Выбрать главу

Woroniecki odetchnął po długiej przemowie i milczał przez chwilę. Potem wstał, lekko przesunął parawan i skierował światło na pieniek do rąbania drewna, w którym tkwił duży topór. Pieniek był ustawiony na podłodze wyłożonej gumowymi fartuchami.

– Wiesz, co wymyśliłem, Edziu? – Hrabia spoglądał tona jednego, to na drugiego związanego. – Wymyśliłem, jak rozwiązać problem Potoka i Nierobisch jednocześnie. Jestem w końcu doktorem matematyki, potrafię rozumować logicznie i oryginalnie. Pamiętasz z mitologii, jak Tezeusz zabił Minotaura? Tak, pamiętasz. Odciął mu głowę, Edziu. A teraz odegramy ten mit na nowo. Ty będziesz nowym Tezeuszem, a ja to upamiętnię na taśmie filmowej.

Chodził dokoła i zapalał dodatkowe reflektory. Był bardzo podekscytowany – jak dyrektor przed teatralną premierą. Nastawił kamerę i zaczął kręcić. Obiektyw kierował to na Popielskiego, to na Potoka.

– Zrobisz to, Edziu, zrobisz – mówił Woroniecki, jakby do siebie – a ja to wszystko zarejestruję. Będę miał na taśmie pięknego Tezeusza i pięknego Minotaura. A potem taśmę schowam w moim sejfie i będę ci wydawał rozkazy. A ty będziesz je spełniał. Jeśli nie będziesz chciał, usłyszysz magiczne zaklęcie. Brzmi ono: „Wyślę taśmę do Mariana Zubika”. Będziesz mój, Edziu… Będziesz wykonywał rozkazy i prosił o więcej. A oto pierwszy:

wydostaniesz z więzienia Nierobisch i oddasz mi ją w prezencie.

Dość mam płacenia tej starej, brudnej czarownicy…

– Nikogo nie zabiję – wycharczał Popielski.

– Nie zabijesz? – Woroniecki z łatwością wyciągnął topór z pnia. – No to trudno. Moi ludzie, moi wierni przyjaciele z katowickich czasów, wywiozą cię do brzuchowickiego lasu. Wykopią tam dół, wrzucą cię do środka i przykryją naszym żyznym czarnoziemem. A twoja ukochana Rita nie przyjdzie na twój grób… Nie zapali świeczki tatusiowi, do którego się tak pięknie przytulała, jak na tym zdjęciu…

Popielski patrzył na Woronieckiego jak skamieniały.

– Nie przyjdzie… – Hrabia przesunął palcem po ostrzu topora. – Bo będzie daleko stąd. Będzie królową piękności. W burdelu w Buenos Aires!

Podszedł do Popielskiego, wziął zamach i wbił topór u jego stóp. Na trzonek zarzucił gumowy fartuch.

– A jeśli zabijesz Minotaura – powiedział – ujrzysz

Ritę, która jest całkiem niedaleko. Przez te pół roku jeszcze wypiękniała. Jest, jest tutaj… Tak bardzo ci chciała złożyć życzenia imieninowe! Jeśli zechcesz, to możesz z nią nawet wrócić do domu. Ale czy ona zechce? Przy mnie będzie aktorką, a ty chciałeś z niej zrobić łacinniczkę! Myślisz, że nie mam wielu przyjaciół w branży filmowej? Wielu z nich kręciło po cichu niegrzeczne filmy, w których występowały niektóre moje dziewczęta. Ale nie bój się! Nie Rita! Ona jest prawdziwą artystką! No to jak? Załóż fartuch! Topór czeka.

Krzyknął: „Zaczynamy!”, i do pomieszczenia weszli dwaj ludzie, którzy przywieźli Popielskiego. Jeden wycelował w niego browninga, a drugi uwolnił go z kajdanek.

Popielski czuł w głowie pustkę, wykonywał ruchy jak automat. Założył fartuch.

– Zaczynam filmować! Akcja! – wrzasnął Woroniecki zza kamery.

Popielski chwycił za łańcuch owijający szyję bestii i pociągnął ciało w stronę pieńka. Minotaur zaczął się miotać na wszystkie strony, jak ryba wyrzucona z wody. Gumowe fartuchy zwijały się i piszczały okropnie w zetknięciu z jego mokrą od potu skórą.

– Ogłusz go najpierw! – krzyknął hrabia. – Bo inaczej nie położysz mu mordy na pieńku!

