Выбрать главу

– Zaklęcia nie działają – przestrzegł syna Móri. -Próbowałem, lecz te istoty przesiąkły złem bijącym od ciemnej wody.

– Jak mogliśmy wówczas zapomnieć o tych ptakach?

Pierwsza potyczka dobiegła końca, ptaki powróciły na swoje punkty obserwacyjne, ale stado poniosło wielkie straty, mężczyźni strzelali, ile tylko starczyło im sił.

Dolg podszedł do drzwi, potem wyjął farangil i szepnął do niego:

– Nie zabijaj, tylko strasz.

Właściwie nie wolno mu było zabierać kamieni w Góry Czarne, długo jednak rozpatrywał wszystkie za i przeciw, aż stwierdził wreszcie, że to nie będzie groźne. Teraz cieszył się, że miał je przy sobie.

Wyszedł.

Czarne ptaszyska natychmiast zanurkowały ku niemu niczym czarne pelikany rozbijające taflę wody. Przyjaciele Dolga strzelali jak szaleni.

Syn czarnoksiężnika obiema rękami uniósł kamień w górę. Farangil rozjarzył się, czerwony blask przeciął powietrze.

Z przenikliwym wrzaskiem ptaki zaczęły się wycofywać.

– Sam się wystraszyłem – przyznał Erion. – Nigdy wcześniej nie widziałem świętego kamienia w akcji.

– Jedynie Dolg może sobie pozwolić na coś takiego – powiedział Marco dumny, że ma takiego przyjaciela. Cały czas nie przestawali strzelać. – On jest panem tych kamieni, strzeże ich z czułością, a one go za to ubóstwiają.

– Tobie więc nie są posłuszne?

– Nie. Tylko Shira raz miała z nimi do czynienia, i to na prośbę Dolga. Nikt inny nie może ich dotknąć. Jedynie Villemann, brat Dolga, trzymał kiedyś w dłoniach szafir, lecz nigdy farangil.

Freki z nadzieją czekał, że i on będzie mógł przystąpić do działania. Może pociągnąć jakieś okropne ptaki za ogon?

– Nie tutaj – odparł Ram. – Zostań raczej w gondoli i bądź przy Gerim, gdy się ocknie.

Faron zorientował się w poczynaniach Dolga i zawołał nieco zirytowany:

– Dolg! Masz przy sobie oba kamienie, zabrałeś je tutaj?

– Tak.

– To dlaczego nic o tym nie powiedziałeś? Niebieskim szafirem mogłeś przecież uratować Gorama!

– Byłem trochę zajęty.

– No tak, rzeczywiście. Idziemy do ciebie!

Przybiegli do niego wszyscy, chronieni promieniami farangila. Oślepione ptaki nie mogły się dłużej bronić, strzelali więc do nich po kolei, a Dolg z Erionem tym, które zaczynały się poruszać, wstrzykiwali eliksir.

Wreszcie w ciasnej przełęczy zapadła cisza. Dolg podziękował farangilowi za pomoc i troskliwie zapakował kamień, który powoli przygasał.

Faron wezwał panie powietrza.

– Czy są jeszcze jakieś ptaki?

– Nie, wszystkie zostały pojmane, nie ma ich już nigdzie, dajemy na to słowo.

Potem przywołał Tella.

– Natychmiast przyślij tu pospieszną gondolę. Dolg i Marco muszą czym prędzej wracać do Królestwa Światła, żeby ratować Gorama.

Jeśli on w ogóle jeszcze żyje, dodał w myślach.

Uporali się z pracą w przełęczy, pilnie bacząc, aby wszystkie ptaki otrzymały swoją porcję eliksiru. Podobnie jak na płaskowyżu przekonali się, że drapieżne ptaki już po chwili zaczynają się kurczyć i zmieniać w niegroźne, przypominające trochę kruki, choć dużo mniejsze ptaszki.

Znów ta specjalność Gór Czarnych: wykorzystywanie niewinnych stworzeń przez powiększanie ich rozmiarów i wpajanie im zła.

Gdy zapadła noc, monterzy mogli udać się na spoczynek w swoich gondolach, by następnego dnia już spokojnie podjąć pracę przy budowie masztu. Większość członków specjalnej grupy mogła powrócić do Królestwa Światła.

Odjechali Marco i Dolg, Marco w bardzo złym stanie, źle też było z Mórim, którego Erion opatrzył w gondoli.

Ale wtedy Sol już spała wtulona w ramię Kira, a Indra w objęciach Rama. Berengaria siedziała oparta o ścianę i spoglądała w noc Gór Czarnych. Czuła się ogromnie samotna.

