Выбрать главу

Dean R. Koontz

Głos Nocy

The Voice Of The Night

Przełożył: Jan Kabat

Starym przyjaciołom -

Harry’emu i Dianie Recardom

Andy’emu i Annie Wickstromom

którzy, niczym wino, stają się z roku na rok coraz lepsi

Zimny dreszcz trwogi przebiega przez żyły

[WILLIAM SHAKESPEARE, tłum. S. Barańczak]

CZĘŚĆ PIERWSZA

1

– Zabiłeś coś kiedykolwiek? – spytał Roy.

Colin zmarszczył brwi.

– Na przykład co?

Chłopcy siedzieli na wysokim wzgórzu położonym przy północnym krańcu miasta. W dole rozciągał się ocean.

– Wszystko jedno – powiedział Roy. – Czy w ogóle zabiłeś coś kiedykolwiek?

– Nie wiem, co masz na myśli – powiedział Colin.

W oddali, po wodzie, na której tańczyły promienie słońca, płynął ogromny statek, kierując się na północ, w stronę odległego San Francisco. Bliżej wybrzeża wznosiła się platforma wiertnicza. Na opustoszałej plaży stado ptaków niezmordowanie dziobało mokry piach w poszukiwaniu swojego lunchu.

– Musiałeś coś przecież zabić – powiedział Roy niecierpliwie. – A robaki?

Colin wzruszył ramionami.

– Pewnie. Moskity. Mrówki. Muchy. I co z tego?

– Jak ci się to podobało?

– Co podobało?

– Zabijanie.

Colin patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, wreszcie potrząsnął głową.

– Dziwnie się czasem zachowujesz, Roy.

Roy uśmiechnął się szeroko.

– Lubisz zabijać robaki? – spytał niespokojnie Colin.

– Czasem.

– Dlaczego?

– To prawdziwy trzask.

Wszystko, co uważał za zabawne, wszystko, co go podniecało, Roy nazywał „trzaskiem”.

– Co tu lubić? – spytał Colin.

– Odgłos, jaki wydają, gdy się je rozgniata.

– No tak.

– Wyrwałeś kiedyś modliszce nogi i patrzyłeś, jak próbuje potem chodzić? – spytał Roy.

– To głupie. Naprawdę głupie.

Roy odwrócił się w stronę huczącego uparcie morza i buntowniczo podparł się pod boki, jakby rzucał wyzwanie nadpływającej fali. Była to typowa dla niego poza – był urodzonym wojownikiem.

Colin miał 14 lat, tyle samo co Roy, i nigdy nie rzucał wyzwania nikomu ani niczemu. Unoszony nurtem wydarzeń, nigdy nie próbował im się przeciwstawiać. Przekonał się dawno temu, że opór wywołuje ból.

Teraz – gdy siedzieli razem na pokrytym rzadką i suchą trawą wzgórzu – patrzył z zachwytem na przyjaciela.

Nie odwracając wzroku od morza, Roy spytał”

– Zdarzyło ci się zabić coś większego niż robaki?

– Nie.

– A mnie tak.

– Naprawdę?

– Mnóstwo razy.

– Co zabijałeś? – spytał Colin.

– Myszy.

– Słuchaj – powiedział Colin, nagle coś sobie przypominając – mój tata zabił kiedyś nietoperza.

Roy spojrzał na niego.

– Kiedy to było?

– Kilka lat temu, w Los Angeles. Mama i tata byli jeszcze razem. Mieliśmy dom w Westwood.

– I właśnie tam zabił tego nietoperza?

– Tak. Musiały chyba mieszkać na strychu. Jeden z nich wpadł do sypialni rodziców. To było w nocy. Obudziłem się i usłyszałem krzyk mamy.

– Była nieźle wystraszona, co?

– Przerażona.

– Naprawdę szkoda, że tego nie widziałem.

– Wybiegłem na korytarz i pobiegłem do ich sypialni. Nietoperz latał pod sufitem.

– Była naga?

Colin zrobił zdziwioną minę.

– Kto?

– Twoja matka.

– Oczywiście, że nie.

– Myślałem, że może spała nago, a ty ją zobaczyłeś.

– Nie – powiedział Colin. Czuł, że się czerwieni.

– Miała na sobie peniuar?

– Nie wiem.

– Nie wiesz?

