– Uspokój się, dziewczyno! Już po wszystkim. Poszło gładko, lekarze są jak najlepszej myśli.
– Chcę ją zobaczyć – prawie mną potrząsnęła. – Słyszysz?
– Zobaczysz. Słowo. Jest teraz z moimi rodzicami, trochę to potrwa, ale jutro… No, uspokój się. Jest cała i właściwie zdrowa. Trochę popłakuje po nocach, ale nie bardzo, bo jej wmawiamy, że lada dzień mama będzie na chodzie i się z nią spotka.
– Nie mogę uwierzyć – powiedziała w końcu zduszonym głosem.
– Jak w bajce, co? Wystarczyło zaszantażować naszą kochaną władzę. – Spoważniałem i dodałem ciszej: – Mieliśmy szczęście. Ci, co w tym siedzieli, mieli dość krótkie ręce, ale nie aż tak, by nie stać ich było na zorganizowanie Oli przeszczepu. Lekarze ci tego chyba nie powiedzieli, ale w jej przypadku wymagana była daleko idąca zgodność tkanek między nią a dawcą. Niewiele z tego zrozumiałem, tyle tylko, że trudno byłoby znaleźć właściwy szpik poza rodziną, nawet gdyby zaangażować naprawdę duże sumy.
– Zaszantażować?
Jej dziecko było przez długi czas bardziej martwe, niż sądziła, a ona nie skomentowała tego słowem. Sekunda drętwoty, czerń w oczach – i już była tu, ze mną.
– Ile właściwie pamiętasz z tamtej soboty? Kiedy Milo zaczął wymachiwać karabinem, nie bardzo mogłem się tobą…
– Tych żołnierzy jeszcze kojarzę. To Milo do nich strzelał, mam rację? – Przytaknąłem. – Później chyba rozmawialiście. Ale potem obudziłam się już tutaj. A końcówka tego na Pecinacu… Nie jestem pewna, co było naprawdę.
– Nowicki był naprawdę. To ten, którego Milo nie zastrzelił. Udało mi się go przekonać. Twierdzi, że sam nikogo nie zabił, i chyba nie kłamie. Nie zastrzelił nas, chociaż mógł. Wyśpiewał wszystko. No i pożyczył radio. Porządne, wojskowe, z szyfratorem. Mogłem targować się z Olszewskim, nie wychylając nosa poza Pecinac.
– To on kazał do nas strzelać?
– Tak. To znaczy… formalnie był w porządku. Trudno mu coś udowodnić. Ewidentne jest tylko tuszowanie prawdy, ale za to akurat oficerów się nie karze. Żaniec zręcznie to rozegrał, postawił armię przed faktami dokonanymi, a kiedy zginęła Ana, już nie sposób było się wyplątać z całej afery. Osobiście uważam, że Olszewski wyczuł, na co się zanosi, kiedy posłał was do kliniki. A Ana źle to rozegrała, nie narobiła w porę krzyku… Milo pamięta, że to była taka trochę szara myszka, nieśmiała, nie za bardzo bystra… Ktoś zastrzelił jej rodziców, nie wiadomo za co, bo małżeństwo było mieszane; kręciła się potem przy wojsku, pomagała sanitariuszom za miskę zupy. W końcu przepadła bez śladu. Chłopcy Sułtana robili czasem wypady, pewnie i ją zgarnęli. Nawet nie znała twarzy tych żołnierzy, na których się skarżyła Olszewskiemu. Nie była za ładna, nikt jej chłopakom Żańca nie zaproponował. Nie miała okazji się przyjrzeć. I pojechała do kliniki akurat z tymi, z którymi nie powinna.
– Biedna mała…
– Biedna – zgodziłem się. – Ja też… Mało brakowało, a zacząłbym przekonywać Mila, że to jej tampon znalazł wtedy Kosta. Cały czas chodziła mi po głowie ta narzeczona Juki Spahovicia z Dubrovki, a ją tam pochowano. Tyle że to przypadek. Żaniec powiedział potem Nowickiemu, że dziewczyna rozpoznała ich w drodze powrotnej, wyskoczyła, próbowała uciekać, a Lipko strzelił, ranił ją, no i trzeba było dobić. Wybrali Dubrovkę, bo to niedaleko, miała spory cmentarz i praktycznie żadnych mieszkańców. Ale było jeszcze wcześnie, przyuważył ich jakiś staruszek, więc wyciągnęli z pustego domu szafę, zainscenizowali pogrzeb. Mogli dziadka kropnąć, ale tak było bezpieczniej. Oficjalnie zgłoszona śmierć, legalny grób, na papierze wszystko gra. W to akurat wierzę – że z pogrzebem było tak, jak Żaniec opowiedział. Gorsza sprawa z ucieczką Any. Sprawdzałem na mapie: jeśli zginęła blisko Dubrovki, to nijak nie mogli odwozić jej ani do domu, ani z powrotem do polskiego obozu. Myślę, że od początku planowali… Ty nic nie pamiętałaś, była szansa, że nie przeżyjesz, Romanowi wpadłaś w oko, a Żaniec miał na ciebie w razie czego haka. Nie stanowiłaś zagrożenia, Roman obiecał cię pilnować – mogłaś żyć. Ona nie. Potem Roman się zakochał i problem sam się rozwiązał. Ślub, pewnie wspólne dzieci, całkowite uzależnienie od męża w obcym przecież kraju… Mieli prawo sądzić, że nawet jeśli sobie zaczniesz przypominać, nie piśniesz słowa. – Zamilkłem na chwilę, dając jej czas na przetrawienie nowin. – No, ale miałem o szantażowaniu… Nie wiem, czy dogadałbym się z Olszewskim, ale na szczęście wrócił z Sarajewa dowódca batalionu. Zobaczył, co się dzieje, i raz-dwa zwinął oblężenie. Warszawa zareagowała błyskawicznie. Uruchomili plan B i kazali mu się z nami dogadać. Milo dostał obietnicę, że nikt nie tknie drugiego wejścia do jaskini i prawda o Sułtanie wyjdzie na jaw. Ja zostałem zrehabilitowany, Nowickiemu zapewniono nietykalność, Oli kurację, a Dorocie angaż do telewizji, radia czy co sobie tylko wymarzy. O ile wiem, wybrała dział zagraniczny TVP.
