Po kinie, gdy słońce zanurzało się w Pacyfiku, Colin odprowadził ją do domu. Powietrze napływające od strony oceanu było słodkie. Nad ich głowami kołysały się i szeptały palmy.
Dwie przecznice za kinem Heather potknęła się o wystający kawałek chodnika. Nie przewróciła się ani nawet nie straciła równowagi, ale powiedziała”
– Niech to diabli! – Zaczerwieniła się. – Jestem taka niezgrabna.
– Nie powinno się dopuszczać, żeby chodnik był w takim stanie – powiedział Colin. – Ktoś może zrobić sobie krzywdę.
– Nawet gdyby był idealnie równy i gładki, to i tak bym się pewnie potknęła.
– Dlaczego tak twierdzisz?
– Jestem ofiara i niezdara.
– Ależ skąd.
– Owszem, jestem. – Znów ruszyli przed siebie i Heather powiedziała: – Wiele bym dała za to, żeby mieć choć w połowie tyle wdzięku, co moja matka.
– Masz go dużo.
– Jestem niezgrabna. Powinieneś zobaczyć moją matkę. Ona nie chodzi – ona płynie. Gdybyś ją widział w długiej sukni, w czymś dostatecznie długim, co zakryłoby jej stopy, to pomyślałbyś, że w ogóle nie porusza nogami. Pomyślałbyś, że unosi się na poduszce powietrznej.
Szli przez minutę w milczeniu.
Wreszcie Heather westchnęła i odezwała się”
– Jest mną rozczarowana.
– Kto?
– Moja matka.
– Dlaczego?
– Nie potrafię się podciągnąć.
– Do czego?
– Do niej – powiedziała Heather. – Wiesz, że moja matka była Miss Kalifornii?
– Chodzi ci o konkurs piękności?
– Tak. Wygrała. Wygrała też wiele innych konkursów.
– Kiedy to było?
– Siedemnaście lat temu, kiedy była dziewiętnastolatką.
– O rany – powiedział Colin. – To naprawdę coś.
– Kiedy byłam małą dziewczynką, posyłała mnie na różne dziecięce konkursy piękności.
– Tak? Jakie tytuły zdobyłaś?
– Żadnych.
– Trudno w to uwierzyć.
– To prawda.
– Nie zgrywaj się, Heather. Musiałaś coś wygrać.
– Nie, naprawdę. Nigdy nie zajęłam lepszego miejsca niż drugie. A zwykle zajmowałam tylko trzecie.
– Zwykle? Chcesz powiedzieć, że w większości konkursów zajmowałaś albo drugie, albo trzecie miejsce?
– Drugie zajęłam cztery razy. Trzecie dziesięć razy. A pięć razy żadnego.
– Ależ to fantastyczne! – wykrzyknął Colin. – Doszłaś do trzech najwyższych miejsc w czternastu przypadkach na dziewiętnaście!
– W konkursach piękności liczy się tylko numer jeden, zdobycie tytułu – powiedziała Heather. – W konkursach dla dzieci prawie każdy raz na jakiś czas dochodzi do drugiego czy trzeciego miejsca.
– Matka musiała być z ciebie dumna – upierał się Colin.
– Zawsze twierdziła, że tak właśnie jest, za każdym razem, gdy zajmowałam drugie czy trzecie miejsce. Ale ja zawsze miałam wrażenie, że tak naprawdę jest bardzo rozczarowana. Gdy nie zajęłam pierwszego miejsca przed ukończeniem dziesiątego roku życia, przestała mnie już posyłać. Chyba doszła do wniosku, że jestem beznadziejnym przypadkiem.
– Miałaś wspaniałe wyniki!
– Nie zapominaj, że ona była numerem pierwszym – powiedziała Heather. – Była Miss Kalifornii. Nie była numerem drugim czy trzecim. Była numerem pierwszym.
Nie mógł się nadziwić tej uroczej dziewczynie, która zdawała się nie wiedzieć, że jest naprawdę urocza. Jej usta były zmysłowe, a ona myślała, że są za szerokie. Miała wspaniałe białe i równe zęby, a myślała, że są nieco krzywe. O swoich gęstych i lśniących włosach mówiła, że są szare i zwyczajne. Choć była zwinna jak kot, nazywała siebie ofiarą. Była dziewczyną, od której powinna bić pewność siebie, a ją dręczyły wątpliwości. Pod gładką powłoką kryła się istota niepewna i pełna obaw – tak jak Colin. Wszystko to sprawiło, że nagle poczuł się wobec niej bardzo opiekuńczy.
