Выбрать главу

Lilja czuła, że o czymś zapomniała. Poprosiła przybyłego, by usiadł. Siedzieli każde na swoim krześle przy niedużym stoliku. Lilja nabrała zaufania do tego Strażnika, jego obecność napawała ją jakże potrzebnym jej teraz spokojem.

– Gdybym tylko wiedziała, dokąd wyjechał, poszłabym za nim na koniec świata. Ale on właśnie ode mnie chciał uciec, pewnie więc wcale by się nie ucieszył.

Lemuryjczyk w milczeniu patrzył na nią, w jego czarnych oczach nie widać było nawet cienia wrogości.

Lilja rzuciła impulsywnie:

– Nie mogłabym się dowiedzieć, gdzie on jest? Czy proszę o zbyt wiele?

– Nie – odparł powoli. – Rozumiem, że bardzo go lubisz. I że to nie twoja wina, iż wszystko skończyło się w ten sposób. Goram musiał nas opuścić, ponieważ czeka go bardzo ważne zadanie.

– A jakie to zadanie? – cicho spytała Lilja.

Strażnik westchnął.

– Gdy Strażnik z Elity nie jest dłużej w stanie skupić się całkowicie na służeniu Świętemu Słońcu, musi ruszać dalej, do końcowego zadania…

– To brzmi naprawdę strasznie. Czy on umrze?

– Śmierć nie jest żadnym zadaniem, to etap przejściowy. Nie, Strażnik Elity musi wejść w Wielką Światłość, której Święte Słońce jest zaledwie płomykiem. Tam będzie czekał na istoty, które umierają, będzie dbał o ich spokój i poczucie bezpieczeństwa i pomagał im tam się zaaklimatyzować.

Dla Lilji było tego trochę za dużo.

– Wielka Światłość?

– Słyszałem, że od niedawna kręcisz się w grupce skupionej wokół księcia Marca. Czyżby nikt nie zdążył ci o tym opowiedzieć?

– Nie.

– Czy wyznajesz jakąś konkretną religię?

Lilja wahała się przez chwilę:

– Moja rodzina wywodzi się z kręgów protestanckich, lecz muszę przyznać, że mnie osobiście najbardziej pociąga Święte Słońce.

Strażnik z uznaniem pokiwał głową.

– A więc tak, wobec tego mogę ci opowiedzieć o Wielkiej Światłości.

Lilja usiadła wygodniej. Wciąż panowała owa niezwykła nocna cisza, choć przecież miała już towarzystwo. On jak gdyby samą swoją obecnością wyczarowywał niesamowity nastrój. Była to niezwykła chwila dla Lilji, wyczuwała u tego człowieka zrozumienie i łączącą ich więź, która była niczym balsam na jej okaleczoną duszę. Ostatnim dniom towarzyszyło zbyt wiele emocji, jeszcze przed chwilą wydawało jej się, że chyba więcej nie wytrzyma. Na szczęście przyszedł on. I bez względu na to, co mógł jej powiedzieć o Goramie, wiedziała, że i tak jego słowa przyniosą jej ulgę w bólu.

– Bardzo chętnie usłyszę coś o Wielkiej Światłości – szepnęła.

– A więc słuchaj. Wiele ludów na Ziemi czciło i w dalszym ciągu czci Słońce jako swe bóstwo, nic nie wiedząc o Światłości. Niby coś wiedzą, lecz nie do końca. Słońce, które widzą, jest gwiazdą na sklepieniu niebieskim, natomiast Wielka Światłość to coś o wiele, wiele więcej. Ona istnieje wszędzie, choć nieczęsto zdarza się nam ją widzieć. Gdy umieramy, wchodzimy w nią, istnieje więc świat późniejszy, świat po drugiej stronie. Światłość istnieje w przyrodzie, wokół nas i w naszym wnętrzu, żyjemy w niej, nie wiedząc o tym wcale, w niczym nam też to nie przeszkadza. Światłość ta składa się wyłącznie z miłości. Z ciepła, troski i spokoju, lecz przede wszystkim z wszechogarniającej uniwersalnej miłości.

To, co mówił, brzmiało bardzo pięknie. Lilji od razu zrobiło się cieplej na sercu.

– Ale Światłości nie można zobaczyć?

– Owszem, niekiedy się to zdarza. Podczas przeżyć w stanie śmierci klinicznej ludzie widzą owo silne, lecz zarazem łagodne bursztynowe światło, które pojawia się po przejściu przez ciemny tunel. Ujrzało je wiele osób, które poddały się terapii regresji, powrotu do poprzednich wcieleń. Zdarza się wówczas, że natrafiają na moment między chwilą śmierci a początkiem nowego życia. Ludzie odczuwają wówczas cudowne, pełne rozluźnienie, unoszą się czy też pływają w tym świetle, które otacza ich bezgraniczną miłością. A ci, którzy potrafią oczyścić domy z upiorów, mówiąc do takiej zabłąkanej duszy, zawsze kończą zaklęcia słowami: „Teraz będziesz już wolna i powędrujesz dalej ku światłu”.