25

Dzięki medycznej wiedzy Jaskariego, niebieskiemu szafirowi Dolga i leczącym dłoniom Marca udało się przywrócić życie pragnącemu śmierci Lemuryjczykowi. Ciężka to była praca, on bowiem w niczym nie pomagał, a rana w piersi, zadana przez ptasi szpon, okazała się bardzo głęboka, sięgała prawie do samego serca.

Uratowali Gorama. Wyglądało jednak na to, że on wcale się z tego nie cieszy.

– Potrzebny jesteś w świecie na powierzchni Ziemi – rzekł Ram poważnie, gdy przyszedł do niego do szpitala.

Goram popatrzył na niego niezbyt przytomnie.

– Czy Lilja też wyjdzie na zewnątrz?

– Tak, ale tym się nie przejmuj, ona będzie razem z Dolgiem.

– Wobec tego spróbuję – szepnął, a potem znów stracił świadomość.

Powrócił do świata żywych, lecz w jego oczach nie było już radości.

Ram, Faron i Marco odbyli bardzo poważną rozmowę z dowódcą Elity Strażników.

– Czy nie da się cofnąć tej obietnicy złożonej Świętemu Słońcu? – spytał Faron.

– Niestety – odparł wysoko postawiony Strażnik. – Przysięga dochowania cnoty jest jedną z naszych najważniejszych.

– Uważam, że to zupełnie niepotrzebna obietnica – wtrącił się Ram. – Lilja przecież również służy Słońcu.

– Lecz nie w taki sam sposób.

– Ale dwoje młodych ludzi cierpi.

Dowódca Elity Strażników westchnął.

– Wiem, jak się teraz miewa Goram, sam też przeżyłem podobny uczuciowy problem, ale mnie się udało z nim uporać – oświadczył z dumą.

– A tej kobiecie? – spytał cicho Marco. – Czy jej także się udało?

Przywódca milczał. Twarz miał niezgłębioną.

Długo czekali, lecz nie doczekali się na odpowiedź.

U Berengarii zadzwonił telefon, w słuchawce odezwała się Indra.

– Będą teraz zapalać wielkie Słońce. Ram i ja wybieramy się w Góry Czarne, pojedziesz z nami?

– Bardzo chętnie. Dobrze jest obserwować takie wydarzenie z miejsca dla orkiestry, a przecież to po części również nasze dzieło.

Z powodu czarnych ptaków i sporych strat wśród robotników montaż masztu nieco się opóźnił, teraz jednak wszystko już było gotowe do uroczystego odsłonięcia.

Stawili się również wszyscy uczestnicy ostatniej wyprawy. Wyjątkiem był Goram, który musiał zebrać siły przed podróżą na powierzchnię Ziemi. Stali teraz na płaskowyżu wśród wiejącego wiatru i staranniej otulali się ubraniami, jak gdyby chcieli się ochronić przed nieprzyjaznym mrokiem Gór Czarnych. Wielu ludzi obserwowało doniosłe wydarzenie także w Ciemności, gdyż z Królestwa Światła nowego Słońca nie dało się tak wyraźnie zobaczyć.

Maszt był olbrzymi, tak wysoki, że nie dawało się dostrzec jego czubka. Berengaria nie zazdrościła tym, którzy mieli wspiąć się na wierzchołek, wiedziała jednak, komu przypadnie zaszczyt zapalenia Świętego Słońca.

Wybrańcem był Móri, czarnoksiężnik, któremu tak wiele zawdzięczano i który nigdy nie podkreślał znaczenia swych dokonań. Pod tym względem przewyższał go jedynie syn Dolg, najskromniejszy bohater w całym Królestwie. Móri wraz z paroma odważnymi monterami byli już na górze, wkrótce miała nastąpić wielka chwila, pozostawały zaledwie dwie minuty do wyznaczonego czasu.

– No i co wy na to, dziewczęta? – rozległ się głos Farona. Stanął za Indrą i Berengarią i położył im ręce na ramionach. – Zmarzłyście?

– Tak, wielki-wodzu-który-podkradasz-się-od-tyłu – powiedziała cierpko Berengaria. – Ale lubimy marznąć w takich emocjonujących okolicznościach.

Od jego dłoni, spoczywającej na ramieniu dziewczyny, biło ciepło. Uśmiechnął się trochę drwiąco.

– Ty i Indra zawsze macie na końcu języka jakąś ciętą odpowiedź, ale to naprawdę wielka chwila, którą pragnę przeżyć razem z wami.