Выбрать главу

Było właśnie tak, jak powiedział Heather: Roy kłamał. Chciał być w domu Kingmana przed Colinem. Gdyby ten próbował zastawić pułapkę, chciał, ukryty w cieniu, obserwować przygotowania.

Colin przewidział ten ruch i był zadowolony ze swojej przenikliwości. Stojąc w ciemnym korytarzu, uśmiechał się.

Coś poruszyło się w ścianie obok niego i Colin podskoczył. Mysz. Nic innego. To nie był Roy. Wciąż słyszał go na dole. Tylko mysz. Może szczur. W najgorszym wypadku kilka szczurów. Nie ma się czym przejmować. Ale wiedział, że lepiej nie być zbytnio pewnym siebie, bo w przeciwnym razie stanie się przed upływem nocy tylko pokarmem dla tych szczurów.

Kroki.

Strumień światła z latarki, zakrywanej ręką.

U podnóża schodów zrobiło się jaśniej.

Roy wchodził na górę.

Colin nagle poczuł, że jego plan jest dziecinny, naiwny i głupi. Że nigdy się nie powiedzie. Nawet za milion lat. On i Heather umrą.

Przełknął z wysiłkiem ślinę i zapalił swoją latarkę, kierując snop światła na schody.

– Cześć, Roy.

42

Roy przystanął, po czym skierował światło na Colina.

Patrzyli na siebie przez kilka sekund. Colin dostrzegł nienawiść w oczach Roya i zastanawiał się, czy jego własny strach jest równie widoczny.

– Już tu jesteś – zauważył Roy.

– Dziewczyna jest na górze.

– Nie ma żadnej dziewczyny.

– Chodź, zobacz.

– Kto to jest?

– Chodź, zobacz – powtórzył Colin.

– Jaki numer chcesz wykręcić?

– Żaden. Powiedziałem ci przez telefon. Chcę być po twojej stronie. Próbowałem być po ich stronie. Ale to się nie sprawdziło. Nie wierzą mi. Nie troszczą się o mnie. Nikt. Nienawidzę ich. Wszystkich. Mojej matki też. Miałeś rację co do niej. To pieprzona suka. Miałeś rację co do nich wszystkich. Nigdy mi nie pomogą. Nigdy. I nie chcę wciąż przed tobą uciekać. Nie chcę do końca życia patrzeć przez ramię. Bo ciebie nie można pokonać. Prędzej czy później byś mnie dopadł. Ty jesteś zwycięzcą. W końcu zawsze wygrywasz. Teraz to widzę. Męczy mnie już ciągłe przegrywanie. Dlatego chcę być po twojej strome. Chcę wygrywać. Chcę wyrównać z nimi rachunki, ze wszystkimi. Będę robił to, czego ty zapragniesz, Roy. Wszystko.

– Więc skombinowałeś dla nas dziewczynę?

– Tak.

– Jak ją tu ściągnąłeś?

– Zobaczyłem ją wczoraj – powiedział Colin, próbując udawać podniecenie, by Roy nie poznał, że wcześniej przećwiczył każde słowo tej przemowy. – Jechałem sobie na rowerze, zwykła przejażdżka, i rozmyślałem, zastanawiałem się, co powinienem zrobić, żeby się z tobą pogodzić. Przejeżdżałem tędy i zobaczyłem, że ona siedzi tutaj na tej ścieżce przed domem. Miała ze sobą blok rysunkowy. Interesuje się sztuką. Szkicowała posiadłość. Zatrzymałem się, zacząłem z nią rozmawiać i dowiedziałem się, że pracuje nad rysunkami domu już od kilku dni. Powiedziała, że przyjdzie tu dziś wieczorem, żeby namalować popołudniowe cienie. Od razu wiedziałem, że tego właśnie szukam. Wiedziałem, że jak ci ją dam, to znów będziemy przyjaciółmi. Jest pociągająca jak diabli, Roy. Naprawdę niezła. Zastawiłem na nią pułapkę. A teraz jest tutaj, w jednej z sypialni, związana i zakneblowana.

– Ot, tak po prostu? – spytał Roy.

– Co?

– Tak po prostu zastawiłeś na nią pułapkę i sam jeden związałeś ją i zakneblowałeś. Takie to było łatwe?

– Nie, skąd! – zaprzeczył Colin. – To w ogóle nie było łatwe. Musiałem ją pobić. Ogłuszyć. Spuścić z niej trochę krwi. Ale mam ją. Zobaczysz.

Roy przyglądał mu się z dołu, zastanawiając się nad tym wszystkim i nie mogąc się zdecydować – odejść czy zostać. Jego lodowate oczy świeciły w słabym, zimnym świetle latarki.