Lilja zorientowała się, że ze zdumienia otworzyła szeroko usta, teraz czym prędzej je zamknęła.

Przywódca Elity Strażników podjął:

– Tu, w Królestwie Światła, mamy możliwość oglądać płomyk Światłości na co dzień, jest nim Święte Słońce. Obcy dostali płomień od Wielkiej Światłości kiedyś dawno temu przed tysiącami lat, podzielili ów płomień na wiele mniejszych i większych Słońc i większość z nich przywieźli ze sobą na Ziemię, a później tutaj w jej głąb. Tu bowiem panowały kompletne ciemności. Główny płomień, największe Słońce, jakie mamy, to, które oświetli całe wnętrze Ziemi, nie zostało jeszcze ustawione, lecz nastąpi to już wkrótce po tym, jak Ciemność zostanie oczyszczona ze zła.

Czy on nigdy nie dotrze do Gorama? pomyślała Lilja, lecz mimo to w napięciu wsłuchiwała się w słowa Strażnika.

– Ale czy ta Wielka Światłość istnieje konkretnie, w jakimś miejscu?

– Owszem, lecz w innym wymiarze, położonym poza naszym wszechświatem. Może ponad, jeśli tak wolisz. Ale też i w jego obrębie. Możesz doświadczyć jej z bliska, mówiłem już.

Lilji to wszystko nie mogło się pomieścić w głowie. Próbowała jakoś to sobie uporządkować.

– Jak ona wygląda? Czy ma jakiś kształt? Czy może jest amorficzna?

Była ogromnie dumna z właściwego użycia takiego mądrego słowa.

Strażnik rozważał odpowiedź.

– Jeśli wyobrazisz sobie, że wznosisz się ponad sfery coraz wyżej i wyżej…

Lilja natychmiast wyobraziła sobie, jak z zamkniętymi oczami wznosi się coraz bardziej w górę.

Strażnik uśmiechnął się.

– Widzę, że doskonale to potrafisz. Czujesz zimno, jakie cię otacza, prawda?

– Owszem – na jej ustach pojawił się błogi uśmiech. – Rzeczywiście tak jest.

– No cóż, jeśli wzniesiesz się wyżej, niż ktokolwiek może sobie wyobrazić, to tam się zatrzymasz. Jeśli teraz spojrzysz w dół, zobaczysz świat w miniaturze, pejzaż będący jakby wycinkiem Ziemi, ujrzysz zielone pasma wzgórz, rzekę wpływającą do jeziora, drzewa i kwiaty, domy, zwierzęta i ludzi…

– Tak jak na zewnętrznych terenach terytorium Obcych?

– Widzę, że doskonale mnie rozumiesz. Tak, mniej więcej coś takiego.

– Widzę coś więcej – powiedziała Lilja wolno, jakby zahipnotyzowana. Miała zamknięte oczy, a na jej otwartej twarzy o naiwnych czystych rysach widniał uśmiech szczęścia.

– Ach, tak, a co takiego widzisz? – zainteresował się Strażnik.

– Widzę świat wokół mnie, wszystkie systemy słoneczne, galaktyki, nebulozy. Mnóstwo ciał niebieskich, słońc, satelitów, gwiazdozbiorów, kwazarów i pulsarów…

– Ojej! – westchnął z podziwem. – Naprawdę sporo umiesz.

– Astronomia była w szkole moim ulubionym przedmiotem.

– Doprawdy całkiem nieźle jak na kogoś, kto nigdy nie widział nieba, a co dopiero gwiazdy.

– Mamy przecież tę wielką salę, której ruchomy dach przedstawia całe sklepienie niebieskie.

– Chciałabyś więc zobaczyć to w rzeczywistości? Znaleźć się w świecie na powierzchni Ziemi?

– O, tak, bardzo na to liczyłam…

Musiała urwać, tak ogromnie się zasmuciła.

– Wiem – powiedział cicho. – Ty i Goram w tej grupie poszukiwaczy przygód pracowaliście razem. Nie otworzyłaś jeszcze swojej koperty?

– A czy miałam na to czas? Nic to jednak, mów dalej.

– Nie, to ty będziesz mówić. A więc zajrzałaś we wszechświat. Czy jesteś w stanie powrócić do tego obrazu?