– Nie pamiętam – powiedział niepewnie Colin.

– Gdybym to ja ją zobaczył, zapamiętałbym, jak dwa razy dwa cztery.

– No cóż, chyba miała peniuar – powiedział Colin. – Tak, teraz sobie przypominam.

W rzeczywistości nie pamiętał, czy miała na sobie piżamę, czy futro, i nie pojmował, dlaczego Roy przywiązuje do tego aż takie znaczenie.

– Był przezroczysty?

– Co było przezroczyste?

– Na litość boską, Colin! Czy peniuar był przezroczysty?

– A niby dlaczego miał być przezroczysty?

– Czy ty jesteś kretyn?

– Dlaczego miałbym gapić się na własną matkę?

– Bo jest nieźle zbudowana, dlatego.

– Chyba żartujesz!

– Ma ładne piersi.

– Nie bądź śmieszny, Roy.

– I ma kapitalne nogi.

– Skąd wiesz?

– Widziałem ją w kostiumie kąpielowym – powiedział Roy. – Jest niezła.

– Jaka?

– Sexy.

– Jest moją matką!

– No to co z tego?

– Czasem mnie zadziwiasz, Roy.

– Jesteś beznadziejny.

– Ja? Rany.

– Beznadziejny.

– Wydawało mi się, że rozmawiamy o nietoperzu.

– No i co się stało z tym nietoperzem?

– Mój tata przyniósł miotłę i strącił go na podłogę. Walił w niego tak długo, aż wreszcie przestał piszczeć. Żałuj, że nie słyszałeś tego pisku. – Colin wzdrygnął się. – To było okropne.

– Krew?

– Hę?

– Czy było dużo krwi?

– Nie.

Roy znów spojrzał na morze. Nie wydawał się poruszony opowieścią o nietoperzu.

Ciepła bryza plątała mu włosy. Miał gęste, złote włosy i zdrową, piegowatą twarz, taką, jakie widuje się w reklamach telewizyjnych. Był dobrze zbudowany – silny jak na swój wiek i atletyczny.

Colin żałował, że nie wygląda tak jak Roy.

Pewnego dnia, gdy będę bogaty – myślał – wkroczę do gabinetu chirurga plastycznego z milionem dolców i fotografią Roya w kieszeni. Każę zmienić swój wygląd. Absolutna metamorfoza. Chirurg zrobi mi płowe włosy. A potem spyta: – „Nie chcesz już mieć tej chudej, bladej twarzy, co? Nie dziwię ci się. Kto by chciał? Zrobimy z ciebie przystojnego faceta”. – Zajmie się też moimi uszami. Kiedy skończy, nie będą już takie duże. I zrobi coś z tymi cholernymi oczami. Nie będę już musiał nosić tych grubych szkieł. I jeszcze spyta: „Chcesz, żebym wzmocnił trochę twoją klatkę piersiową, ręce i nogi? Żaden problem. Proste jak drut”. – I wówczas nie będę tylko wyglądał tak jak Roy. Będę równie mocny jak on i nie będę się bał niczego, niczego w świecie. Tak. Ale chyba będzie lepiej, jak wkroczę do gabinetu z dwoma milionami.

Wciąż obserwując statek płynący po morzu, Roy powiedział”

– Zabijałem także większe stworzenia.

– Większe od myszy?

– Pewnie.

– Na przykład?

– Koty.

– Zabiłeś kota?

– Przecież mówię, nie?

– Dlaczego?

– Z nudów.

– To nie powód.

– To było coś.

– Rany.

Roy odwrócił się.

– Ale kit – powiedział Colin.

Roy przykucnął przed Colinem i wlepił w niego wzrok.

– To był trzask. Naprawdę niezły trzask.

– Trzask? Zabawa? Co może być zabawnego w zabiciu kota?

– A dlaczego nie miałoby być zabawne? – spytał Roy.

Colin był jednak sceptyczny.

– Jak go zabiłeś?

– Najpierw wsadziłem do klatki.

– Jakiej klatki?

– Starej klatki dla ptaków, trzy stopy kwadratowe.

– Skąd ją wziąłeś?

– Leżała w piwnicy. Kiedyś moja matka miała papugę. I kiedy ta papuga zdechła, nie kupiła sobie nowej, ale też zostawiła klatkę.