– Idziesz? – spytał Colin. – Czy może się boisz?

Roy zaczął powoli wchodzić na schody. Colin wycofał się w stronę otwartych drzwi pokoju, gdzie czekała Heather. Wkroczył na korytarz pierwszego piętra. Chłopców dzieliło nie więcej niż piętnaście stóp.

– Tutaj – powiedział Colin.

Ale Roy ruszył w stronę pokoju, znajdującego się naprzeciwko sypialni, do której chciał go zwabić Colin.

– Co robisz? – spytał Colin.

– Chcę zobaczyć, kto tu jeszcze jest – powiedział Roy.

– Nikt. Mówiłem ci.

– Chcę sam sprawdzić.

Nie spuszczając wzroku z Colina, Roy oświetlił latarką pokój po drugiej stronie korytarza. Colin pomyślał o kartonowym pudle, które tam pozostawił i poczuł, jak serce zaczyna mu wściekle walić. Wiedział, że cały plan runąłby natychmiast, gdyby Roy zauważył butelkę po keczupie. Ale najwidoczniej pudło nie wyróżniało się niczym szczególnym wśród innych śmieci walających się po podłodze upadłej posiadłości, ponieważ Roy nie wszedł do pokoju, by go sprawdzić. Ruszył wzdłuż korytarza, chcąc upewnić się, czy cała reszta piętra jest pusta.

Colin czekał w drzwiach.

– Nikogo nie ma – stwierdził Roy.

– Jestem z tobą szczery.

Roy ruszył w jego stronę.

Colin wycofał się do sypialni i podszedł szybko do Heather. Stanął obok niej.

Wyglądała tak, jakby miała zamiar krzyczeć pomimo zakneblowanych ust. Colin chciał się uśmiechnąć i dodać jej odwagi, ale bał się; Roy mógł w każdej chwili wejść do sypialni i zorientowałby się, że są w zmowie.

Roy wszedł ostrożnie do pokoju. Ruchomy snop światła jego latarki wyczarowywał na ścianach taniec cieni. Gdy zobaczył dziewczynę, zatrzymał się zaskoczony. Stał w odległości zaledwie piętnastu stóp, zasłaniając jedyne wyjście. To była chwila prawdy.

– Czy to…?

– Tak – powiedział stłumionym głosem Colin. – Znasz ją? Niezła, co?

Roy przyglądał jej się z rosnącym zainteresowaniem. Colin zobaczył, że jego spojrzenie zatrzymało się na łuku gładkich, zgrabnych łydek, potem przesunęło na kolana, wreszcie zawisło na jej naprężonych udach. Roy zdawał się przez całą minutę niezdolny do oderwania oczu od tych smukłych, kształtnych nóg. Wreszcie spojrzał wyżej, na jej zniszczoną bluzkę, na wzgórki piersi, które przeświecały przez podarty materiał. Spojrzał na sznury, na knebel w jej ustach i zajrzał w jej szeroko otwarte, przerażone oczy. Stwierdził, że jest naprawdę przestraszona i jej lęk sprawił mu przyjemność. Uśmiechnął się i odwrócił w stronę Colina.

– Zrobiłeś to.

Colin wiedział, że podstęp się udał. Royowi nigdy nie przyszłoby do głowy, że Colin i Heather sami zastawili na niego pułapkę, bez pomocy dorosłych. Gdy tylko Roy zobaczył, że nikogo poza nimi nie ma w domu, że w innych pokojach nie czekają posiłki, był już przekonany. Tamten Colin, którego znał, był zbyt wielkim tchórzem, by próbować czegoś takiego. Ale tamten Colin już nie istniał. A tego nowego nie znał.

– Ty naprawdę, naprawdę to zrobiłeś.

– Czy ci nie mówiłem?

– Ma krew na głowie?

– Musiałem ją dość mocno uderzyć. Była chwilę nieprzytomna – powiedział Colin.

– Jezu.

– Wierzysz mi teraz?

– Naprawdę chcesz ją wypieprzyć? – spytał Roy.

– Tak.

– A potem zabić?

– Tak.

Heather wydała z siebie jakiś dźwięk, ale jej głos był słaby, a słowa niezrozumiałe.

– Jak ją zabijemy? – spytał Roy.

– Masz przy sobie swój scyzoryk?

– Tak.

– Cóż – powiedział Colin. – Ja także mam swój.

– Chcesz ją – zadźgać?

– Tak jak ty kota.

– To może długo potrwać, jeśli scyzorykiem.

– Im dłużej, tym lepiej – prawda?

Roy wyszczerzył zęby w uśmiechu.