oczy Berengarii wypełniają się łzami, i Ram czym prędzej poprosił o wybaczenie, nic złego przecież nie miał na myśli.
– Możesz tak sobie mówić – stwierdziła Berengaria, lecz teraz przynajmniej się uśmiechała.
Przyniosło im to wielką ulgę.
– I tak nic mądrego nie wymyślisz. No, ale muszę przyznać, że głupio się czuję w tym przebraniu, w tej skórze węgorza.
Jakiś Obcy usłyszał ich i wtrącił się:
– To tylko zabezpieczenie. Nie wiemy, jak długo musicie być w nie ubrani, właśnie o tym także chcemy się przekonać.
Podziękowali uprzejmie za wyjaśnienie i nawet nie protestowali, kiedy Obcy zaczęli wszystkich wciskać w kąt.
Nagle cały róg pokoju odgrodziła przezroczysta ściana, mniej więcej taka jak w kabinie prysznicowej, i doświadczyli czegoś, czego nie umieli zrozumieć. Jedynie Miranda przeżyła wcześniej coś podobnego. Zostali przeniesieni, nie ruszając się z miejsca. Ich ciała zostały rozszczepione na molekuły i połączone na powrót dopiero wtedy, gdy znaleźli się w jakiejś sali wysoko ponad halą wejściową. Nie było to nieprzyjemne uczucie, lecz, trzeba przyznać, bardzo dziwne.
– Ale gdzie my teraz jesteśmy?
To Tsi wypowiedział na głos pytanie, które w duchu zadali sobie wszyscy.
Tu nie było już mgły, a jedynie fantastyczne, niezwykłe piękno, bez względu na to, w którą stronę się spojrzało. Można mówić o Obcych, co się chce, lecz ich poczuciu estetyki nie dawało się nic zarzucić. Różnili się przy tym od tyranów z Nowej Atlantydy, którzy urządzili swoją krainę z symetrią co do milimetra. Tutaj sporo do powiedzenia miał pierwiastek artystyczny, każdy najdrobniejszy nawet detal był niezwykle wyszukany, choć symetrii w nim nie było. Otoczenie stanowiło więc odpoczynek dla oczu i rozkosz dla duszy.
Podstawowym kolorem, jaki tu obowiązywał, wciąż była biel, lecz wykorzystano także inne barwy, zarówno pastelowe, jak i ostre. Berengaria westchnęła z uniesieniem, usłyszała też głębokie, przeciągłe westchnienie innych. Wszystko tutaj było takie piękne, że wprost bolało w piersiach. Takie wspaniałości wprost pragnie się pokazać swoim przyjaciołom. Na szczęście oni również je widzieli. Szkoda tylko, że rodzice i babcia Theresa nie mogli tego zobaczyć,. zwłaszcza ojciec, delikatny poeta Rafael. Przede wszystkim jednak uwagę przybyłych zwrócili gospodarze. Ci, którzy znajdowali się w tej sali, nie mieli wcale takich sztywnych dziwacznych twarzy, wyglądali niemal jak ludzie, a raczej jak Lemuryjczycy. Berengarii przypomniała się prastara saga opowiadająca o tym, jak to Obcy pojawili się w świecie na powierzchni Ziemi przed wieloma tysiącami lat i połączyli się z prymitywnym, lecz stosunkowo inteligentnym plemieniem, będącym pośrednim gatunkiem między małpami a ludźmi. Efektem ich związków byli Lemuryjczycy. Nowa rasa znacznie przewyższała ówczesne naczelne zarówno pod względem inteligencji i urody, jak i charakteru. Rasa ta na Ziemi wyginęła, tu jednak istniała nadal.