Elena zrozumiała, że posunęła się za daleko, ale to było takie trudne, czuła się osamotniona. Wszyscy tutaj mówili jakby innym językiem niż ona.
– Przepraszam – powiedziała cicho. – To była jedynie hipoteza.
– Mam nadzieję – cierpko powiedział Móri. Był odpowiedzialny za obecnych tu członków rodziny czarnoksiężnika, wśród nich za Elenę.
Rzeczywiście, Berengaria miała rację: Elena była jak uczennica, która trafiła do niewłaściwej klasy. Myślała jak większość ludzi i zupełnie inaczej niż jej przyjaciele.
Teraz jednak również Berengaria wstydziła się za swoją kuzynkę, uważała, że Obcy, bardzo mili, nie zasłużyli na taką podejrzliwość.
Przyglądała się im siedzącym albo stojącym na dole pośrodku audytorium i czuła, jak ogarnia ją wielki spokój.
Pozwoliła sobie na chwilę egoizmu. Bez względu na to, co stanie się z Ziemią, ona miała potężnych sprzymierzeńców. Od dawna czuła się bezpieczna, miała wszak Marca, Móriego, Dolga, Strażników i wszystkie duchy, lecz teraz dołączyli do nich jeszcze Obcy.
To przyjemne uczucie i jakież emocjonujące!
Czuła, że jest świetnie uzbrojona, by stawić czoło niepokojącej przyszłości.
Nagle w jednym rzędzie zapanowało dziwne poruszenie, wzburzone głosy Madragów mieszały się z pokrzykiwaniem Mirandy, Gondagila, Tsi i Siski.
Okazało się, że Kata i Gwiazdeczka znalazły należącą do Kira pelerynę Strażnika, przewieszoną przez oparcie krzesła, i ubrały w nią małego Harama. Zawiązały mu ją pod brodą tak, że wyglądał jak stara babcia, a na dodatek z dobrego serca próbowały go zmusić do wypicia sherry z kieliszka Gondagila.
Nie mogły pojąć, dlaczego dorośli tak krzyczą.
CZĘŚĆ DRUGA
14
Z powrotem w domu.
Każdy otrzymał grubą kopertę zawierającą instrukcje i wyjaśnienia na temat zadania, jakie mu przydzielono. Tak bowiem, jak powiedział Erion, omawianie wszystkich punktów dotyczących każdej poszczególnej osoby na ogólnej sali, w audytorium, przeciągnęłoby się na wiele dni. Wybrani mieli zatem dokładnie przejrzeć wszystkie instrukcje, a gdyby znaleźli w nich coś niejasnego, powinni zwrócić się do Farona lub bezpośrednio do Eriona, który wyruszył wraz z nimi do Królestwa Światła po tym, jak Marco sprawił, że skóra Obcych mogła już bezpiecznie stykać się z powietrzem.
W domu Indra długo obracała w palcach kopertę, zanim wreszcie ośmieliła się ją otworzyć.
– Słyszałeś, co mówili Obcy? Podobno mają rozdzielić naszą grupę. Całkowicie. Wyznaczono nam tak różne zadania, że być może już nigdy się nie zobaczymy.
– W każdym razie dużo czasu może upłynąć do powtórnego spotkania – przyznał Ram. – Ale ty i ja będziemy pracować razem, taki jest wymóg.
– Na nic innego bym się nie zgodziła. Ale już się rozproszyliśmy. Cień został u swych krewniaków, a Jaskariemu ku jego wielkiej radości pozwolono natychmiast rozpocząć pracę przy zwierzętach.
– Tylko na jakiś czas – przypomniał jej Ram. - Świat na powierzchni Ziemi również go potrzebuje.
– Jaskari jest przydatny do bardzo wielu rzeczy -przyznała Indra i poprawiła poduszki na sofie, żeby wygodnie im się siedziało. Sprzątanie i układanie co do milimetra nie obchodziło jej ani trochę. Najważniejsza była wygoda. – Elena i Misza zostaną tu, w Królestwie Światła, a i Madragowie nie powinni się pokazywać w świecie na powierzchni Ziemi. Na pewno więc się rozdzielimy. Ale co takiego przytrafiło się Lilji? Nie pozwolili jej wrócić do domu. Przyszli po nią dwaj Strażnicy.
– Nie wiem, Indro, spróbuję się dowiedzieć. Czy otworzymy teraz nasze koperty?
Zrobili tak. Cisza zapadła w jasnym, pięknym salonie, który oboje tak bardzo lubili. Był to najlepszy okres w życiu Indry. Rama również, zapewniał ją o tym wielokrotnie.