– O ile wiesz? – Głos Jovanki po raz pierwszy zrobił się doskonale beznamiętny. – Nie zainteresowałeś się bliżej? Tyle czasu minęło…
– Zostawmy Dorotę – uśmiechnąłem się nieznacznie. – Z nogą dobrze, biegać nie będzie, ale chodzić tak, jest w miarę zadowolona i bardzo z siebie dumna. Kazała cię pozdrowić. Odleciałyście wtedy tym samym śmigłowcem.
– To miłe, że pomyślałeś o nas obu. – Uparcie trzymała się komputerowej intonacji. – Ją też odwiedziłeś w szpitalu?
– Załatwiałem sprawy w Warszawie; trudno było nie wpaść.
– To śliczna dziewczyna. I nie taka lalka, na jaką wygląda.
Zamilkła. Trzymałem w palcach jej wilgotną dłoń i pierwszy raz w życiu rozkoszowałem się kobiecym gniewem. Dopiero gdy przypomniała sobie o ręce i mi ją zabrała, powróciłem na ziemię.
– Myślę, że będziemy mieli spokój. – Teraz ja postarałem się o rzeczowy, wolny od emocji ton. – W całej tej aferze nie siedział nigdy nikt naprawdę bardzo, bardzo ważny. Może coś tam słyszeli, ale nic ponadto. A i ci w randze wiceministra raczej przymykali oczy, niż czynnie się angażowali. To dlatego Jaroszuk cię wybronił, Tapczaniarz musiał na nas polować, podkładając chałupnicze bomby, a Ola wskoczyła raz-dwa na pierwsze miejsce w kolejce do przeszczepu. Chwalić Boga, w Polsce nikt nie ufa tajnym służbom i politykom, a już najmniej inny polityk. Nikt nie chciał chyba do NATO aż tak, by ryzykować własnym tyłkiem. Głowa w piach i niech ci z dołu sami po sobie posprzątają. Teraz my tkwimy w układzie. Mamy o wszystkim zapomnieć, ze szczególnym uwzględnieniem tego, że ktoś posłał snajpera pod Jeżynową Górkę. Przypisali to Żańcowi, ale wcale nie byłbym zdziwiony, gdyby to Olszewski osobiście… Dla nas najważniejsze, że układ jest stabilny i wszystkim się opłaca, więc nie musisz się bać. W Stanach pewnie by nas sprzątnęli dla świętego spokoju, ale Polska to Polska. Czasem warto się urodzić w popieprzonym kraju.
– Nie boję się. – Specjalnie przechyliła głowę, bym mógł lepiej zajrzeć w jej oczy i sprawdzić, że nie kłamie. – Oli nawet w Stanach nie mieliby powodu… a to jedno się liczy.
– No dobrze – westchnąłem. – A teraz o rzeczach mniej przyjemnych. Zaczęliśmy mówić o twojej przeszłości.
Skinęła głową na znak, że wie, do czego zmierzam, i akceptuje taki kierunek rozmowy. Chyba oboje chcieliśmy mieć to za sobą.
– Pytałeś, od kiedy wiem, jaki ze mnie twardziel. No więc po moście była Aisza i to, co powiedziała o preferencjach Sułtana i o mnie jako o prostytutce. Wychodziło na to, że skoro nie byłam dziwką, to prawdopodobnie jego panienką. Niby w grę wchodzili i inni, ale świecidełka, którymi się poobwieszałam, były naprawdę drogie. No i te sińce… Bulatović wspomniał, że wszystko było dość świeże: i ślady bicia, i rany po nakłuciach. Czyli w tym samym czasie ktoś dawał mi wycisk i obwieszał biżuterią.