– Ja też nie, ale ta czwórka, o której teraz wspomniałeś, troszkę się wycofała z naszego życia… Ciekaw jestem, kto się pojawi ze strony Obcych. No i czego oni od nas chcą?
– Nie mogę odczytać tego podpisu – stwierdził Ram. – W każdym razie nie wydaje mi się, aby był to Faron.
– Raczej nie, ale on na pewno brał udział w wybieraniu tych osób. Wprawdzie rzadko zwracał się do mnie „wasza wysokość”, lecz myślę, że to raczej na pewno jego dzieło.
– Może jego i ojca Armasa, Strażnika Góry?
– Cóż, możemy tylko zgadywać. Ale tak strasznie jestem ciekawy, kto przyjdzie. I po co?
– Nie przypuszczam, żeby chodziło o kolejne medale – uśmiechnął się Ram.
– To prawda, sprawa musi dotyczyć czegoś zupełnie innego, ale czego? No cóż, musimy jak najprędzej przekazać zawiadomienia.
– Dobrze, zacznę od Gorama.
Ale Gorama nigdzie nic dało się znaleźć. Nic wyjechał jeszcze, po prostu nie było go w domu w kwaterach Strażników, nic odpowiadał też na żadne próby wezwania.
– Nie rozumiem tego. Ram był zdezorientowany. – Wygląda to tak, jakby zapadł się pod ziemię.
W rzeczywistości jednak Goram przebrał się, przygotował do opuszczenia posterunku w pośpiechu zapomniał przełożyć do kieszeni świeżego stroju maleńki aparacik będący jego telefonem.
Potem postanowił ostatni raz spojrzeć na Sagę.
Dlaczego wybrał akurat to miasto, nawet sam sobie nie potrafiłby wyjaśnić.
Zaparkował gondolę w pewnej odległości od miasta i ruszył na piechotę w stronę punktu widokowego na wzgórzu. Próbował nie patrzeć na otaczającą go piękną zieleń, na leśne kwiaty nieśmiało wystawiające główki z cienia pod drzewami. Maszerował szybkim krokiem, jak gdyby chciał uciec przed własnymi myślami, lecz cala jego dusza się buntowała. Zirytowany potrząsał głową, żeby uciszyć burzę uczuć, jaka rozpętała się w jego wnętrzu.
Goram zamierzał opuścić teraz to wszystko, przepiękne srebrzyste lasy, białe miasta i wioski, przyjaciół…
Sam dokonał tego wyboru. Rozmawiał z dziewięcioma pozostałymi Strażnikami z Elity i wraz z nimi ustalił, że to jedyne wyjście. Przysięga złożona Słońcu była święta i ze względu na dziewczynę musiał ukrócić to wszystko teraz, póki jeszcze nie posunęli się zbyt daleko.
A raczej, zanim cokolwiek w ogóle się zaczęło.
Zadanie, jakiego miał się teraz podjąć, będzie służyć ku jeszcze większej chwale Świętego Słońca, stanie się też jeszcze większą poniesioną przez niego ofiarą. Jego towarzysze wyglądali na zasmuconych.
Nieświadom tego, co robi, dotarł do punktu widokowego i tam się zatrzymał. Drgnął cały, gdy zorientował się, że spogląda wprost na dom Lilji. Zobaczył też dziewczynę. Klęczała w ogrodzie i sadziła jakąś roślinkę. Jaką, tego już dostrzec nie mógł.
Kończąc pracę, ubiła ziemię wokół krzaczka, troskliwie, delikatnie, jakby miał on dla niej jakieś szczególne znaczenie, chwilę jeszcze posiedziała, potem zaś zasłoniła twarz rękami, najwyraźniej wybuchnęła płaczem.
Goram zacisnął zęby, odwrócił się na pięcie i biegiem pognał do gondoli.
6
Miszę i Jaskariego także trudno było złapać.
Okazało się, że wybrali się na wycieczkę. Jaskari zaprowadził Miszę do hotelowego apartamentu rodziców, który zdaniem chłopca wprost oszałamiał swoją wspaniałością. Potem zaś Misza poprosił o pokazanie mu rodzinnego domu w Ciemności.
– Dlaczego nie? – stwierdził Jaskari, który nie widział wcześniej małej chatki, i niewiele myśląc, zaprosił Miszę i jego rodziców na wyprawę gondolą.
Wszystkim bardzo spodobała się jego propozycja. Natasza wprawdzie przyznała, że trochę się obawia latania gondolą, brakowało jej ziemi pod stopami, Jaskari zapewnił ją jednak, że przynajmniej odkąd on sięga pamięcią, nie wydarzył się żaden wypadek gondoli.