– Gdybym to ja był jednym z sędziów – powiedział – tobyś wygrała wszystkie te konkursy.
Znów oblała się rumieńcem i uśmiechnęła się do niego.
– Jesteś słodki.
W chwilę później dotarli do jej domu i zatrzymali się przy końcu długiego frontowego chodnika.
– Czy wiesz, co mi się w tobie podoba? – spytała.
– Zachodziłem w głowę, próbując sobie wyobrazić, co to może być – powiedział.
– Po pierwsze, nie mówisz o tym, o czym w kółko mówią inni chłopcy. Im się wydaje, że facet powinien interesować się tylko futbolem, baseballem i samochodami. Mnie to nudzi. A poza tym ty nie tylko rozmawiasz – ty również słuchasz. Mało kto to umie.
– No cóż – powiedział – jedną z rzeczy, które w tobie lubię, jest to, że nie przeszkadza ci, że różnię się od innych chłopaków.
Patrzyli na siebie przez chwilę porozumiewawczo i w końcu Heather powiedziała”
– Zadzwonisz jutro, dobrze?
– Zadzwonię.
– Lepiej już wracaj. Nie chcesz chyba, żeby twoja matka się rozgniewała.
Złożyła nieśmiały pocałunek w kąciku jego ust, odwróciła się i pobiegła do domu.
Przez jakiś czas Colin dryfował jak lunatyk, sunąc przed siebie w przyjemnym otępieniu. Lecz nagle uświadomił sobie, że niebo pokrywa się czernią, cienie rozlewają się, a chłód staje się coraz dotkliwszy. Nie obawiał się przekroczenia ustalonej przez matkę godziny powrotu, nie obawiał się Weezy. Ale bał się spotkania z Royem po zmroku. Resztę drogi do domu pokonał biegiem.
33
Colin powrócił do biblioteki w czwartek rano i zabrał się do swojej pracy. W każdym numerze interesowały go teraz tylko dwie rzeczy: strona pierwsza oraz lista przyjęć i zwolnień ze szpitala. Potrzebował jednak sześciu godzin, by znaleźć to, czego szukał.
Równo rok i jeden dzień po śmierci swej siostrzyczki Roy Borden został przyjęty do szpitala miejskiego w Santa Leona. W jednozdaniowej notatce z pierwszomajowego wydania News Register nie było wzmianki o naturze choroby; Colin był jednak pewien, że miało to związek z wypadkiem, o którym Roy nie chciał mówić, z jakimiś obrażeniami, które pozostawiły tak straszne blizny na jego plecach.
Kolejną osobą, widniejącą na liście przyjęć, była Helena Borden. Jego matka. Colin wpatrywał się w jej nazwisko przez dłuższą chwilę, zastanawiając się. Blizny na plecach Roya… było jasne, że prędzej czy później znajdzie jego nazwisko, ale obecność na liście jego matki zdumiała go. Czy oboje byli ranni w tym samym nieszczęśliwym wypadku?
Colin przesunął film do tyłu i uważnie przeglądał każdą stronę gazety z trzydziestego kwietnia i pierwszego maja. Szukał informacji o wypadku samochodowym, wybuchu czy pożarze, jakiejś katastrofie, w której uczestniczyliby Bordenowie. Nie znalazł niczego.
Znów przesunął film do przodu, skończył tę szpulę i parę innych, ale znalazł tylko dwie użyteczne informacje, z których pierwsza była raczej zagadkowa. W dwa dni po hospitalizacji w Santa Leona panią Borden przewieziono do większego szpitala, pod wezwaniem św. Józefa, który znajdował się w stolicy okręgu. Colin zastanawiał się, dlaczego ją przeniesiono, i przychodził mu do głowy tylko jeden powód. Była w tak ciężkim stanie, że wymagała specjalnej opieki, której miejscowy szpital nie mógł zapewnić.
Nie dowiedział się już niczego nowego o pani Borden, ale odkrył, że Roy był leczony w miejskim szpitalu dokładnie trzy tygodnie. Bez względu na przyczynę obrażenia na plecach musiały być naprawdę poważne.
Colin skończył przeglądać mikrofilmy za piętnaście piąta i podszedł do biurka pani Larkin.
– Właśnie zwrócono tę nową powieść Arthura C. Clarke’a – powiedziała, zanim Colin zdążył się odezwać. – Już ją dla ciebie odłożyłam.