– Wyruszamy na powierzchnię Ziemi – powiedziała Indra bez tchu. – Mam cię wspomagać w pracy, w próbach zaprowadzenia ponownego ładu na Ziemi i zapewnieniu ludziom godnego życia.
– Tak. Całe szczęście, że ty i ja będziemy razem.
– To rozsądnie pomyślane ze strony Obcych, ale strasznie będę za wszystkimi tęskniła.
– Ja także – przyznał Ram. – Widzę, że Obcy wysłali już grupę badaczy, ludzi, którzy podejmą próby zapobieżenia katastrofom geologicznym. Obawiam się jednak, że jest już na to za późno.
– Czy u ciebie jest napisane coś konkretnego o naszej pracy? Na czym ma ona polegać?
– Jeszcze nie zdążyłem wszystkiego przeczytać.
– Och, pomyśl tylko, Ramie, z powrotem na powierzchnię Ziemi! Po tylu, tylu latach! Cala aż się trzęsę!
Rzeczywiście, Lilję zabrano do głównej kwatery Strażników. Wszystko potoczyło się tak prędko, że nie miała nawet czasu na to, by znów pożegnać się z Goramem. Słyszała jednak, że wybierał się prosto do stacji, z której miał wyruszyć. Bez względu na to, jaki był cel jego podróży.
Kiro z Tellem rozmawiali między sobą, że oto miał teraz ostatnią szansę, by wystartować. Lilja nastawiała uszu, lecz nie dowiedziała się tego, co interesowało ją najbardziej: dokąd miał wyjechać. Tell mówił tylko, że później nie wyruszy tam już żadna gondola.
Co znaczy owo „tam”? Gdzie to jest?
Wkrótce jednak musiała się skoncentrować na swych własnych kłopotach.
Ileż pytań zadawali jej Strażnicy w głównej kwaterze!
– Czy byłaś u Zendy Brown poprzedniego dnia?
– Owszem, byłam.
– A kiedy?
– Wczesnym popołudniem.
– Raz czy dwa razy?
– Tylko raz, powinnam tam pójść po raz drugi, po kurtkę, którą zostawiłam, ale nic z tego nie wyszło. Prawdę powiedziawszy, całkiem o niej zapomniałam.
– Chyba sporo zapominasz?
– Rzeczywiście, szczególnie w ostatnich dniach, ale tyle było…
Nie myśl teraz o Goramie, zachowaj przytomność umysłu, oni na pewno nie lubią łez.
Ci Strażnicy nie byli Lemuryjczykami, lecz zwykłymi ludźmi.
– Nie byłaś więc tam wieczorem?
– Nie, siedziałam w domu.
Strażnik drążył dalej:
– Czy ktoś może to potwierdzić?
– Nie, moja matka wyszła.
– Co robiłaś? Oglądałaś może jakiś program w telewizji?
– Nie… nie robiłam nic szczególnego. No, owszem, przesadziłam krzew róży.
– Czy widział cię ktoś z sąsiadów? Może na przykład z okna?
– To było w ogrodzie na tyłach, tam w pobliżu nie ma żadnego budynku.
– O ile dobrze zrozumiałem, to twoja ciotka, bracia i siostra cioteczna mieszkają w tym samym domu. Czy oni nie mogli…?
– Silas i jego rodzina? Wyjechali.
Strażnik westchnął. Czy ta dziewczyna musi wszystko tak strasznie sobie utrudniać?
Zenda Brown również była w kwaterze głównej, wezwano ją na długie przesłuchanie, lecz siedziała spokojna, gdyż nikt w barze nie podważył jej alibi. Owszem, wszyscy widzieli, że Zenda była tam poprzedniego wieczoru, od samego początku. Nie, żadnej konkretnej godziny nikt nie mógł podać, ale siedziała bardzo, bardzo długo. I wyszła dopiero jak zamykali, razem z przyjaciółką i paroma dżentelmenami.
Określenie „dżentelmeni” Strażnicy przyjęli ze szczyptą sceptycyzmu.
W każdym razie przyjaciółka mogła potwierdzić, że Zenda spędziła całą noc w jej mieszkaniu.
Przypadkiem Lilja i Zenda spotkały się w korytarzu głównej kwatery Strażników.
– To ona! – zawołała Zenda dramatycznie już z daleka, polakierowanym na czerwono paznokciem wskazując na Lilję gestem oskarżenia. – Dobrze widziałam, jak łakomie spoglądała na moje diamenty! I ona mieszkała w tym domu, na pewno miała klucz. Jakże by inaczej mogła dostać się do środka? Oprócz mnie klucz ma jedynie ona!