Popielski uniósł topór. Pod nim wiło się ludzkie ciało. Nie zwierzęce. To nie była bestia, to był człowiek, który nie może zostać zaszlachtowany jak tucznik. Powinien być sprawiedliwie osądzony i powieszony w majestacie prawa. A jeśli jakiś złotousty spryciarz, jakiś mecenas dwojga nazwisk, go wybroni? Sąd ogłosi wyrok: oskarżony zostaje oddany na leczenie do zakładu zamkniętego! A Popielski będzie tego słuchał, mając przed oczami wygryzione twarze dziewcząt, strupy na ciele Marii Szynok i bąble krwi na wargach Zaremby. Uniósł topór i obuchem uderzył w skroń Potoka. Ten szarpnął się i zwiotczał. Popielski nasunął kark Potoka na pieniek, ale bezwładne ciało spadło. Kopnął ze złością pieniek i uniósł nad głowę ręce, w których tkwił topór.

– Poczekaj, poczekaj! – wrzasnął Woroniecki. – Na Boga, nie wyłaź mi z kadru!

Po chwili Popielski już nic nie słyszał ani nie czuł. Poza krwią bestii na swoich nogach.

Lwów, czwartek 14 października 1937 roku,

godzina szósta po południu

Rita Popielska siedziała w swoim wspaniałym apartamencie w kamienicy Rohatyna na rogu Kościuszki i 3 Maja. Niespokojnie chodziła po luksusowo urządzonym pokoju, którego wystrój znany architekt i dekorator, Dionizy Czyczkowski, oparł na spokojnej i eleganckiej kremowej tonacji. Miotała się między zegarem a stołem, między nowoczesnym kredensem a antycznym fotelem, który stanowił zamierzoną ekstrawagancję w tym modernistycznym i ascetycznym w formie apartamencie. Serce podeszło jej do gardła, kiedy usłyszała dzwonek w drzwiach, a służący wszedł do pokoju i otworzył usta, aby oznajmić nadejście jakiegoś gościa.

Nie zdążył tego zrobić. Zachwiał się pod naporem silnej ręki i oparł o ścianę. Do pokoju wtargnął jej ojciec i zaraz przegnał służącego. Na jego widok Rita upadła na kolana. Czuła, jakby ziemia usuwała się jej spod stóp. Jej szczupła kibić zakołysała się jak w transie i dziewczyna runęłaby na podłogę, gdy nie pochwyciła jej ojcowska dłoń. Rita przycisnęła do niej swoje usta. Płakała cicho, bez szlochu i spazmów. Po dłoni Popielskiego płynęły łzy. Klęczał w milczeniu nad córką i gładził jej włosy koło uszu. Było to miejsce, które najbardziej lubił całować, gdy była dzieckiem. Wciągał wtedy powietrze i czuł w jej lokach zapach lasu spod Sokolnik, gdzie spędzali wakacje, albo słoną woń morza i władysławowskiej plaży. Teraz też chciał ją tam pocałować, lecz nie zrobił tego. Czuł jakiś obcy zapach, nieznane mu ostre perfumy. „Będzie królową piękności w burdelu w Buenos Aires!”

Popielski otarł oczy, sapnął, odsunął delikatnie córkę, wstał i usiadł przy stole. Splótł palce, jakby chciał odgrodzić się od uczuć, które nim szarpały. Rita też wstała i usiadła naprzeciw ojca. Położyła na jego ręce swą wiotką dłoń z drogocennym brylantem na palcu.

– Błagam, tatusiu, niech mi tatuś wybaczy. – Dwie łzy w jej oczach powiększyły się i spadły na policzki. – Niech tatuś przebaczy mi, wczoraj miał imieniny! Muszę dziś usłyszeć od taty słowa przebaczenia!

– Wybaczam ci – szepnął, zacisnął powieki, lecz nie zdołał zatrzymać dwóch łez, które przedarły się przez jego gęste rzęsy.

– Byłam potworną, głupią egoistką. – Rita wyjęła koronkową chusteczkę i przytknęła do oczu; potrafiła w jednej chwili opanować się, jak jej matka. – Ale niech tatuś nie myśli, że porzuciłam dom rodzinny, bo uważałam go za nieznośnego tyrana! Nie, tak nie było! Ojcze, wysłuchaj mnie! Bronisław do mnie pisał i uwodził mnie listownie. Korespondowaliśmy: oczarował mnie. Wysłał mi swoją fotografię z dedykacją… Wtedy, w święto wiosny, poszłam na umówione z nim spotkanie. Towarzyszyła mi Tyka. Bałam się sama iść. To było na Żulińskiego. Mieliśmy się spotkać w klubie bilardowym! Nagle ujrzałam ciebie i zdenerwowałam się, że mnie śledzisz. A ty wtedy ścigałeś tego Minotaura. Był to kompletny przypadek, że cię zobaczyłam! Tyka uciekła ze strachu, a ja pobiegłam do tego klubu, który zresztą nie był żadnym klubem!