– Tylko czy Misza będzie umiał spojrzeć prosto w oczy warunkom, w jakich dorastał? – spytała jeszcze cicho.
– Misza to bardzo rozsądny miody człowiek – spokojnie odparł Jaskari, Ale muszę powiedzieć wam obojgu, tobie i Elisowi, że wszystkich nas zdumiewa niezwykła inteligencja tego chłopca, a to znaczy, że ma on również bardzo mądrych rodziców. Jego piękny, nieoczekiwanie bogaty język, jego wiedza…
– Elis był nauczycielem w naszej wiosce – odparła z dumą Natasza, a mąż z zapałem pokiwał głową. – Staraliśmy się nauczyć naszego syna wszystkiego, czego tylko się dało.
– Tak też sobie myślałem – uśmiechnął się ciepło Jaskari. – Naprawdę świetnie się spisaliście.
Przyjęli ten komplement z pokorą, lecz radość wprost z nich biła.
Misza stał przed swym rodzinnym domem i czul, jak rozczarowanie wprost rozsadza mu piersi.
Naoglądał się już pięknych budowli w Sadze i w wielu innych miejscach Królestwa Światła, a teraz przybył tutaj. Spodziewał się czegoś zupełnie innego. Domy w wiosce Waregów wyglądały doprawdy bardzo biednie, a chata jego rodziców była najnędzniejsza ze wszystkich.
Taka maleńka, taka ciemna, właściwie prawie zrujnowana.
– Będziemy mieć teraz nowy dom – powiedział zakłopotany Elis.
Jaskari zaś dodał czym prędzej:
– Ze wszystkimi wygodami, równie jasny i przestronny jak domy w Królestwie Światła. Cała wioska zostanie odnowiona.
Misza mógł tylko kiwać głową.
Mocno trzymając się futryny, wciąż jeszcze bowiem nie był całkiem pewien swoich nóg, otworzył drzwi i przekroczył wysoki próg. Natychmiast otoczyły go zapachy, teraz jednak wydawały się ostre i wcale nie tak przyjemne jak przedtem.
A więc tak wyglądał jego dom. Wiele tu poznawał, lecz mimo to wydawało mu się, że wszystko się jakoś skurczyło. Niepewnie podszedł do wielkiego paleniska i odnalazł drzwi do swej kryjówki.
Jaskari pożyczył mu kieszonkową latarkę. Misza przez chwilę stał, patrząc na kompletnie ciemną komórkę, i starał się zwalczyć nieprzyjemne uczucie. Wreszcie odwrócił się, oczy mu błyszczały.
– Dziękuję wam, matko i ojcze, dziękuję za życie, które pozwoliliście mi zachować. I tobie, Jaskari, za przebudzenie. A przede wszystkim dziękuję Marcowi za to, że uczynił ze mnie takiego człowieka, jakim jestem teraz!
Jaskari wysadził ich pod hotelem, pomachał ręką na pożegnanie i poleciał dalej.
Misza ledwie zdążył wejść do niezwykle, jego zdaniem, luksusowego apartamentu rodziców, kiedy otrzymał wiadomość.
Był nią przytłoczony.
– Co takiego? Ja mam się udać do pałacu księcia Marca? Ale w jaki sposób się tam dostanę?
– Ktoś po ciebie przyjdzie wyjaśniła matka, równie podniecona jak syn. Cóż to za zaszczyt, Misza, cóż za zaszczyt!
– Ach, ja kocham księcia Marca! – westchnął chłopak entuzjastycznie.
– Pst, Misza, tak mówić nie wolno – szepnęła matka.
– A to dlaczego? – zdziwił się…
Natasza się zakłopotała.
– No… po prosili nie wypada.
Wszedł ojciec i przerwał im rozmowę.
– Pospiesz się, zacznij się przygotowywać, będą tu już za pół godziny,
Po Miszę przyszła Indra. Chłopak natychmiast poznał ją po glosie i zaraz zaczął się zastanawiać, czy wszystkie kobiety są równie piękne. Przecież dech zapierało mu w piersiach za każdym razem, gdy jakąś widział. Żadna jednak nie mogła się mierzyć z jego Eleną.
Łączyła ich wszak wspólna tajemnica…
Wystarczyło, by o tym pomyślał, a już czuł łaskotanie pod skórą.
Indra zerknęła na niego zdziwiona.
– Uśmiechnąłeś się teraz jak kot, który dopadł tłustej myszy. O czym sobie pomyślałeś, Misza?
Drgnął zdziwiony.
– Co takiego? Ja? Nie, nic. O niczym.
Matka martwiła się, czy Misza da radę iść sam i stać tak długo, Indra jednak zapewniła ją, że będzie go pilnować, jakby był niemowlęciem.